[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z Norą wszystko w porządku? Czy nie dzieje się coś złego?
114
C.B. powiódł wzrokiem po kabinie i jego spojrzenie wyglądało na pożegnalne. Wyjął
kluczyki od ich łańcuchów z kieszeni i położył je na piecyku w sporej odległości od
swych ofiar, poza ich zasięgiem.
Kiedy dostaniemy pieniądze, wrócicie do domu. Damy im znać, gdzie jesteście, jak
już będziemy daleko i bezpieczni.
Jeżeli nie chcecie doprowadzić do naszej śmierci, to lepiej pośpieszcie się z prze-
kazaniem tej wiadomości rzekł Luke, wskazując na podłogę łodzi.
Sztorm wzmagał się i łódz kołysała się ze stale wzrastającą siłą. Dawało się słyszeć co-
raz częściej odgłos uderzeń lodu o jej boki. Podłoga była kompletnie zalana wodą.
Zatelefonujemy z lotniska. Jak tylko wylądujemy.
To za pózno! krzyknęła Rosita. Niewykluczone, że wylecicie dopiero jutro.
Módlcie się, żeby tak się nie stało odrzekł C.B.
Drzwi się za nim zatrzasnęły.
Dziesięć minut przed piątą Regan i Alvirah zaparkowały samochód przed frontem
wieżowca, gdzie zajmował mieszkanie C.B.
To ten dom powiedziała Regan, gdy obie wysiadły z samochodu.
Portier nacisnął dzwonek domofonu, żeby je zapowiedzieć.
Nikt nie odpowiada. Musiał wyjść.
W tym tygodniu zmarł jego wuj wyjaśniła Regan.
Słyszałem.
Mój ojciec jest właścicielem domu pogrzebowego, który zajmował się pogrzebem,
i musi się skontaktować z panem Dingle em. Sprawa jest bardzo ważna. Czy mogłabym
się jakoś dowiedzieć, kiedy można go zastać?
%7łona administratora sprząta mu mieszkanie. Mogę do niej zatelefonować za-
ofiarował pomoc portier. To jedyne, co można zrobić.
Dziękuję panu odparta Regan. Jest pan bardzo uprzejmy.
Wymieniły z Alvirah spojrzenia.
No cóż, chętnie się przysłużę rzekł. Ostatecznie to Boże Narodzenie.
Wrócił po krótkiej chwili.
Dolores powiedziała, żeby przyjść do niej. Mieszka pod 2B.
Atmosfera w mieszkaniu Dolores przypomniała im o radosnym, świątecznym cza-
sie. Paliły się lampki na choince, świąteczne melodie płynęły z kasety, a w powietrzu
unosił się zapach pieczonego kurczaka.
Nie będziemy pani długo zatrzymywać na wstępie pośpieszyła z zapewnieniem
Regan ale musimy skontaktować się z panem Dingle em.
Dolores, kobieta pod sześćdziesiątkę, odezwała się współczującym tonem:
115
Biedny człowiek. Powiedział, że wybiera się na wycieczkę, żeby poprawić sobie
nastrój. Kiedy dziś rano do niego wstąpiłam, właśnie się pakował.
Była pani u niego dzisiaj rano? spytała Alvirah.
Bardzo krótko. Zaniosłam mu trochę świątecznych herbatników. Zaprosił mnie
dosłownie na minutę. Robił wrażenie zdenerwowanego, a nawet wytrąconego z równo-
wagi, jakby żył w wielkim napięciu. Wyjazd dobrze mu zrobi.
Z pewnością odparła Regan. Czyżby on ich ukrywał u siebie w sypialni?
przemknęło jej przez myśl.
To bardzo ładny budynek powiedziała Alvirah, kierując wzrok ku oknu. Ma
pani wspaniały widok na rzekę. Czy pan Dingle może cieszyć oczy podobnym?
O nie rzekła Dolores, uśmiechając się z odcieniem wyższości. On ma jedno
z tych małych mieszkań, których okna wychodzą na ulicę.
Kwadrans po piątej Fred Torres stał w śniegowej zamieci na werandzie nędznego,
dwurodzinnego drewnianego domku, w którym mieszkał Petey. Regan zatelefonowa-
ła do Freda po wyjściu od żony administratora domu C.B. i zakomunikowała mu, że to,
czego się dowiedziały na pewno, to fakt, iż opuścił swe mieszkanie rano z walizką w rę-
ku, gdyż podobno wybierał się na urlop. Jest również niemal pewne, że Luke i Rosita nie
przebywają w jego mieszkaniu.
A czy mogli być tutaj? zastanawiał się Fred, przyciskając dzwonek po raz drugi.
Już próbował dostać się do mieszkania Peteya w suterenie przez drzwi prowadzące do
niej bezpośrednio, ale w środku było ciemno i nikt nie odpowiadał.
Na górze ktoś jest, pomyślał. Paliło się światło i słychać było dzwięki płynące z tele-
wizora.
Drzwi otworzył mężczyzna, co najmniej sześćdziesięcioletni, sprawiający wraże-
nie zaspanego. Ubrany był w wymiętoszone dżinsy, flanelową koszulę i nocne kapcie.
Wyglądał, jakby dzwonek właśnie go obudził. Nie wydawał się zadowolony z przerwa-
nia mu drzemki.
Czy pan jest właścicielem tego domu? spytał Fred.
Taaa. A co?
Szukam Peteya Commeta.
Dzisiaj rano wyjechał na urlop.
Czy wie pan, dokąd się wybrał?
Nie mówił, a to nie mój interes. Właściciel zamierzał zamknąć drzwi.
Fred wyciągnął policyjną odznakę identyfikacyjną.
Muszę z panem o nim porozmawiać.
Zaspana mina zniknęła z twarzy mężczyzny.
Ma kłopoty?
116
Jeszcze nie wiem odparł Fred. Jak długo tu mieszka?
Trzy lata.
Miał pan z nim kiedyś jakieś problemy?
Właściwie nie, poza tym, że spózniał się z płaceniem czynszu. Ale wiem, że w koń-
cu zapłaci.
Jeszcze tylko dwa pytania i sobie pójdę powiedział Fred. Czy on ma tu
w pobliżu jakichś bliskich przyjaciół?
Wielu, jeżeli liczyć zgraję przesiadującą w knajpie U Elsie . To zaraz za rogiem.
No, dość, panie, ja tu marznę.
Czy był pan w jego mieszkaniu w ciągu ostatnich dwóch dni?.
Taaa. Zakręciłem termostat dzisiaj rano, jak wyjechał. Jeżeli go nie ma, po co mar-
nować opał, zwłaszcza przy obecnych cenach.
Tym razem Fred nie powstrzymał go przed zamknięciem drzwi. Kiedy dochodził do
samochodu, koło niego zatrzymały się podjeżdżające właśnie Regan i Alvirah.
Tutaj także się nie poszczęściło. Ale jedzcie za mną do knajpki U Elsie .
Ponieważ czas naglił, Jack Reilly przekazał pieniądze do samochodu Regan w odle-
głości kilku bloków mieszkalnych od tunelu Oueens Midtown.
Będziemy za panem podążali naszymi wozami powiedział Austinowi
Grady emu lecz jeśli on wskaże panu drogę taką, jakiej się nie spodziewamy, nasza
lotna brygada będzie musiała zawrócić. Za łatwo ją rozpoznać. Mamy agentów umiesz-
czonych w budynkach wzdłuż całej drogi. Będą mieć pana na oku. Powodzenia.
O godzinie 5.30 zadzwonił telefon komórkowy Regan.
Proszę jechać tunelem. Trzymać się prawej strony. Wjechać w aleję Bordena tuż
za rogatką.
To właśnie chcieliśmy usłyszeć rzekł nieposiadający się z radości Jack, gdy baza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates