Christie Agatha Morderstwo w Mezopotamii 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pasażerowie będą wyposażeni w paszporty bez zarzutu.
Kapitan Maitland obrzucił Poirota przenikliwym spojrzeniem.
 Wysłał pan telegram? Dwaj pasażerowie? Poirot skinął głową.
 Są w sprawę zamieszani dwaj mężczyzni.
 Dochodzę do wniosku, panie Poirot, że chowa pan w rękawie parę asów.
Poirot potrząsnął przecząco głową.
 Nie, nie, nic właściwie nie chowam. Prawda oświeciła mnie dopiero dziś, kiedy
obserwowałem wschód słońca. Bardzo piękny wschód słońca.
Chyba nikt nie zauważył, że jest wśród nas pani Mercado. Musiała się wślizgnąć wtedy,
kiedy zajęci byliśmy tymi okropnymi żarnami.
I teraz nagle bez żadnego ostrzeżenia rozdarła się jak prosię, któremu podrzynają gardło.
 O mój Boże!  wrzasnęła.  Teraz wszystko widzę! Jasne jak słońce! To był ojciec
Lavigny! Szalony człowiek. Ma religijną manię. Myśli, że wszystkie kobiety są grzeszne. On
je wszystkie zabija. Najpierw panią Leidner, potem pannę Johnson. Następna będę ja!
Z krzykiem rzuciła się przez pokój i dopadła doktora Reilly czepiając się jego marynarki.
 Ja tu nie zostanę! Ani jednego dnia dłużej! Wisi nad nami grozba! On się gdzieś
ukrywa! Czatuje, czyha! W każdej chwili może zaatakować!
Otworzyła szeroko usta i znów zaczęła się głośno wydzierać.
Pośpieszyłam do doktora Reilly, który pochwycił panią Mercado za przeguby. Trzepnęłam
ją mocno w każdy policzek i z pomocą doktora Reilly usadziłam w krześle.
 Nikt pani nie zabije  powiedziałam.  Jest pani pod opieką. Proszę spokojnie
siedzieć. Zachowywać się przyzwoicie. Dość tego!
Przestała krzyczeć. Zamknęła usta i patrzyła na mnie zdumionymi głupimi oczami.
Potem nastąpiło nowe zamieszanie, bowiem weszła Sheila Reilly. Twarz miała bladą i
bardzo poważną. Podeszła prosto do Poirota.
 Poszłam wcześniej na pocztę i był tam telegram dla pana& Więc go przywiozłam.
 Dziękuję, mademoiselle.
Wziął telegram do ręki, rozerwał kopertę. Sheila Reilly pilnie obserwowała jego twarz. Ale
ta pozostała nieruchoma. Po przeczytaniu telegramu złożył go starannie i schował do kieszeni.
Pani Mercado też się przyglądała panu Poirot. Zdławionym głosem spytała:
 Czy to& telegram z Ameryki?
 Nie, madame  odparł.  Z Tunisu.
Przez chwilę patrzyła, jakby nie rozumiejąc, a potem z głębokim westchnieniem opadła na
oparcie krzesła.
 Ojciec Lavigny  powiedziała. Miałam rację. Zawsze sądziłam, że jest bardzo
dziwny. Rzeczy, które mi raz mówił& Przypuszczam, że to szaleniec.  Na chwilę zamilkła,
a potem dodała:  Będę już spokojna. Ale muszę stąd wyjechać. Możemy pojechać z mężem
do Domu Gościnnego.
 Cierpliwości, madame  odezwał się Poirot.  Wszystko wyjaśnię.
Kapitan Maitland patrzył na Poirota z wielką ciekawością.
 Uważa pan, że rozwiązał już zagadkę?  spytał. Poirot skłonił się głęboko.
Był to ukłon iście teatralny. Chyba rozzłościł kapitana Maitlanda.
No więc  burknął.  Mówże, człowieku! Poirot jednakże wyznawał inne zasady. Nie
miałam wątpliwości, że urządzi nam prawdziwe przedstawienie. Ciekawiło mnie, czy
naprawdę znał już prawdę, czy też się tylko przechwalał.
Detektyw obrócił się do doktora Reilly.  Będzie pan łaskaw, doktorze, zawołać resztę?
Lekarz zerwał się, by spełnić prośbę.
Wkrótce pozostali członkowie ekspedycji zaczęli przybywać. Najpierw Reiter i Emmott,
następnie Bill Coleman, wreszcie Ryszard Carey i za nim pan Mercado.
Pan Mercado wyglądał jak chodząca śmierć. Przypuszczam, że bał się śmiertelnie, że
zarzucą mu niefrasobliwość w przechowywaniu niebezpiecznych chemikaliów.
Wszyscy obsiedli stół dookoła podobnie jak za pierwszym razem po przyjezdzie pana
Poirota. Zarówno Bill Coleman jak i Dawid Emmott wahali się chwilę, spoglądając ku pannie
Reilly. Stała odwrócona od nich plecami i wyglądała przez okno.
 Krzesło, Sheilo?  spytał Bill.
A Dawid Emmott spytał swym miłym głosem:
 Będziesz łaskawa usiąść, Sheilo?
Obróciła się wówczas i przez dłuższą chwilę przyglądała się obu młodym ludziom. Każdy
ofiarowywał jej odsunięte od stołu krzesło. Zastanawiałam się, które przyjmie.
W rezultacie odmówiła obu.
 Tutaj usiądę  powiedziała krótko i zajęła miejsce na stołu w pobliżu okna. 
Oczywiście, jeśli kapitan Maitland ma nic przeciwko temu, abym została.
Nie wiem, co odpowiedziałby kapitan Maitland, ponieważ Poirot go uprzedził:
 Ależ oczywiście, mademoiselle. Proszę z nami zostać. Jest nawet konieczne, aby pani
została.
Uniosła brwi.
 Konieczne?
 Takiego słowa użyłem, mademoiselle. Mam kilka pytań, które pragnę pani zadać.
Ponownie uniosła brwi, ale nic już nie powiedziała. Znowu obróciła się w stronę okna,
jakby chciała podkreślić, że nie obchodzi jej to, co dzieje się w pokoju.
 Może wreszcie zajmiemy się odkrywaniem owej prawdy  odezwał się kapitan
Maitland z wyrazną niecierpliwością w głosie. Należał do ludzi czynu. I w chwili obecnej był
przekonany, że niepotrzebnie traci czas, że powinien być w terenie kierując poszukiwaniami
ciała ojca Lavigny lub też wysyłając ludzi w celu schwytania i aresztowania mordercy.
Obrzucił też Poirota wzrokiem dalekim od przyjaznego.
Jeśli ten facet ma coś do powiedzenia, to dlaczego, do diabła, jeszcze tego nie mówi?
Niemalże go słyszałam.
Poirot przyjrzał się nam wszystkim bacznie, a następnie wstał.
Nie wiem, jakich na początek słów spodziewałam się z jego ust. Z pewnością jednak
czegoś niesłychanie dramatycznego. Taki był bowiem Poirot.
Nie spodziewałam się jednak zdania po arabsku.
Wypowiedział je powoli i uroczyście, z namaszczeniem, jeśli tak można powiedzieć.
Bismillahi ar rahman ar rahim.
I następnie przetłumaczył je na angielski:
 W imię Allacha, Litościwego i Współczującego.
POCZTEK PODRÓ%7Å‚Y
 Bismillahi ar rahman ar rahim. Tak mówią Arabowie, kiedy ruszają w podróż. Eh bien,
my taże wyruszamy w coś w rodzaju podróży. Do przeszłości. W przedziwne zakamarki
ludzkiej duszy. Do tej chwili chyba nigdy nie odczuwałam tego, co nazywane jest  czarem
Wschodu . Tak szczerze mówiąc to widziałam jedynie wszechobecny bałagan. Jednakże po
słowach pana Poirota pojawiła się przed moimi oczami inna wizja. Rozpamiętywałam takie
nazwy jak Samarkanda i Isfahan, przed oczami pojawiały się twarze brodatych kupców i
klękające wielbłądy; uginający się pod ciężarem bel tragarze, którzy podtrzymywali ładunek
sznurową pętlą zarzuconą na głowę, kobiety o farbowanych henną włosach i tatuowanych
twarzach, klęczące nad Tygrysem i piorące bieliznę, ich dziwne zawodzące śpiewy i
skrzypienie koła wodnego.
Wszystko to przecież już przedtem widziałam i słyszałam, a jednocześnie jakbym nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates