[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja też dostałem w niedzielę wieczorem niezbyt dobrą wiadomość. Nie chciałem mówić o tym przez
telefon. Charles zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że następne sześć krów złapało wirusa i weterynarz
zabronił nam sprzedawać mleko, dopóki całe stado nie wyzdrowieje.
- Czy stracicie dużo pieniędzy?
Na Charing Cross Road utknęli w korku. Oliver zatrzymał się za taksówką, która wypluwała
pasażerów.
- Tak; i nasze ubezpieczenie tego nie obejmuje.
- Może coś pomoże ta homeopatia, której chcecie spróbować.
- Może - odparł bez przekonania.
Okrążyli Trafalgar Square, wjechali w Pall Mail, potem Oliver zwolnił, znalazł miejsce do
zaparkowania samochodu i wpasował się w nie tyłem. Frannie z przyjemnością szła wzdłuż białych
georgiańskich fasad, trzymając Olivera za rękę i przyglądając się ostatnim blaskom dziennego światła
przeświecającym przez drzewa.
Przy wejściu do galerii Oliver pokazał zaproszenie. Z głębi dobiegał subtelny gwar toczącego się
przyjęcia. U szczytu krótkich schodów stała kelnerka z tacą drinków. Frannie czuła zapach dymu i
perfum oraz lekki aromat alkoholu. Przeszła do szatni, zdjęła płaszcz i położyła go na ladzie.
Starszawy, siwowłosy szatniarz powiesił płaszcz na wieszaku i dał jej plastikowy numerek.
Frannie otworzyła torebkę i wrzuciła numerek do środka. Kiedy to zrobiła, coś ją tknęło. Coś w
związku z numerkiem. Zagłębiła dłoń w torebce, poszperała palcami i wyjęła go. Był to numerek
dwudziesty szósty.
Poczuła na szyi mrowienie gęsiej skórki, gdy przypomniała sobie słowa Phoebe; jej przestraszony
głos, zupełnie do niej nie pasujący. Po prostu uważaj na tę liczbę.
Ku swemu zdumieniu zobaczyła, że Oliver również odczytuje numerek i z wyraznym niepokojem
marszczy brwi; może zaniepokoiło go coś innego, pomyślała, wrzucając numerek z powrotem do
torebki i usiłując odpędzić wątpliwości uśmiechem. Zamierzała miło spędzić ten wieczór.
Zdecydowanie nie da się nastraszyć numerkowi z szatni.
Na przyjęciu był tłum wytwornych kobiet i wysokich mężczyzn w garniturach pracowników City i
krzykliwych krawatach lub zwykłych marynarkach i bawełnianych koszulkach. W swoim czarnym
żakiecie, eleganckich szortach i białej koszulce Frannie czuła się tu dobrze, chociaż wiedziała, że być
może powinna się była ubrać bardziej szykownie. Oliver najwyrazniej jednak aprobował jej strój i z
dumą przedstawiał ją przyjaciołom i znajomym.
Poznała marszanda Jamesa Shenstone a, który studiował w Trinity College w Dublinie razem z
Declanem O Hare. Uraczył ją opowieściami o jego studenckich wybrykach, a potem przedstawił
malarzowi, którego nazwiska już nie pamiętała; nie udało się jej go zapamiętać, nawet gdy usłyszała
je ponownie. Artysta był niski, wyglądał na dość zakłopotanego i kilkanaście razy powtórzył Frannie,
że urządzenie tej wystawy wcale nie było jego pomysłem. Dowiedziawszy się, że jest archeologiem,
zapuścił się w wywód o związkach między archeologią i antropologią, aż, onieśmielonego i
ociągającego się, zabrano go do zdjęcia.
Potem dopadł Frannie jakiś bezgranicznie nudny mężczyzna o zgrzytliwym niczym nienaoliwione
tryby głosie. Założywszy, że czytała w prasie o procesie sądowym, w który jest zaangażowany, zrobił
jej na ten temat dziesięciominutowy wykład i nie zadał ani jednego pytania o nią samą.
W końcu uratował ją Oliver, obejmując ją ramieniem w opiekuńczym geście.
- Spływamy?
Skinęła z wdzięcznością głową i, uśmiechnąwszy się słodko do nudziarza, poszła za Oliverem do
wyjścia. Pomógł jej włożyć płaszcz i wyszli na zewnątrz; było już prawie zupełnie ciemno.
- Przykro mi, że ten facet się do ciebie przyczepił. Czy poza tym dobrze się bawiłaś?
- Wspaniale. Mam dobrÄ… amunicjÄ™ na mojego szefa.
- Tak?
- Ten historyk sztuki, któremu mnie przedstawiono?
- Jimmy Shenstone.
- Właśnie. Był na studiach razem z moim szefem z Muzeum. Następny zbieg...
Urwała w pół zdania i uśmiechnęła się do Olivera z miną winowajczyni. Uścisnął ją.
- Wolno ci wymawiać te dwa słowa; nie mam na ich tle kompletnej paranoi. Tylko lekką.
Frannie roześmiała się.
- Kto pierwszy będzie na górze!
Wyrwała mu się i pobiegła po prowadzących na Pall Mail schodach, przeskakując po dwa stopnie na
raz. Oliver deptał jej po piętach. Zatrzymali się na szczycie, bez tchu.
- Jesteś szalona! - zawołał Oliver rozpromieniony.
Ale kiedy dotarli do samochodu, mina mu zrzedła.
- Cholera!
W świetle latarni napis na przyklejonej do przedniej szyby kwadratowej kartce był doskonale
czytelny:
UWAGA. POJAZD TEN MA BLOKAD NA KOAACH. NIE PRÓBUJ GO URUCHOMI. Pod
spodem widniało duże gwiazdziste godło policji miejskiej.
Oliver uparł się, żeby zostawili renault, i powiedział, że załatwi sprawę rano; pojechali taksówką do
jego mieszkania na Cadogan Square.
Wygląd mieszkania kontrastował z okazałą elegancją fasady budynku. Było małe i umeblowane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates