[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rower, a spod  Hoplanki już niejeden zginął. A pompki od rowerów to spod
 Hoplanki giną
co rusz.
 A kto to zostawia pompkę przy rowerze?  powiedział ktoś.  Pompkę się
zabiera ze sobą pod pachę.
 Jasne. Tak jak parasol  rzuciłem ja od mojego stolika.
Ból zęba jakby trochę zmalał albo tak mi się tylko zdawało. Kiedy w kantorku
Baładaj
zaczął rozprawiać z klientami o polityce, ból znowu wzmógł się. Albo tak mi się
tylko
zdawało. Wróciłem do fryzjera, ogoliłem się i pojechałem do Ośrodka Zdrowia. Ból
zęba był
taki, że miałem ochotę głośno wyć. Ale nie od razu zawyłem. Przedtem pomyślałem
o tobie,
Gałązko Jabłoni. Zawsze i teraz absolutnie służy tobie emanuel delawarski. Nikt
piękniej
nigdy o nikim nie myślał. I to wszystko w samym środku bólu straszliwego,
zdawałoby się
nic prócz samego siebie, nic prócz bólu nie dopuszczającego. Ale miłość, miłość
moja do
ciebie, nie przez takie bóle i nie przez takie lasy i bory jak te, w których
teraz jestem, już
torowała sobie drogę. Wtedy dopiero zawyłem w tym cichym, zimowym,
wczesnowieczornym zmroku hoplańskim. Z bólu i z miłości. Kto usłyszał to wycie,
komu
ono do uszu dopadło, tego niechybnie przeszedł dreszcz.
W korytarzu przed gabinetem słynnej dentystki Majki Nowak nie było nikogo, ale w
środku, w gabinecie, był ktoś, był jakiś pacjent, bo dochodziło stamtąd piskliwe
jęczenie i  o,
Jezu, o, Jezu między jednym a drugim jękiem.  O, Jezu, o, Jezu automatycznie
powtórzyłem i usiadłem na ławie. Zapaliłem papierosa, którego dym już mi w ogóle
nie
smakował ani żadnej ulgi w bólu nie przynosił, choć przed wypuszczeniem
trzymałem go
długo w ustach, a kiedy go po pewnym czasie wypuszczałem był cały brązowy, taki
brudno brązowy i jakiś taki boleściwy cały, jakby zarażony bólem od jego tuż
bliskości,
ale ulgi żadnej dym mi nie przynosił, bólu mi nie odejmował.
Otworzyły się drzwi i wyszedł z gabinetu ten chłopaczek, za którym zamówiłem
kolejkę. Cały skulony był, a dwiema rękami trzymał się prawego policzka.
 O, Jezu, o, Jezu. Wiedziałem, że tak będzie. Po co ja tu przychodziłem.
Wiedziałem, że tak będzie. Siłą się na człowieka rzucili.
Uśmiechnąłem się przez łzy, które ból mi wyciskał z oczu i wszedłem do gabinetu.
Siadłem na fotelu i czekałem, aż słynna dentystka Majka Nowak wypali papierosa,
którego
zapaliła. Jej pomagierka tymczasem, herod baba, wielka i potężna, postawiła
kubek z wodą
na spluwaczkę całą we krwi tego chyba chłopaczka, co przed chwilą wyszedł i
skarżył się, że
się na niego rzucili siłą, w którą to siłę ja, patrząc na herod babę, nie
wątpiłem. Potężne,
dyżurne było babsko. Pomyślałem, że i mnie ona przytrzyma, gdybym chciał rzucać
się na
fotelu.
Ale nie rzucałem się. Nie zdążyłem nawet szarpnąć się. Tak, że stojąca za mną
herod baba nie miała nic do roboty. Zgrabnie i błyskawicznie wyciągnęła mi
gdzieś tam z
głębokiego środka głowy, z państwa środka, wielki trzonowy ząb słynna dentystka
Majka
Nowak. Aż dziw brał, skąd tyle siły w tej szczupłej młodej ładnej dziewczynie.
Stała nade
mną dzierżąc w dłoni obcęgo szczypce, a w nich krwawiący były mój ząb.
Strona 85
Stachura Siekierezada
 Chce go pan na pamiątkę? spytała.
Poruszyłem głową, że nie. %7łe nie chcę tego na pamiątkę. Słynna dentystka Majka
Nowak wrzuciła tedy ząb do spluwaczki, włożyła mi do gęby tampon i kazała
przygryzć. Po
czym umyła ręce i zapaliła papierosa.
 Dzielny pan jest  powiedziała.
Podziękowałem ruchem głowy, potem pokazałem na nią palcem, co miało znaczyć, że
to ona jest dzielna i znowu skłoniłem głowę w dół, co miało znaczyć: Dziękuję
bardzo i do
widzenia pani. Niech się pani szczęści we wszystkim. Wyszedłem z gabinetu,
wyprowadziłem rower z korytarza i pojechałem do Bobrowic.
Wieczorem siedziałem na kwaterze w izdebce Babci Oleńki i jadłem drahli, jak z
ukraińska nazywał Wasyluk galaretkę z zimnych nóżek. Drahli, czyli trzęsionka.
Studzienina.
Jadłem, bo minęło parę godzin od wyrwania zęba i mogłem już jeść i byłem
głodny. Babcia
Oleńka siedziała na łóżku przy piecu w swojej słynnej pozycji z rękami
splecionymi na
brzuchu, kiwając się z lekka, to do przodu, to do tyłu. W piecu buzował ogień, a
na strychu i
z pustych pokoi szły jakieś szmery, skrzypnięcia, szuruburu i przeciągłe
żałobliwe powiewy
wiatru. Gdzieś z dali niosło się, raz głośniej, raz ciszej, smętne bicie dzwonu.
Ciszej może
wtedy, kiedy pociągający sznurem dzwonnik zamyślał się nad czymś. Nad tym na
przykład,
jak to raz, kiedy młody był, szedł raniuteńko polem, lato było i przed świtem
było, nad
łąkami stały nisko opary i nagle zobaczył tego pasącego się luzem białego
istnego cud konia,
który podniósł powoli łeb, potrząsnął lekko grzywą&
 To jak my przyjechały do wioski i zaczęły my z chłopakami parlefransować, to
ludzie, co mnie nie pamiętały, mówiły, że jakieś Czechy przyjechały.
To powiedziawszy Babcia Oleńka nagle zamilkła tak, jak nagle zaczęła mówić. Było
to coś takiego, jak powiedział jeden w podobnej okoliczności, jak podziemna
rzeka, która
nagle wypływa na powierzchnię, płynie jakiś czas po tej powierzchni, a potem,
raptem,
znowu wpływa, zapada pod ziemię i nie ma jej. Tak było teraz. Rzeka płynęła pod
ziemią.
Ale po chwili znowu wychynęła w górę i dał się słyszeć jej plusk, mamrotanie
jej:
 Zeszłego roku przyjechały górale na robotę do lasu. Ośmiu ich było. To
czterech ja
miała u siebie na kwaterze. Co zarobiły, wszystko przepiły. Razu jednego jak
sobie popiły, to
jednemu wszystko się pomieszało i chciał do mnie do łóżka wlezć. Bójcie się
Boga. Poszła ja
na drugi dzień do leśniczego, zameldowała jemu i wyrzuciła, wygoniła ja ich
wszystkich na
zbity pysk. Nie chciała ja ich dłużej na kwaterze. Do takiej starej baby jak ja
do łóżka się
pchać, no bójcie się, ludzie, Boga, bójcie się Boga, bójcie się Boga, bójcie się
Boga&
I rzeka znowu zapadła w dół, w głębokości podziemne i tam płynęła sobie, i stąd,
z
powierzchni, nie słyszało się jej płynięcia. Zjadłem drahli, potem jeszcze
dopchałem się
chlebem ze smalcem, wypiłem herbatę i jeszcze zrobiłem sobie drugą szklankę,
żeby popijać
u siebie do papierosa. Zanim wyszedłem z izby, podziemna rzeka jeszcze raz
wypłynęła, na
krótko, na powierzchnię.
 Co on może wywojować stary Bordaczewski z młodymi Herediukami? Co on
Strona 86
Stachura Siekierezada
może? Nie ma podejścia na słabych swoich warunkach.
Powiedziałem  dobranoc , choć wiedziałem, że nie będzie odpowiedzi, bo rzeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates