[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ryzykowne przedsięwzięcie - rzekł generał.
- Chyba poszukać ochotników.
A łódka jest?
- Jest, brak tylko śmiałków.
Siekierka objaśnił w krótkości towarzyszom treść podchwyconej rozmowy.
- Chodzi o to, żeby podjechać do parowca i rozpoznać jego narodowość albo chociaż
odczytać nazwę - rzekł.
- Generał zamierza szukać ochotników.
A gdybyśmy się tak zaofiarowali, hę?
- Dlaczegóż by nie?
- odparł Stach wzruszając ramionami.
- Mnie wszystko jedno, mogę jechać, przecie niezle wiosłuję.
A wy?
- dodał zwracając się do Kosów.
- Jeśli wy, to i my także - rzekł Wacek.
Siekierka ze Stachem wysunęli się tedy odważnie naprzód.
- Czekamy rozkazów!
- rzekł Janek salutując.
- Generale, my pojedziemy!
- dodał Stach przykładając również palce do kapelusza.
Dowódca karmazynowych poznał od razu naszych ochotników, bo uśmiechnął się życzliwie.
- Chodzi o to, żeby wsiąść w małą łódkę i podpłynąć do krążącego koło wybrzeży parowca.
Spodziewamy się transportu amunicji i żywności z Florydy.
Wiemy jednak, że w pobliżu kręci się hiszpańska kanonierka.
Odróżnić zwyczajny handlowy statek od łodzi działowej, sprawa nietrudna.
A zatem, niech was Bóg prowadzi.
Oto raca!
Wypuścicie ją, jeśli się przekonacie, że transport przyszedł.
Zabierzcie jednak z sobą kogoś z moich ludzi.
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Gdyby zaś parowiec wydał się wam podejrzany, postarajcie się nie włazić mu w drogę, bo się
narazicie niepotrzebnie na jaki granat!
Zrozumieliście instrukcję?
- Zrozumieliśmy, generale!
- odparli zgodnie Janek i Stach.
- A więc, marsz!
Poruczniku, wskaż łódkę.
Zabrawszy karabiny, nasza czwórka wraz z owym Mulatem, który opowiadał historię o
zastrzeleniu dziecka, ruszyła za oficerem nad brzeg morza, gdzie rzeczywiście kołysała się na
falach spora łódz.
Mulat, bardziej doświadczony, siadł do steru, jego towarzysze chwycili za wiosła.
- Ostrożność i cisza, chłopcy!
- rzekł oficer odpychając czółno.
Sprawa, na pierwszy rzut oka, wydawała się bagatelą!
Noc, morze spokojne, łódka lekka a mocna, statek z tajemniczą banderą niedaleko, najwyżej
cztery kilometry...
Toteż wiosłowano spokojnie, nie śpiesząc się.
Mulat spodziewał się przeciąć ukośnie drogę parowcowi, płynącemu bardzo wolno, i
spoglądał na niebo, oczekując, rychłoli wielka, nadciągająca od wschodu chmura ukryje
księżyc i pogrąży ocean w opiekuńczych dla ochotników ciemnościach.
Pragnieniom tym stało się zadość i w pół godziny potem sylwetka parowca zatarła się na
srebrzystym tle księżycowej nocy; jedynym przewodnikiem dla Siekierki i jego towarzyszów
była teraz czerwona latarnia na tylnym maszcie, bo nawet dwie sygnałowe - zielona i
czerwona z prawej i lewej strony pokładu - nie płonęły wbrew żeglarskim przepisom.
- Madonna nam błogosławi!
- rzekł Mulat.
- Możemy się zbliżyć, niepostrzeżeni, choćby na dwie długości łódki.
W miarę tego jak się posuwano naprzód, latarnia świeciła coraz jaśniej, kładąc krwawą
smugę na czarne wody oceanu; dołożono snadz węgla pod kotły, bo nagle z komina znów
buchnęły snopy iskier, lecz wnet przygasły.
Przez tę krótką chwilę ochotnicy nasi dostrzegli zarysy statku.
Był to spory parowiec o dwóch masztach, ogołoconych z żagli; pudło jego, pomalowane na
ciemny kolor, sterczało dość nisko nad poziomem wody, co nakazywało przypuszczać, że jest
ciężko naładowane towarami lub też, co gorsza, okute w żelazny pancerz.
- Mnie się zdaje, że to torpedowiec hiszpański - mruknął Stach.
- Dlaczego?
- Bo nasi nie wałęsaliby się tak długo wzdłuż brzegu, tylko spuściliby szalupę i wysłaliby
ludzi na zwiady.
- To prawda, tym bardziej że Hiszpanie znajdują się podobno gdzieś w pobliżu - dodał
Wacław.
- Ech, co tu gadać - przerwał Mulat - jedziemy po to, żeby zobaczyć, i zobaczymy.
No, bracia, wiosła zanurzać ostrożnie, jeszcze raz napuścić oliwą dulki, żeby nie skrzypiały, i
ani mrumru!
* Dulki - metalowe lub drewniane widełki, przytwierdzone do burt łodzi, między którymi
osadza się wiosła podczas wiosłowania.
- Dobrze już, dobrze, szczerbalu!
- odparł Stach.
- Tylko steruj tak, żebyśmy nie oberwali niepotrzebnego guza.
Od tej chwili zapanowało głębokie milczenie na łódce, która ślizgała się jak ryba, bez
najmniejszego szelestu, w kierunku tajemniczego okrętu.
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Ten ostatni manewrował podejrzanie: kiedy powstańcy znajdowali się na kilkaset zaledwie
metrów od niego, raptem zatrzymał się.
- A to co?
- szepnął Siekierka nachylając się do sternika.
Mulat podniósł palec do ust.
Wiosłowano tak delikatnie, że najmniejsza kropla wody nie plusnęła na fale, nie skrzypnęło
nic - wioślarze tamowali oddech.
Od czasu do czasu na dany znak zastygali wszyscy czterej w brązowe posągi, w bryły bez
ruchu...
Krytyczny moment nadchodził.
Kosowie słyszeli tylko bicie serca we własnych piersiach i metaliczny szmer drobnej fali,
roztrącającej się o spód i boki łodzi.
Stach i Siekierka, obaj obdarzeni rysim wzrokiem, usiłowali przeniknąć ciemności.
Widzieli tylko rozpływające się niewyraznie kontury nieznanego statku, słyszeli głosy
ludzkie, do których niebawem przyłączyło się dudnienie śruby.
Parowiec bowiem znowu ruszył z miejsca; zamiast jednak płynąć, jak poprzednio, wzdłuż
brzegów, wolno opisał ćwierćkole i zaczął oddalać się w kierunku północno-wschodnim.
Z ust ochotników wybiegło przekleństwo.
Jak to, nie wypełnią dobrowolnie wziętego na siebie zobowiązania?
Pozostawią w niepewności karmazynowych, narażą ich na niebezpieczne oczekiwania?
Nigdy!
Raczej sami zaryzykują życie.
- Musimy go dogonić - rzekł Mulat - słyszycie, chłopcy?
No, za wiosła, niech żyje Kuba!
Ochotnicy nie dali sobie tego dwa razy powtarzać; zgięli się, wyprężyli - woda, odparta,
zaszumiała i czółno, parte przez cztery pary tęgich ramion, poszybowało bruzdą pozostawioną
przez odpływający okręt.
Odległość zmniejszała się w oczach, bo parowiec płynął wolno; w niecały kwadrans Mulat
rozeznał już zarysy komina, masztów, budkę sternika, a nawet niewyrazne sylwetki ludzi
chodzących na pokładzie.
Płynąca z budki smuga bladego, tłumionego szybami światła padała na tył parowca.
Lada chwila ochotnicy spodziewali się dostrzec nazwę tegoż, wypisaną złotymi literami na
czarnym tle.
Na pokładzie nie widać było armat i okręt z bliska przedstawiał się jak zwyczajny,
transportowy parowiec.
Ta okoliczność dodała odwagi załodze łódki.
- Nasi, nasi!
- rzekł Siekierka.
- Dalej, bracia!
Jeszcze kilkanaście razy uderzyć wiosłami, a dobrze.
- Bandera, bandera!
Czy widzisz?
Powiewa nad latarnią!
- szepnął Wacław.
- Tak, niezawodnie mamy przed sobą...
Stach nie dokończył, gdyż nagle z tyłu parowca zaświeciła się jasna latarnia, której [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates