X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cisza, potem rozległy się krzyki. Wydostałam się z kambuza i zobaczyłam Jonathana, stojącego
na pokładzie. Uśmiechał się głupio i wymachiwał rękami sygnalizując, że to nie jego wina.
--Nawet nie pytaj -- powiedział. -- Nie wiem, jak to się stało. Minutę temu płynęliśmy
wzdłuż...
--Jezusie sakramencki! -- Ray wygramolił się z kabiny, wciągając dżinsy. Po nocy
spędzonej w jednej koi z Angelą, wyglądał o wiele gorzej niż zwykle. Miałam wątpliwy
zaszczyt wysłuchiwania jej kolejnych orgazmów; bezsprzecznie, była wymagająca. Jonathan
ponownie zaczął swą mowę obrończą od słów: "Nawet nie pytaj...", ale Ray uciszył go kilkoma
starannie dobranymi epitetami. Kiedy na pokładzie popłynęły soczyste przekleństwa, uciekłam
w zacisze kambuza. Fakt, że Jonathan sięgnął po żargon, sprawił mi niemałą satysfakcję.
Miałam nawet nadzieję, że Ray da się ponieść nerwom i rozkwasi ten jego doskonały, orli nos.
Kambuz przypominał wiadro pomyj. Zniadanie, które robiłam, wylądowało na podłodze i
zostawiłam je tam: żółtka jajek, szynkę i tosty, wszystko zakrzepłe teraz w rozlanym tłuszczu.
To była wina Jonathana; niech on sprząta. Nalałam sobie szklankę soku grejpfrutowego,
odczekałam, aż umilkną obelgi, i wróciłam na pokład.
Od świtu minęły dopiero dwie godziny i mgła, która ukryła wyspę przed wzrokiem
Jonathana, wciąż jeszcze przesłaniała słońce. Gdyby i dziś utrzymała się taka pogoda, jak
przez ostatni tydzień, w południe pokład byłby zbyt nagrzany, by stąpać po nim boso, ale teraz,
gdy mgła była jeszcze gęsta, w samych figach było mi chłodno. Kiedy się żegluje pośród wysp,
niewielkie ma znaczenie, co na siebie wkładasz. Nikt cię nie widzi. Dorobiłam się najlepszej w
swym życiu opalenizny. Ale tego ranka chłód zagnał mnie znów pod pokład po sweter. Nie było
wiatru, tylko ziąb, ciągnący od morza. "Tam w dole jeszcze trwa noc -- pomyślałam. --
Zaledwie o kilka jardów od plaży trwa bezgraniczna noc".
Wciągnęłam sweter i wróciłam na górę. Wyjęli mapy; Ray właśnie nachylał się nad nimi.
Jego nagie plecy łuszczyły się od nadmiernej opalenizny, widać też było łysinkę, którą próbował
ukryć pod brudnożółtymi kędziorami. Jonathan wpatrywał się w plażę i pocierał nos.
--Chryste, co za miejsce! -- powiedziałam.
Zerknął na mnie, próbując się uśmiechnąć. Biedny Jonathan, łudził się, że jego twarz
urzekłaby nawet żółwia, wywabiając go ze skorupy, i prawdę mówiąc, istniało kilka kobiet,
które rozpływały się, ledwie na nie popatrzył. Ja do nich nie należałam i to go irytowało.
Zawsze uważałam, że jego żydowski profil jest zbyt nieskazitelny, żeby być naprawdę piękny.
Moja obojętność działała na niego jak czerwona płachta na byka.
Spod pokładu doleciał zaspany i nadąsany głos. Nasza Pani od Koi raczyła się wreszcie
obudzić; nadszedł czas na jej oczekiwane wyjście. Kokieteryjnie owinęła biodra ręcznikiem.
Twarz miała nabrzmiałą od nadmiaru czerwonego wina, a włosy prosiły się o grzebień. Mimo to
rozgrzała atmosferę, przyciągnęła spojrzenia. Kiepska kopia Shirley Tempie.
--Co się stało, Ray? Gdzie jesteśmy? Ray nie podniósł wzroku znad obliczeń; zarobił przez
to u niej krechę.
--Mamy cholernego nawigatora, to wszystko -- powiedział.
--Nie rozumiem, co się stało -- zaprotestował Jonathan, najwidoczniej licząc, że Angela
okaże mu współczucie. Nic takiego nie nastąpiło.
--Ale gdzie jesteśmy? -- zapytała znowu.
--Dzień dobry, Angelo -- powiedziałam; mnie też zignorowała.
--Czy to wyspa? -- pytała dalej.
--Jasne, że wyspa. Nie wiem jeszcze, jaka -- odparł Ray.
--Może to Barra? -- zasugerowała. Ray zrobił głupią minę.
--Jesteśmy daleko od Barry -- wyjaśnił. -- Jeżeli tylko pozwolicie mi odtworzyć nasze
kroki...
"Odtworzyć kroki na morzu? Ray ma obsesję na punkcie Jezusa" -- pomyślałam,
rozglądając się po plaży. Nie sposób było odgadnąć jej rozmiarów, mgła pokryła wszystko, co
było dalej niż sto jardów. Może ta szara ściana zakrywała jakąś osadę?
Ray, określiwszy na mapie miejsce, gdzie prawdopodobnie osiedliśmy, zszedł na plażę i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.