[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cąc starą kołysankę, której słowa dawno zapomniała.
- Bardzo ładnie.
May wzdrygnęła się. Adam stał z rękami skrzyżowanymi na piersi, oparty o fra-
mugę drzwi łączących jej pokój dzienny i sypialnię. Zamienił zabłocony garnitur w prąż-
ki na inny, niemal identyczny, i włożył czystą białą koszulę. Za to krawat znacząco różnił
się od poprzedniego. Biegnący wzdłuż delikatny srebrny pasek pasował do jego oczu.
- Długo tu stoisz? - spytała zażenowana.
R
L
T
- Dość długo. Robbie kazała mi czekać na panią domu w salonie, ale ponieważ
przywiozłem torbę z rzeczami, postanowiłem ją tu wnieść. I zostawić w mojej sypialni.
Wszedłem tylnymi schodami. -
- Nie bądz taki drażliwy. Pewnie bała się, że obudzisz Nancie.
- Nigdy nie widziała, jak zakradałem się przez bramę na tyłach domu.
- Nie. - Odwróciła wzrok. Po raz pierwszy nawiązał do przeszłości. Złotych dni,
nim okłamała dziadka oraz Robbie i poszła z nim na dyskotekę.
- Ile pokoleń Coleridge'ów spało w tej kołysce? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Wiele.
- Wszystko w tym domu wygląda, jakby było tu od zawsze.
- Większość była. Niestety brakuje jednej rzeczy - rzekła, podnosząc się na nogi.
Musiała się odsunąć od Adama, bo zbyt mocno sobie uświadamiała kontrast mię-
dzy jego nieskazitelną czystością a jej strojem. Poza tym pachniała środkiem odkażają-
cym i mlekiem Nancie, które zaschło na jej ramieniu. Opaska przytrzymująca włosy
zsunęła się z jej głowy. Nie musiała przeglądać się z lustrze, by wiedzieć, jak wygląda.
- Nancie powinna mieć porządną kołyskę. Niestety naszą oddałam. Po lunchu po-
jadę do sklepu i kupię parę rzeczy. Mogę kupić i kołyskę.
- Możemy to zrobić razem.
- Tak?
- Byłem w urzędzie stanu cywilnego. Mogą nas zapisać na dwudziestego dziewią-
tego.
May otworzyła usta, a potem je zamknęła. Następnie zapytała:
- Na dwudziestego dziewiątego?
- Od zgłoszenia musi minąć szesnaście dni. Jest wolny termin o dziesiątej, jeśli ci
odpowiada. To poniedziałek. Zaplanowałaś na ten dzień coś takiego, czego nie mogłabyś
przesunąć?
May pokręciła głową.
- Mamy kursy w środku tygodnia i w weekendy, poniedziałki są wolne. A ty?
- Zawsze znajdę dziesięć minut - zapewnił ją. - Zakładam, że wystarczy ci podsta-
wowa ceremonia.
R
L
T
May w ogóle o tym nie myślała. Nie poświęcała temu ani jednej myśli od chwili,
gdy była zadurzoną nastolatką, kiedy to planowała wszystko ze szczegółami. Ale to nie
jest okazja wymagająca dekoracji z róż w kościele, chóru śpiewającego jak anioły i ła-
wek pełnych koleżanek, patrzących z zazdrością, jak ona sunie nawą w sukni ślubnej w
rozmiarze zero od najlepszego projektanta.
- Tak. - Kiwnęła głową.
- Potrzebujemy dwóch świadków. Oczywiście wezmiemy Robbie. Freddie Jen-
nings mógłby być drugim.
- Dobry pomysł.
- Mam dziś mnóstwo dobrych pomysłów. Teraz musimy zanieść im metryki uro-
dzenia i podpisać kilka papierów.
- Teraz? Nie mogę zostawić Nancie.
- Wez ją ze sobą.
- Tak, oczywiście - odparła. Wyobraziła sobie, jak pcha wózek przez miasto, a
wszyscy myślą, że to dziecko jej i Adama. - Ja... muszę się przebrać.
Wyjęła z szafy to, co jej wpadło w ręce. Sztruksową spódnicę w kolorze złota i
czarny sweter z dekoltem V. W łazience spryskała twarz zimną wodą, zrobiła delikatny
makijaż, upięła włosy i przejrzała się w lustrze. Czy Adam nie pomyśli, że chce na nim
zrobić wrażenie?
Och, na Boga, jakby Adam zwracał uwagę na to, w co jest ubrana. A jednak było
coś niepokojącego w tym, że siedział w jej prywatnej przestrzeni i czekał na nią.
Szarpnęła drzwi, a on podniósł wzrok.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, jeszcze tylko buty. - Wyjęła je z szafy, starając się nie zwracać uwagi na
Adama, który stał przy oknie sypialni z Nancie na rękach. - Poszukam metryki i możemy
iść. Potrzymam Nancie, a ty znieś wózek.
- No i poszło bezboleśnie - rzekł Adam, gdy wyszli z urzędu stanu cywilnego.
May przytaknęła, ale była bardzo blada. Może dla niego poszło bezboleśnie, ale
wszyscy pracownicy ratusza znali May. Wszyscy chcieli jej pogratulować i podziwiali
Nancie, zakładając, że to jej dziecko.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates