[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nagle przeistoczyła się w
otwarte starcie  że piraci walczyli ze sobą już na całym
dziedzińcu, zanim Conan zdołał
dopaść oszalałych z wściekłości kapitanów. Nie zwracając
uwagi na ich miecze, rozepchnął
ich z taką siłą, że odlecieli w przeciwne strony, a
Zarono potknął się i upadł.
 Wy przeklęci głupcy, chcecie abyśmy wszyscy stracili
życie?
Strombanni pienił się ze złości, a Zarono głośno wzywał
pomocy. Jakiś bukanier podbiegł
do Conana od tyłu i zamachnął się, mierząc w głowę
barbarzyńcy. Cymeryjczyk odwrócił się
i chwycił go za ramię, powstrzymując cios.
 Patrzcie, głupcy!  ryknął, wskazując mieczem jakiś
punkt.
Coś w tonie jego głosu zwróciło uwagę ogarniętego
bitewnym szałem tłumu. %7łeglarze
stanęli jak wryci i popatrzyli w tamtym kierunku. Conan
pokazywał im żołnierza na galeryjce,
który chwiał się, rozpaczliwie bijąc rękami powietrze, i
dławił, daremnie próbując krzyknąć.
W następnej chwili runął w dół i wszyscy ujrzeli czarną
strzałę sterczącą mu między
łopatkami.
Na dziedzińcu rozległ się okrzyk zgrozy. Zawtórowało mu
przerażające, krwiożercze
wycie i łomot toporów walących we wrota. Płonące strzały
przeleciały łukiem nad palisadą i
wbiły się w belki chat, wzniecając pasma szarego dymu. Po
chwili, zza chat stojących wzdłuż
południowej części palisady wyłoniły się półnagie
postacie, które pędem ruszyły ku
dziedzińcowi.
 Piktowie w forcie!  wrzasnął Conan.
Po tym krzyku rozpętało się istne piekło. Bukanierzy
zaprzestali walki. Jedni zwrócili się
przeciw dzikim, inni skoczyli na palisadę. Dzicy wypadali
zza chat i rozbiegali się po całym
forcie, a ich topory zderzały się z kordami żeglarzy.
Strona 87
Howard Robert E - Conan uzurpator.txt
Zarono nie zdążył jeszcze podnieść się z ziemi, gdy jakiś
pomalowany dzikus doskoczył
doń od tyłu i rozwalił mu czaszkę toporkiem.
Conan wraz z gromadką otaczających go żeglarzy walczył z
Piktami na dziedzińcu;
Strombanni z większością swoich ludzi wspinał się na
palisadę, siekąc czarnych
wdzierających się już do fortu. Piktowie, którzy
niepostrzeżenie podpełzli i otoczyli fort, w
czasie gdy obrońcy walczyli między sobą, atakowali teraz
ze wszystkich stron. %7łołnierze
Valenso zebrali się przy bramie, usiłując powstrzymać
wyjący tłum dzikusów, którzy walili w
nią taranem wykonanym z pnia drzewa.
Coraz więcej dzikich, którzy wspięli się na nie bronioną
część umocnień od południa,
wypadało zza chat. Strombanni i jego piraci zostali
wyparci z galeryjki i w następnej chwili
dziedziniec zaroił się od nagich wojowników. Jak
wygłodniałe wilki rzucali się na obrońców;
bitwa rozczłonkowała się na wiele potyczek między hordami
napierających dzikusów a
małymi grupkami zdesperowanych białych ludzi. Ciała
Piktów, żeglarzy i żołnierzy zasłały
ziemię, wdeptywane w nią stopami walczących.
Umazani krwią wojownicy z wyciem wpadali do chat i nad
bitewny zgiełk wzbiły się
krzyki kobiet i dzieci, które ginęły od zakrwawionych
toporów. Słysząc to, żołnierze przy
bramie ruszyli im na pomoc, lecz w następnej chwili
Piktowie sforsowali wrota i zaczęli
wlewać się do fortu również tą drogą. Chaty osadników
stanęły w płomieniach.
 Do dworu!  ryknął Conan, tuzin obrońców podążył za
nim, gdy ostrzem miecza
torował sobie drogę przez hordę dzikusów.
Strombanni znalazł się u jego boku, machając okrwawionym
kordem jak cepem.
 Nie zdołamy utrzymać dworu  mruknął pirat.
 Dlaczego?  Conan był zbyt zajęty swą krwawą pracą, aby
obrzucić go choć krótkim
spojrzeniem.
 Ponieważ& ach!  nóż trzymany w czarnej dłoni ugodził
Barachańczyka w plecy. 
Niech cię diabli porwą, draniu!
Strombanni obrócił się z trudem i rozpłatał na dwoje
czaszkę dzikusa. Potem zachwiał się i
opadł na kolana; krew płynęła mu z ust.
Strona 88
Howard Robert E - Conan uzurpator.txt
 Dwór płonie!  wychrypiał i osunął się na ziemię.
Conan szybko rozejrzał się na wszystkie strony. Obrońcy,
którzy poszli za nim, leżeli
wokół w kałużach krwi. Pikt oddający ostatnie tchnienie
pod nogami Cymeryjczyka był
ostatnim z gromady wojowników, którzy zastąpili mu drogę.
Wszędzie wokół wrzała bitwa,
ale na razie Conan był sam.
Znajdował się niedaleko południowej części palisady.
Kilka kroków i mógłby wspiąć się
na galeryjkę, przeskoczyć na drugą stronę i zniknąć w
mroku nocy. Jednak przypomniał sobie
bezbronne dziewczęta we dworze, z którego teraz unosiły
się gęste kłęby dymu. Pobiegł w
tym kierunku.
Ozdobiony pióropuszem wódz stanął w progu dworu z groznie
podniesionym toporem,
zastępując drogę barbarzyńcy, zaś szeregi szybkonogich
wojowników zbiegały się zewsząd
ku niemu. Conan nie wahał się ani chwili. Opadający kord
odbił w bok ostrze topora i
roztrzaskał czaszkę wodzowi. Conan błyskawicznie skoczył
za drzwi, zatrzasnął je i zasunął
rygle. Topory Piktów załomotały w drewnianą furtę.
Wielką komnatę zasnuwały pasma dymu, przez który Conan
przedzierał się niemal na
oślep. Gdzieś płakała kobieta  cichym, urywanym,
histerycznym szlochem pełnym
obłędnego przerażenia. Conan wyłonił się z chmury dymu i
stanął jak wryty, spoglądając w
głąb komnaty.
W sali było ciemno od dymu. Wielki srebrny kandelabr
został przewrócony, a świece
pogasły; tylko z wielkiego kominka i ze ściany, gdzie
było osadzone palenisko, sączył się
ponury blask, zaś unoszące się z płonącej podłogi
płomienie lizały dymiące belki powały. Na
tle tej posępnej poświaty Conan ujrzał ludzką postać
kołyszącą się wolno na końcu długiej
liny. Obracające się na linie ciało wisielca zwróciło się
zniekształconą nie do rozpoznania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates