[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej w koszmarach.
- Nie, nie wiedziałem o tym.
W niebieskich oczach Libby błysnęła niechęć.
- Ale nawet gdybyś wiedział, to i tak zrobiłbyś to samo, prawda? Nic cię nie ob-
chodzi, ilu ludzi zranisz. - Poczuła, że ogarnia ją wyczerpanie. - Mój brat wciąż jest w
szpitalu.
- Czy dziecko urodziło się o wiele za wcześnie?
- Nie mam ochoty rozmawiać z tobą o mojej rodzinie!
- Zdawało mi się, że to właśnie robisz - zauważył i dopiero teraz zwrócił uwagę na
asystentkę, która chciwie chłonęła każde słowo. - Gdy Gretchen wróci, powiedz jej, żeby
odwołała wszystkie spotkania zaplanowane na dzisiaj. Chodz - rzucił niecierpliwie do
Libby. - Musisz usiąść.
Wskazał drzwi swojego gabinetu, ale ona z uporem potrząsnęła głową.
- Przecież siedziałam. To ty kazałeś mi wstać.
- Powtórzę jeszcze raz: możesz tam wejść sama albo cię zaniosę.
- Nie ośmieliłbyś się!
- Mylisz się - mruknął.
Wziął ją na ręce i nie zważając na to, że wyrywała się i piszczała, zaniósł do swo-
jego gabinetu.
- Wierzgasz jak prosiak - mruknął, stawiając ją na podłodze. - Poprosiłbym cię, że-
byś usiadła, ale obawiam się, że znowu spotkałbym się z cywilnym nieposłuszeństwem.
R
L
T
Wiesz, gdybyś rzeczywiście chciała wykorzystać tę sytuację, to powinnaś zadzwonić do
prasy.
Libby stała pośrodku gabinetu, oddychając ciężko.
- Jak śmiesz mnie tak traktować! I skąd wiesz, że już nie zadzwoniłam do prasy?
- A zadzwoniłaś?
- Dzwoniłam do miejscowej stacji telewizyjnej - skłamała, wymownie spoglądając
na zegarek. - Powinni niedługo przyjechać. Będą zachwyceni, gdy zobaczą, jak twoi
strażnicy wyrzucają z budynku zapłakaną kobietę.
Popatrzył na zwróconą w jego kierunku twarz. Ciemnobłękitne oczy były zupełnie
suche.
- Nie próbuj grać w pokera, bo zawsze przegrasz. Przecież nie płaczesz.
- Ale będę płakać - obiecała ponuro, po czym, na wypadek gdyby jej nie uwierzył,
zaprezentowała swoje umiejętności w tym zakresie.
Pozwoliła, by oczy napełniły się łzami, zamrugała kilkakrotnie, aż jedna łza spły-
nęła po policzku, otarła ją grzbietem ręki i znów spojrzała na niego wyzywająco, zasta-
nawiając się, ile rodzin ten człowiek doprowadził już do ruiny, nic sobie z tego nie ro-
biąc. Ludzie tacy jak on nakierowani byli wyłącznie na osiąganie celów i nie zważali na
to, kogo zdepczą po drodze.
Usiadła na krześle, które jej podsunął, i w ostatniej chwili ugryzła się w język, by
nie podziękować. Dobre maniery były równie trudne do zwalczenia jak nałogu a często
jeszcze bardziej niewygodne. Rafael z podziwem uniósł ciemne brwi.
- Ta sztuczka że łzami jest całkiem niezła, ale można jej użyć tylko raz.
- Na mojego brata zawsze to działało. - Na wspomnienie Eda do jej oczu znów na-
płynęły łzy, tym razem prawdziwe.
Opuściła ramiona i poczuła się zupełnie wyczerpana. Nie miała już ochoty walczyć
dłużej. Po co właściwie tu przyszła? Co ja chciałam osiągnąć, zastanawiała się tępo.
- To nie ma sensu. Niepotrzebnie tu przychodziłam. Muszę wracać. Wszyscy będą
się zastanawiać, gdzie jestem. - Urwała; dopiero teraz uświadomiła sobie, że nikomu nie
powiedziała, dokąd się wybiera. Spróbowała się skupić i przypomnieć sobie wszystkie
wydarzenia, które ją tu przyprowadziły.
R
L
T
Gdy jechała do szpitala, wioząc zmianę ubrań dla Eda, przyszło jej do głowy, żeby
porozmawiać bezpośrednio z człowiekiem odpowiedzialnym za nieszczęście. Te ubrania
chyba wciąż leżały w samochodzie. Następne wspomnienie pochodziło z chwili, gdy sta-
ła przed tym budynkiem, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć czasu między jednym
a drugim wydarzeniem.
- Utykasz?
Bez zainteresowania opuściła wzrok na pulsującą bólem stopę.
- To nic takiego.
- Pozwól, że ja to ocenię.
- Myślisz, że twoja opinia ma dla mnie jakieś znaczenie? - Zaśmiała się lekceważą-
co. - Zwichnęłam sobie kostkę i to wszystko. - Wydawało jej się, że było to już bardzo
dawno temu.
- Pozwól mi to zobaczyć - powtórzył i przyklęknął przed nią. Przymknęła oczy z
wrażeniem, że cały gabinet wiruje wokół niej. - Pokaż mi tę stopę.
Wyciągnęła nogę w jego stronę. Nie potrafiła powstrzymać grymasu bólu, gdy
ściągnął jej but.
- To nie wygląda dobrze.
- To nic takiego - powtórzyła z uporem, ale on nie dał się zniechęcić i poruszył jej
kostką w jedną i drugą stronę.
Jego dotyk był bezosobowy, lecz zadziwiająco delikatny.
- Wydaje mi się, że nic nie jest złamane - rzekł po dłuższej chwili.
- Sama mogłam ci to powiedzieć.
- Ale wygodniej by ci było z opatrunkiem. - Podniósł wzrok na jej bladą twarz. -
Zaczekaj tutaj.
Wyszedł do sąsiedniego gabinetu i ucieszył się na widok Gretchen, która wróciła
już na swój posterunek i spojrzała na niego pytająco. Nie miał pojęcia, co usłyszała od
swojej zastępczyni, ale w każdym razie nie traciła czasu na zbędne pytania, gdy powie-
dział jej, czego potrzebuje.
R
L
T
Wrócił do siebie. Libby stała tam, gdzie ją zostawił. Wydawała się jeszcze bledsza.
Spojrzała na niego, ale jej oczy były dziwnie puste. Zaklął cicho pod nosem. Dotychczas
napędzała ją adrenalina i złość, ale te zasoby już się wyczerpały.
- Wydaje mi się, że tu będzie ci wygodniej - wskazał głową na sofę przy ścianie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates