[ Pobierz całość w formacie PDF ]
towarzyszka ma zamiar wskoczyć na Wzlotor. Jego serce dudniło jak w galopie na samą myśl
o tym, co się zaraz stanie. Tymczasem Evoe zaprowadziła go wzdłuż wygiętej w łuk rampy
do okrągłego lądowiska. Na jego obwodzie stało kilkadziesiąt pokrytych błyszczącą emalią
pojazdów.
Evoe wybrała jasnobłękitną lotkę i uniosła jej kopułkę z czarnego szkła.
- Wsiadaj.
Uprząż, w jaką wpełzł Carl, z powodzeniem utrzymywała jego ciężar, lecz obracała się
bezładnie na wszystkie strony, dopóki nie uświadomił sobie, że trzyma w ręce regulujący jej
ustawienie uchwyt. Evoe wśliznęła się do swojego zawieszenia tuż obok niego, a wtedy
fasetkowy, opuszczany dach z czarnego szkła zaniknął się nad nimi z cichym westchnieniem
hermetycznych zasuw. Wnętrze pojazdu było czarne. Mrok rozjaśniały zielone punkciki
migające coraz szybciej, w miarę jak Evoe uruchamiała napęd pojazdu.
- Czyżbyśmy kradli tę maszynę? - Carl rzucił w mrok zaniepokojone pytanie.
- To przecież ogólnodostępna lotka - zabrzmiała odpo69 wiedz, której towarzyszyła
zsynchronizowana gra światełek kontrolnych i chór wskazówek dzwiękowych. - Każdy
obywatel Rhene może z niej korzystać.
Nagle czarna kopułka stała się zupełnie przezroczysta i Carl z zafascynowaniem przyglądał
się malejącemu w oczach lądowisku. W jednej chwili znalezli się wysoko nad Rhene. To
właśnie pawilon Odprawy, jak się zorientował, był tym ogromnym miastem najeżonym
szklanymi wieżami, które widział z daleka podczas podróży cierniolotem. Po tamtej stronie
nieba, po której się wtedy znajdował, chmury tworzyły pofałdowaną masę przypominającą
korę mózgową.
- To właśnie Chmurowrota - łagodny alt Evoe zabrzmiał w jego uchu. - Tamtędy wiedzie
jedyna bezpieczna trasa do Firmamentu, gdzie mieszkają zótle, pozwalająca uniknąć
spotkania z niszczycielskimi wiatrami. Dlatego tutaj założono Rhene. Aby chronić górny Zfjat
przed ludzkimi zwierzętami, które hodują dla siebie w Zródśfjecie jako pożywienie.
- Tamtędy przybyłem z pomocą cierniolota.
- To chyba jedyna możliwa droga - przyznała Evoe. - Tamtejszy Wzlotor kieruje się w dół.
Ciernioloty mogą dzięki temu przelecieć przez Chmurowrota w tę stronę, ale nie potrafią
przedostać się przez nie, lecąc do góry. W ten sposób można przelecieć tylko lotką, Lecz zótle
niszczą wszelkie nieznane pojazdy.
Rhene żarzyło się pod nimi jak węgielki w na wpół wygasłym ognisku.
- Dokąd lecimy?
- Tam gdzie nikt nas nie znajdzie. - Evoe dokonała kilku drobnych regulacji i ponownie
rozparła się wygodnie w swoim zawieszeniu.
Mijane nieblany migały za przezroczystym szkłem kopułki, podczas gdy ich lotka szybko
przemierzała labirynt Zfjata. Elastyczrie uprzęże, w których z wdziękiem wisieli, sprawiały,
że nieustanne gwałtowne zmiany kierunku nie robiły na nich najmniejszego wrażenia.
Evoe intensywnie przyglądała się Carlowi z wyrazem powagi w oczach przypominających
okrągłe ślepka delfina, a jej spojrzenie dawało mu ulotne poczucie wielkiego szczęścia.
- Opowiedz mi o sobie - zażądała - to może w końcu uda mi się zrozumieć uczucie, jakie
żywię do ciebie.
70
- A co to za uczucie?
W jej głosie zabrzmiały szorstkie tony zniecierpliwienia:
- Czyżbyś tego nie przeżywał?
Oczywiście, że przeżywał. Pranieblan przygotował go do tego, ale uczucie to wciąż nie
przestawało go zadziwiać. Ulotna harmonia letniego popołudnia przenikała wszelkie jego
myśli i emocje. Nieznane doznania przenikały go od chwili, gdy został wyrwany z jego
poprzedniego życia, a teraz doszedł jeszcze ten blask narastającej w nim cudownej
namiętności, najbardziej naturalnej i pierwotnej emocji, znanej nawet malutkiemu dziecku,
która wydawała mu się najdziwniejsza ze wszystkiego, czego doświadczył w tym nowym
świecie.
- Jestem zakochany.
Przez cały lot śmiali się do rozpuku. Malutka przestrzeń kabiny pojazdu wydawała się
Carlowi wielka i pełna słodkiej obietnicy niczym początek wiosny. Opowiedział Evoe o sobie
i o swoim dawnym życiu. Nie wszystko, rzecz jasna. Pominął informacje o wypadających
włosach i płaskostopiu. Skupił się na najważniejszym: na dzieciństwie u "Zwiętego
Tymoteusza", na studiach, na biurze maklerskim w Nowym Jorku i na "Błękitnym Jabłku".
Sam był zdziwiony faktem, jak niewiele miał do opowiedzenia. A także zainteresowaniem, z
jakim jego towarzyszka chłonęła każdy szczegół.
Evoe nigdy nie zdążyła opowiedzieć do końca swojej historii.
Miała za sobą półtora cyklu życia i przeszła wiele inicjacji. Urodziła się w pradawnym
klanie Fouków, dziedziczącym liczne zobowiązania podporządkowujące ich innym klanom.
Dlatego prawie połowę swojego pierwszego cyklu Evoe spędziła, pełniąc służbę i pobierając
nauki u różnych rozproszonych plemion ludu Fouków. Wiele udało jej się przez to osiągnąć.
Najważniejszą rzeczą, jakiej się nauczyła, było utrzymywanie w ryzach wrodzonego
temperamentu, który predestynował ją do pełnienia przywódczej funkcji. Przez długie lata
odziedziczonej po przodkach niewoli, kiedy zajmowała się sprzątaniem rezydencji oraz
wychowywaniem dzieci przedstawicieli szlachetniejszych klanów, doświadczała prostoty
życia, którą pokochała. Gdy jej służba dobiegła końca, kurczowo trzymała się tej miłości i
żyła dłużej niż którykolwiek z członków jej rodziny. Była pierwszą maginką w historii swego
rodu. Dla jej klanu stanowiło to wielkie upokorzenie.
71
U Fouków magini cieszyli się poważaniem. Przysługiwał im przywilej pisania ksiąg.
Jednakże jedynie wojownicy, wielcy wodzowie, zasługiwali na chwałę. Tylko oni nosili przy
sobie broń wytwarzaną w tajnych foukowskich zbrojowniach. Ta sama osoba nie mogła nigdy
być jednocześnie wojownikiem i maginem, aczkolwiek wielki Wódz Magin był popularną
postacią legend i tradycji Fouków. Wodzów prawo zobowiązywało do podejmowania
największego ryzyka; podczas bitew zawsze stawali na czele wojsk. %7ładen z nich nie żył
dłużej niż pół cyklu.
Evoe przerwała opowieść, kiedy lotka wylądowała na skraju nieblana pomiędzy wysokimi
włóczniami jodeł. Kopułka zakrywająca kabinę znów poczerniała.
- Odeślemy tę lotkę z powrotem - usłyszał jej cichy głos w ciemnościach. - Zlad, jaki
zostawimy za sobą, przywiedzie wszystkich, którzy zechcą nas ścigać, jedynie do tego
miejsca& ale zanim tutaj dotrą, nas już dawno tu nie będzie. Masz, wez to. - Podała mu
pistolet, który odebrała strażnikowi. - Ja też mam jeden dla siebie i kilka kapsułek
benzynowych - to bomby zapalające. Przybyłam do Rhene uzbrojona, aby uwolnić moją
krewną.
Carl wziął do ręki pistolet i zatknął go za pas.
Kopułka otwarła się z sykiem i do środka kabinki wdarło się ostre górskie powietrze. Carl
wytoczył się z pojazdu i stanął pośród wyblakłej w słońcu trawy porastającej teren nad
szumiącym wiatrami urwiskiem. Jego oczy przypominały wielkie rodzynki i Evoe na ten
widok zaniosła się melodyjnym śmiechem.
- Nie obawiaj się. Nie mam zamiaru teraz cię stracić - powiedziała, nim zepchnęła go w
przepaść. Lecieli pionowo w dół przez jakieś sto metrów, nim natrafili na Wzlotor. Wtedy
zaczęli wznosić się ku czerwonym i niebieskim plamom chmur przypominającym olbrzymie
siniaki. Evoe mocno trzymała Carla w objęciach. Przez długą chwilę lecieli z wierzgającym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates