[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jąkała, spuszczając głowę.
Chuck nie mógł oderwać oczu od ust Meredith,
zaciśniętych teraz z determinacją.
Bliskość, do której przed chwilą dopuścił, okazała
się niebezpieczna.
Lekkie drżenie jej głosu sprawiło, że zapragnął
zrobić coś, czego żadną miarą nie wolno mu było
robić - objąć ją i pocieszyć. Jeśli zaraz się stąd nie
wycofa, będzie źle.
Chuck milczał chwilę. Przypominał sobie radość
Abby, kiedy stała się posiadaczką konia. Cała rodzina
jeździć konno?
Nie. Twoja siostra. I ile miała lat, kiedy zaczęła
-
-
-
Dwadzieścia minut później znalazł się jeszcze raz
zbyt blisko Meredith. Stali oboje przy furtce prowa­
dzącej na padok, na którym czekała osiodłana Ospa.
Chuck automatycznym ruchem sprawdził popręg,
zastanawiając się, co on tu robi. W pobliżu Meredith
zapominał własnego imienia. Na szczęście nie wyda­
wało się, żeby ona miała podobne problemy.
- Dlaczego nazwaliście konia Ospa?
Konia? O czym ona mówi? Chuck potrząsnął gło­
wą. Musiał wziąć się w garść. Ile razy ma sobie po­
wtarzać, że ta kobieta jest jego klientką?
- A, tak. Ospa. - Patrzył na nią z nieprzytomną
miną. - Spójrz na jej maść. Nazywa się tarantowata.
Był pewien, że Meredith przygląda mu się ze zdu­
mieniem. Wziął głęboki oddech.
- Widzisz plamki na jej zadzie? Kiedy moja sio­
stra Abby była mała, bardzo chciała opiekować się
jakimś koniem. Rodziee postanowili, że dadzą jej na
własność młodą klacz - roczniaka. A ponieważ Abby
przeszła właśnie wietrzną ospę, wystarczył jeden rzut
oka. Nazwała konia Ospa.
Ile ma lat?
Klacz?
- Ospa jest za stara, żeby pracować. Lubi chodzić
pod siodłem i lubi być pieszczona. A ponieważ wszy­
scy ją kochamy, dajemy jej to, co chce. Ona bardzo
tęskni za Abby. Ja też - dodał bez zastanowienia.
że powie mu o tym sama.
była wtedy równie szczęśliwa. Kiedy to było? Chyba
wieki temu.
Dopiero po chwili dotarło do niego, jaki jest cel ich
rozmowy; Meredith chce zyskać na czasie. Boi się koni.
Informacja o małej dziewczynce, która nauczyła się
jeździć konno, ma być pomocą w opanowaniu strachu.
- Abby miała sześć lat, kiedy urodziła się Ospa. Moż­
na powiedzieć, że razem rosły i uczyły się jedna od
drugiej. Ale - dodał szybko - znam wielu ludzi, którzy
zaczęli jeździć jako dorośli. Nieważne, ile ma się lat.
Ważne, żeby trafić na właściwego konia. Prawda, moja
dziewczynko? - Przytulił się do szyi Ospy, która parsk­
nęła i z zadowoleniem potrząsnęła grzywą.
Meredith cofnęła się o krok.
Chuck zaczął zastanawiać się, czy jego pomysł
w ogóle ma sens. Powinien chyba wymyślić dla niej
inne zajęcie. Albo zapytać, skąd wziął się jej strach.
Tylko że o takich rzeczach można rozmawiać z przy­
jaciółmi, którymi nie byli. Przynajmniej na razie.
Po namyśle uznał jednak, że nie warto poddawać
się za wcześnie. Jeśli Meredith polubi jazdę konną,
będzie miała co robić. Jeśli nie -jest na tyle twarda,
Meredith tylko kiwnęła głową i podeszła do konia.
Wiedziała, że jeśli pozwoli sobie na chwilę zastano­
Dobra! - Meredith przygarbiła się lekko. - Po­
Po pierwsze, przestań zachowywać się tak, jak­
byś szła na ścięcie - zachichotał bez złośliwości. Na­
prawdę podziwiał ją za to, że chce robie rzeczy, które
-
wiedz, co robić najpierw.
-
ją przerażają.
wienia, stchórzy.
Chuck szedł tuż za nią - tak blisko, że na plecach
czuła ciepło jego ciała. Może to nie było takie głupie?
Może to był sposób, żeby nie myśleć o koniu?
Ale chwilę później okazało się, że sytuacja ją prze­
rasta. Pot cienką strużką spływał jej po plecach. Bała
się.
Oby już było po wszystkim.
Następne dwadzieścia minut wydawało się trwać
wieki. Meredith nie mogła zrozumieć, dlaczego czło­
wiek musi utrudniać sobie tak prostą czynność, jaką
jest dosiadanie konia.
Chuck zrobił jej najpierw wykład o wszystkich
częściach jeździeckiego ekwipunku. Potem mówił,
jak należy traktować konie. Miała nadzieję, że Ospie
też, powiedziano, jak należy traktować ludzi.
Starała się słuchać uważnie, ale ile razy Chuck
stawał zbyt blisko, wszystkie informacje uciekały jej
z głowy. Ulatniały się jak para. Albo znikały jak cu­
kier rozpuszczony w kubku gorącej kawy. Brała wte­
dy głęboki oddech i z całych sił zmuszała wszystkie
członki do wykonywania tego, o co prosił Chuck.
- Spróbujmy jeszcze raz - zaproponował spokoj­
nie, ale w jego głosie wyczuwało się, że jest zmęczo­
ny sytuacją. - Bierzesz wodze do jednej ręki. Luźno.
Tak. Lewą nogę wkładasz w strzemię, a prawą odbi­
jasz się, robisz zamach i hop!
Próbowała już trzeci raz i nic z tego nie wychodziło.
Meredith podziwiała Ospę za cierpliwość. Klacz
stała nieporuszona i tylko okazjonalnym machnię­
ciem ogona dawała do zrozumienia, że jest świadoma
tego, co dzieje się za jej głową. Ciekawe, czy obie
były jednakowo sfrustrowane?
Kolejna próba.
Meredith odbiła się od ziemi i nagle znalazła się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates