X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzieć, że to moja stała dieta. Chcesz, żebym cię
zmieniła za kierownicą?
 Nie!  odparł.  Ale nie myśl, że ci nie ufam. Po
prostu każde z nas ma swoją rolę do odegrania.
 Jak chcesz  mruknęła, ziewając szeroko. 
Chyba pójdę za przykładem Simone i utnę sobie
drzemkę. Tózno się wczoraj położyłam.
Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy. Zanim
zapadła w sen, pomyślała, jakie to wszystko dziwne:
jadą z Markiem do Francji. Jeszcze niedawno za-
stanawiała się, czy spodoba się jego matce, teraz to
przestało mieć znaczenie.
Pół godziny pózniej samochód zakołysał się, jakby
wyprzedzała go rozpędzona ciężarówka. Lucy o-
tworzyła oczy i napotkała we wstecznym lusterku
wzrok Marca. Uciekł spojrzeniem, lecz zanim powie-
ki znowu jej opadły, zauważyła wyraz jego oczu,
trochę smutny, trochę zamyślony.
Podróż przebiegała wyjątkowo dobrze. Zatrzy-
mywali się co trzy godziny, Simone karmiła małą,
Lucy badała dziecko i, jeśli było trzeba, przewija-
ła. Z upływem czasu zjedli wszystkie kanapki
i wypili kawę.
Gdy pod wieczór zbliżali się do wjazdu do tunelu
kolejowego, Lucy miała kanapek powyżej uszu. Si-
mone i Lucille spały jak dwa susły, Marc się nie
odzywał, dzięki czemu Lucy nie musiała silić się na
rozmowę. Przejazd pociągiem przez tunel okazał się
interesującym doświadczeniem, choć może mniej
przyjemnym niż przeprawa promem. O zmierzchu
wjechali do Francji.
Widać było, że Marc doskonale zna trasę. Po
zapowiadanych dziesięciu minutach skręcił wdługi
podjazd przed wejściem do hotelu  nie, jak spodzie-
wała się Lucy, typowego motelu dla kierowców, lecz
okazałej budowli, która wyglądała na stary zamek.
Do samochodu natychmiast podbiegli szwajcarzy
w liberiach. Marc porozmawiał z nimi, po czym
wyjaśnił Lucy:
 Pokażą ci, który to pokój i zaniosą twoje rzeczy.
Zpicie z Simone i Lucille, tak jak uzgadnialiśmy,
łóżeczko dla małej już czeka. Zapukam do was za
jakieś pięć minut. Powiesz, czego ewentualnie po-
trzebujecie.
 Nakarmię dziecko, a pózniej chętnie bym coś
zjadła  rzekła Simone.  Marc, zamów mi coś
lekkiego z sałatą. Niech przyniosą do pokoju. Aha,
i jeszcze pół butelki wina.
 Kieliszek i ani kropli więcej  oznajmiła Lucy
wesoło.  Za to wody mineralnej ile tylko zaprag-
niesz.
 Dobra, dobra  mruknęła Simone.  Zupełnie
jakbym znowu znalazła się w szpitalu.
 Lucy?  odezwał się nagle Marc.  Możepózniej
zeszłabyś na dół i zjadła ze mną kolację? Mamy
elektroniczną nianię, Simone i Lucille dadzą sobie
radę bez ciebie.
 Na dole? W restauracji? W tych dżinsach i wy-
miętoszonej bluzce? Wyprosiliby mnie chyba.
 Moim zdaniem wyglądasz uroczo. Ale jeśli
wolisz, możemy zjeść na tarasie  odparł z �smie-
chem, ale zmitygował się i dodał już oficjalniej:
 Oczywiście, jeśli jesteś zmęczona, możesz zjeść
kolację z Simone w pokoju.
 Cały dzień siedziałam w samochodzie, ściśnięta
jak sardynka w puszce. Wyspałam się i chętnie roz-
prostowałabym nogi. Ale muszę się wykąpać.
 Oczywiście  przytaknął Marc.  Ja też o tym
marzę.
Kiedy Lucille drzemała w łóżeczku, a Simone
leżała przykryta kołdrą i obłożona kolorowymi pis-
mami, Lucy wykąpała się w największej wannie, jaką
widziała wżyciu, w łazience zastawionej olbrzymią
kolekcją przyborów toaletowych. Wytarła się mięciu-
tkim białym ręcznikiem, spojrzała na ogromne łoże
i pomyślała, że mogłaby się do takich luksusów
przyzwyczaić. Włożyła prostą bawełnianą sukienkę
na ramiączkach, w odcieniu pastelowego błękitu, do
tego krótki żakiecik.
 Aadny ciuszek  pochwaliła Simone.  Do
twarzy ci.
Lubiły się i dobrze rozumiały, odkąd Simone po-
godziła się z myślą, iż Lucy nie zamierza tolerować
żadnych fochów. Lucy uczesała się, zrobiła lekki
makijaż i zeszła do holu. Marc miał na sobie szary
lniany garnitur, w którym przyjechał, jednak czarny
sweter zastąpił czystą, białą koszulą, do której dodał
jaskrawy krawat. Spojrzał na nią z uznaniem.
 Zlicznie wyglądasz  powiedział.  Poprosiłem
o stolik na tarasie, ale teraz wolałbym zostać w sali.
Muszę się tobą pochwalić.
 Wolę na tarasie.
Gdy usiedli, Lucy postawiła na stole elektroniczną
nianię.
 Położna dwadzieścia cztery godziny na dobę
 zażartował.  Nie ma rzeczy zdolnej oderwać cię od
pracy.
 To prawda, zawsze jestem czujna.
 Zamówiłem butelkę szampana. To nam rozjaśni
wgłowach.
 Jak uważasz  odparła, choć była innego zdania.
 Co byś zjadła?
 Chyba będziesz musiał mi pomóc  powiedzia-
ła, zaledwie zajrzała do menu, w którym nie było ani
słowa po angielsku.
Wybrała szparagi, koktajl z krewetek w przedziw-
nym pomarańczowym sosie, jagnięcinę nadziewaną
orzechami i sezonowymi warzywami, a na deser
płonące naleśniki z jabłkami. Wszystko było wybor-
ne, toteż humor od razu jej się poprawił.
 Nie wiedziałam, że Simone i twoja matka się
lubią  zagadnęła, pijąc szampana.
 Jej rodzice mieszkają w miasteczku. Mają duże
nowoczesne mieszkanie, ale jak to w mieście, hałas,
samochody. Moja matka natomiast mieszka na wsi,
w zamku. Simone jest romantyczką. Dla niej to jak
bajka, matka bardzo chętnie ją podejmuje, ale nie
toleruje jej humorów.
 A ty? Nie uważasz się za romantyka?
 Nie. Uwielbiam ten zamek, ale jestem realistą.
Może i wygląda romantycznie, ale muszę położyć
nowy dach, a to kosztuje. Simone nie myśli o takich
sprawach. Bawi ją przeciwstawianie się swojej ro-
dzinie.
 Ciebie nigdy nie kusiło? %7łeby się zbuntować?
 Nigdy. Wiem, co mnie czeka i jestem z tego
zadowolony  odparł i wypił łyk szampana, wcale,
zdaniem Lucy, na szczęśliwego nie wyglądając. 
Byłbym zapomniał. Rodzice Simone przesyłają nam
serdeczne podziękowania.
Kelner postawił na stole kawę i brandy, po czym
taktownie zniknął.
 Cieszę się, że się zgodziłaś zjeść ze mną kolację
 powiedział Marc.  Lubię twoje towarzystwo. Może
dojrzeliśmy do tego, żeby zacząć znowu ze sobą
rozmawiać. Nie wyobrażasz sobie, Lucy, jak bardzo
mi tego brakowało. Nie przewidziałem, że to będzie
aż takie trudne.
 Mnie brakuje wielu rzeczy.  Głos jej zadrżał.
Skinął głową, �smiechając się ze smutkiem.
 Pojutrze zobaczysz mój dom. Może zrozumiesz,
dlaczego jestem, jaki jestem, dlaczego kocham tę
dolinę i ludzi, którzy tam mieszkają. Czułbym się
lepiej, gdybyś to rozumiała.
 Przekonamy się.  Wstała od stołu.  Jeśli po-
zwolisz, pójdę się teraz położyć.
 Oczywiście.  Podniósł się na nogi.  Odprowa-
dzę cię. Masz mój numer, gdyby cokolwiek się działo, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.