[ Pobierz całość w formacie PDF ]

paromiesięczna włóczęga po kniei zmieniła obyczaje Muszki. Gdyby Trezor
posiadał towarzyszkę, walczyłby o nią na pewno. Walczyłby na śmierć i życie.
Ale, na równi z Błyskawicą, nie zamierzał się bić o cudzą samkę. Było to prawo
monogamii, częściowo wrodzone już, częściowo umocnione przez samotność.
Gdy nocy tej wrócił do chaty swego pana, był wyraznie przygnębiony, a
jednocześnie wzruszony bardzo dokonanym odkryciem. Błyskawica i Muszka
towarzyszyły mu w dół zbocza i kawałek po łące. Lecz tu Błyskawica stanął, a
Muszka widząc, że dalej nie pójdzie, stanęła również. Skomliła co prawda i
przynaglała go na wszelkie sposoby, ale gdy trwał bez ruchu niby z kamienia
wykuty, jedynie wzrokiem śledząc Trezora, nie poszła jak zazwyczaj za głosem
własnej fantazji. Nocy dzisiejszej bowiem ona również czuła drażliwość sytuacji.
A Błyskawica silił się zrozumieć. Spierały się w nim dwie natury: psia i
wilcza. Po raz drugi w życiu nie miał ochoty walczyć; przeciwnie nawet, wraz z
odejściem Trezora ogarnęło go uczucie wielkiej straty, tak jak po zniknięciu
Mistyka. Jednocześnie dręczyły go strach i niepokój, reminiscencja dni owych,
gdy urok ludzi i statku zakrzepłego w lodach pozbawił go Muszki.
Nie Trezora się bał i nie jego rywalizacji. Z Trezorem mógł się mierzyć
zwycięsko, pierś w pierś, jak w swoim czasie z groznym Baloo i pózniej ze sforą
malamutów. Lecz tu był przeciwnik innego pokroju. W kudłach Trezora węszył
woń jego  woń chaty białych ludzi, dotknięcia męskich rąk, pieszczoty rąk
kobiecych i dziecięcych.
Resztę nocnych godzin spędził na usiłowaniu odciągnięcia Muszki od
płaskowzgórza i tropów Trezora. Powiodło mu się jedynie częściowo, gdyż
Muszka kluczyła tak chytrze, że o świcie oddalili się właściwie zaledwie o milę.
Błyskawica bez trudu wyczuł nastrój samki. Wyraznie chciała wracać. Nieraz
stawała jak wryta i, półobrócona, badała przebyte gąszcze, jakby w nadziei, że
Trezor się z nich wynurzy. Po nocy bezsennej mieli zawsze zwyczaj wyszukać
dogodne miejsce, łowiące pierwsze blaski słońca, i tam zdrzemnąć się parę
godzin. Była to wilcza moda, lecz Muszka przyswoiła ją sobie łatwo za
przykładem Błyskawicy. Tego ranka więc, legli pod wielką skałą i natychmiast
prawie Muszka zwinęła się w kłębek, kryjąc pysk w puszystej gęstwie kity. Ale
nie zamierzała bynajmniej spać. Jej sprytny mózg pracował w podnieceniu.
Przymknięte oczy w każdej chwili były gotowe szeroko się rozewrzeć. Leżała
jednak cicho i po paru minutach Błyskawica nabrał przekonania, że śpi.
Doznał ogromnej ulgi. Z głębokim westchnieniem wtulił ciężki łeb między
przednie łapy. Słońce padało nań z góry darząc miłym ciepłem, susząc zwilżone
rosą kudły, rozprężając sztywne mięśnie. Zapadł też wkrótce w 'zdrowy,
krzepiący sen.
Nim się obudził, minęły dwie godziny. Szybko odwrócił łeb w stronę
Muszki. Muszka znikła. Chwilę spozierał Wkoło pewien, że ją zaraz dojrzy.
Potem wstał i obwąchał jej leże. Momentalnie głowa strzeliła mu do góry i oczy
błysnęły niespokojnie. Miejsce było zimne i woń ledwo się dała wyczuć. Suka
spoczywała tu widać krótko i dawno już stąd odeszła.
Błyskawica zaskomlił i dziwacznie kłapnął paszczą. Odnalazłszy właściwy
ślad, ruszył tropem. Trop nie krążył i nie kluczył w gęstwinie, jeno prosto, jak
strzelił, wiódł na znajome płaskowzgórze.
Błyskawica wdarł się na górę pełen trwogi i nadziei jednocześnie. Lecz
łączka była pusta. Tylko jeżozwierz Kak wracał właśnie do dom z wodopoju,
bełkocząc coś sam do siebie głupawo i zabawnie.
Jednak nos Błyskawicy uczynił pewne denerwujące odkrycie. Oto, bardzo
niedawno był tu Trezor. Woń jego wielkich łap leżała jeszcze ciepła i wyrazna.
Ciepły był również trop Muszki.
Mięśnie Błyskawicy zesztywniały jak stal; ponury grzmot wezbrał w jego
piersi. Z wolina ruszył tropem, czujny, rozważny, gotów do natychmiastowej
walki i pomsty. Zlad wiódł szlakiem wydeptanym przez jeżozwierza. Trezor i
Muszka skręcili potem w dolinę, przecięli ją i weszli w obręb niewielkich błot.
Poza młaką grunt się wznosił i tu suka wahała się wyraznie, zanim podążyła za
mastiffem. Przystawała też nieraz niepewnie. Jednak Trezor zawsze umiał ją
zwabić.
Błyskawica nie miał już żadnych złudzeń. Trezor kradł mu towarzyszkę.
Nienawiść coraz gwałtowniej wrzała w jego krwi. Nie była to ślepa wściekłość,
lecz wyrachowana chłodna pasja. W takim stanie ducha pomścił niegdyś na
Baloo śmierć Muhikun.
Z dziwną logiką, właściwą zwierzętom, nie czuł wcale urazy do Trezora.
ścił się jakby w jego rozumowaniu. Jedynym winowajcą był Trezor, pragnął
więc walczyć z Trezorem i o ile możności, zabić go.
Lecz oto zaszło coś, co obróciło w niwecz cały jego pan. Wiatr był przeciwko
niemu, toteż wychodząc na jakąś polanę ani podejrzewał, co na niej znajdzie.
Była to kotlina właściwie porosła bujną trawą, łagodnym spadkiem biegnąca ku
rzece. Na jej najdalszym krańcu Gaston Rouget zbudował swoją nową chatę.
Błyskawica znalazł się w samym środku otwartej przestrzeni, zanim, wbiegłszy
na mały ogródek, ze szczytu jego dostrzegł, co ma przed sobą.
Chata była zaledwie o trzysta lub czterysta jardów, w pół drogi zaś stała
Muszka, a tuż koło niej  Trezor. W progu domostwa Gaston, Janka i mała
Janeczka obserwowali powikłany dramat.
Z serca Błyskawicy pierzchła gorzka nienawiść, natomiast całym jego ciałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates