[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jestem gotów. Ale przestrzegam! Koń mój lepszy od twego, a broń także.
 Widzę, że masz broń Franków,  zaśmiał się szyderczo  ale jej nie użyjesz. Koń i
broń zwyciężonego należą do zwycięzcy. Odłóż ją i zsiądz z konia, jak ja to czynię. Będziemy
walczyli rękami, dopóki jeden drugiego nie zdusi.
 Niech się stanie zadość twej woli, el Cagalu. My obaj będziemy walczyli uczciwie, ale
tak samo ludzie nasi muszą względem siebie zachować się uczciwie.
 Co mają znaczyć te słowa?
 %7łądam prawa szilughów, prawa wolnych ludzi. Jeśli ty mnie zwyciężysz, wszystko, co
należy do mnie, stanie się twoją własnością, a towarzyszący mi Uelad Sebira zapłacą okup.
Jeśli natomiast ja zwyciężę, to wezmę sobie konia twego oraz broń i przejedziemy przez
twoją ziemię i to bez opłaty.
Oczy jego spoczywały pożądliwie na moim koniu.
 Zgadzam się na te warunki  odpowiedział.
 Czy przyrzekasz, że będzie pokój między naszymi ludzmi i twoimi, jeśli jeden z nas
padnie?
 Przyrzekam!
 Przysięgnij!
 Przysięgam na Allaha i wszystkich muzułmanów, którzy już żyli i będą jeszcze żyć!
 Czy i twoi ludzie przysięgną?
 Moja przysięga ma także dla nich znaczenie.
 To zsiadaj!
Skinąłem na Achmeda i Anglika, aby im oddać broń i konia. Wyjaśniłem przy okazji, o co
chodzi.
 Zounds  zawołał Anglik  dałbym za to sto funtów, żeby być na waszym miejscu.
 Przypatrzcie mu się, sir! Wygląda na niebezpiecznego przeciwnika.
 Hm! Zdejmuje haik. Co za muskuły! Ten stary boy ma ręce jak słoń. Uważajcie, sir; ta
sprawa mnie niepokoi. Dajcie mu porządny box on the stomach, uderzenie w żołądek, aby mu
dusza uciekła; tak będzie najlepiej!
 Ba! Widzieliście przecież w Indiach mój cios myśliwski. Sądzę, że jeden taki
wystarczy.
 Pięść sobie rozbijecie, sir!
 Przypuszczam, że głowa tego Kramemssy nie jest twardsza od czaszek Indian, którym
już dogodziłem w ten sposób. Gdyby mi się jednak zdarzyło coś złego, zachowajcie pokój; ja
to przyrzekłem!
Zrzuciłem także haik i stanąłem naprzeciw Kramemssa. Zdawało się, że olbrzym będzie
miał nade mną przewagę, a on sam widocznie był tego pewny, bo bez przygrywek ruszył
natychmiast do ataku. W dalekim i silnym skoku rzucił się, by mnie pochwycić i ułatwił mi w
ten sposób walkę. Uskoczyłem w bok, a kiedy on machnął rękoma w powietrzu, uderzyłem
go pięścią w prawą skroń z taką siłą, że runął na ziemię. Z obu stron zerwały się głośne
wrzaski, ale przeciwnicy, wierni przysiędze wodza, nie śmieli ruszyć się z miejsca.
Schyliłem się i pochwyciłem go za gardło. Drugie uderzenie byłoby go zabiło, lecz to nie
było moim zamiarem. Wkrótce przyszedł do siebie i usiłował wstać, lecz ja trzymałem go
mocno pod sobą. Wytężył całą siłę, ażeby mnie zrzucić z siebie, ale wystarczyło silniej palce
zacisnąć dokoła jego szyi, aby przełamać wszelki opór.
 Czy uznajesz się zwyciężonym?  zapytałem.
 Zabij mnie, psie!  jęknął.
Na to odjąłem odeń rękę i powstałem.
 Podnieś się, Hamramie el Cagal; nie pożądam twojego życia!
 Wez je! Ja go już nie chcę!
 Powstań! Zapewniam cię, że nie jest hańbą zostać zwyciężonym przez emira z krainy
Franków.
 Lecz hańbą jest utracić konia i broń!
 Zatrzymaj je sobie jako dar ode mnie!
Dotąd leżał na ziemi, lecz na te słowa zerwał się szybko.
 Czy to prawda? Zostawisz mi wszystko?
 Wszystko! Obraziłeś mnie wprawdzie, nazwałeś psem, ale prorok powiada:  Kto
dumny jest z tego, że wyświadczył przyjacielowi coś dobrego, niechaj będzie cicho, kto
jednak okazuje litość wrogowi, dla tego ręka Boga otwarta . Chodz, wez i jedz; bądzmy odtąd
przyjaciółmi!
Poszedłem do konia, wyjąłem z torby przy siodle kilka heli, połamałem je i podałem mu
jedną połowę, a sam zjadłem drugą. On pozwolił się zaskoczyć i włożył daktyle do ust Teraz
byliśmy już pewni wygranej. Arab wziął swoją broń, dosiadł konia i rzekł:
 Jadłem z tobą i zawarłem z tobą przyjazń. Chodzcie teraz ze mną wszyscy do duaru i
bądzcie moimi gośćmi!
 Pozwól nam to uczynić, gdy będziemy wracali. Nie możemy tracić czasu, jeśli chcemy
doścignąć tych ludzi, których szukamy.
 Zasmucasz moją duszę, emirze! Ale powiedz mi, czy krwawa zemsta nakazuje wam ich
ścigać?
 Tak! Krumir zabił jednego Sebira.
 To śpieszcie za nim. Haraczu nie zapłacicie. Niechaj zapanuje pokój między Sebirami i
Kramemssami. Oby Allah was chronił!
W ten sposób zakończyła się ta grozna z początku przygoda. Zauważyłem, że kredyt mój u
towarzyszy znacznie się podniósł. Jechaliśmy zatem dalej bez przeszkody.
Ponownie zaproponowałem szejkowi, że pojadę z Achmedem naprzód, ale on będąc pod
wrażeniem ostatniego wypadku, nie chciał o tym słyszeć. Pędziliśmy przez równinę dość
szybko, zbliżając się coraz bardziej do Bab. Abida, która z każdą chwilą wyrazniej
występowała na widnokręgu. Dojechaliśmy tam wkrótce, a dążąc dalej za tropem,
wydostaliśmy się na nią po zachodnim zboczu tak łatwo, że o zachodzie słońca stanęliśmy już
na szczycie.
Ku wschodowi góra opadała ku równinie. Na pomocnym wschodzie ujrzeliśmy szczyty
Caafram, płonące w blaskach zachodzącego słońca, u stóp zaś naszych roztaczała się pusta
Ramada. Ze wschodu jaśniał ku nam wysoki Maktyr.
 Czy rozbijemy obóz?  spytał szejk.
 Rozpoznaję jeszcze ślady, a tu na górze będzie w nocy za zimno. Ruszajmy dalej! 
odpowiedziałem.
Byłbym z chęcią usłyszał zdanie trapera lub Indianina o tropie, za którym właśnie szliśmy.
Gdy bowiem Beduini nic nie widzieli, ja znajdowałem co dwadzieścia kroków jakiś znak
niezawodny. Północno amerykański westman stara się wszelkimi siłami zatrzeć ślady za
sobą, Krumir natomiast zwracał na to całą, uwagę, żeby się jak najszybciej posuwać naprzód.
Ponieważ teren schodził w tym miejscu stromo na dół, przeto kopyta jego koni orały po
prostu ziemię, wobec czego nie było trudno zachować kierunek jazdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates