[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecie\ to niemo\liwe. Co z jej \yciowymi planami?
W końcu zadzwoniła do matki. Ingrid podniosła słuchawkę po
trzecim sygnale.
- Mamo?
- Livvy? Gdzie jesteś? Czy ty...?
- Jestem w hotelu tu\ pod Londynem. Nie, nic mi nie jest.
Jestem kompletnie stuknięta, ale mam się dobrze.
-A ślub? Czy...
- Tak, wyszłam za Finna.
- Och. - Ingrid westchnęła. Liv słyszała w jej głosie po-
wstrzymywany płacz. - Cieszę się, naprawdę, ale wydawało
mi się, \e powinnaś być teraz w drodze do domu.
- Jestem. Byłam. Ale nie mogę. Wracam.
- Och, skarbie.
- Po prostu, no wiesz, nie mogę wyjechać. Chcę być z Finnem.
-Wiem.
- To do mnie zupełnie niepodobne. Porzucić wszystko dla
mę\czyzny.
Ingrid zaśmiała się do słuchawki.
- Nie dla jakiegoś tam mę\czyzny. Ostatecznie on jest twoim
mę\em.
- Tęsknię za nim - wyznała Liv \ałosnym tonem. - Chcę z nim
być. Chcę... \eby nam się uło\yło.
- To zrozumiałe.
- Myślę, \e jest na mnie zły. Och, mamo. Nie wiem, co mu
jest
- Jestem pewna, \e czuje się zraniony.
- Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Przecie\ mnie zna.
Mówiłam mu, \e mam plany \yciowe i...
- Po prostu do niego jedz. Poradzisz sobie.
- Jego siostra mnie nienawidzi. Uwa\a, \e przeze mnie Finn
jest ostatnio smutny i dra\liwy... Wiesz co, ona chyba ma
rację. Myślę, \e Finn naprawdę mnie kocha. Chyba te\ go
kocham.
- Poradzicie sobie.
- Ciągle to powtarzasz.
- Bo tylko to przychodzi mi do głowy. Jestem przekonana, \e
będzie dobrze. Wiedziałam to od pierwszej chwili, gdy go
poznałam. Jesteście dla siebie stworzeni. Ty potrzebujesz w
\yciu humoru i pasji. A Finnem, według mnie, trzeba po-
kierować.
- Jesteś pewna? Nie uwa\asz, \e zwariowałam?
- Absolutnie nie. -A co z moim...
- Będą inne sta\e.
- On chce mieszkać tam, w Gullandrii. Jak ja...
- Nie wszystko naraz - przerwała jej matka.
- Nie wszystko naraz - powiedziała sobie Liv następnego
ranka. - Zło\ę mu wizytę w jego zamku. Zobaczymy, jak
pójdzie...
Zadzwoniła do Finna na komórkę natychmiast po wy-
lądowaniu w Gullandrii, ale nie odebrał. Zostawiła krótką
wiadomość, a potem spróbowała się dodzwonić do Balmar-
ranu. Słuchawkę podniosła gospodyni.
Poinformowała Liv, \e ksią\ę Finn nie odbiera telefonów.
- Ale czy on tam jest?
Gospodyni przyznała, \e owszem, ksią\ę jest w Balmarranie.
- W takim razie proszę mu powiedzieć, \e \ona chciałaby z
nim rozmawiać.
Gospodyni spytała, czy Liv mogłaby poczekać, nie odkładając
słuchawki.
- Tak, oczywiście.
Jako następny na linii rozległ się głos, którego Liv wolałaby
nie słyszeć.
- Czego chcesz? - warknęła Eveline.
- Porozmawiać z moim mę\em. - Liv starała się nie okazać
zniecierpliwienia.
- Nie chce, \eby mu przeszkadzano. - Połączenie zostało
przerwane.
Liv zaklęła w duchu. Powinna udusić tę dziewczynę, kiedy
miała po temu okazję.
No więc dobrze, nie zapowie swojej wizyty. Pojedzie do
Finna, jakoś ominie gospodynię i tę jego nieznośną sio-
strzyczkę i stanie z nim twarzą w twarz.
Najpierw jednak musi się dowiedzieć, gdzie le\y Balmarran.
Spodziewała się usłyszeć to od ojca.
Osrik napadł na nią, gdy tylko weszła do gabinetu.
- Na kości Odyna, o co znów chodzi? Myślałem, \e opusz-
czasz mę\a i wracasz do Ameryki najszybciej, jak tylko się da
publicznymi środkami transportu.
- Zmieniłam zdanie.
Ojciec przyjrzał jej się nieufnie.
- Czy powinienem się cieszyć? Czy to mo\liwe, byś odzyskała
rozum i w końcu pojęła, \e twoje miejsce jest przy mę\u?
- Pewnie, ciesz się. Czemu nie? Pozwól jednak, \e nie będę
próbowała odpowiadać na drugie pytanie. Rozumiem, \e Finn
wrócił do Balmarranu.
- Owszem, z posępnym wyrazem swego nazbyt urodziwego
oblicza. Nigdy nie sądziłem, \e do\yję dnia, kiedy Finn
Danelaw przestanie się uśmiechać i rzucać błyskotliwe uwagi.
Jednak ten dzień nadszedł i muszę ze wstydem przyznać, \e
stało się to za sprawą mojej córki.
Liv stłumiła w sobie odruch, \eby się bronić. Zdą\yła poznać
ojca na tyle, by wiedzieć, \e sprzeciw nic nie pomo\e, a mo\e
jedynie wzbudzić królewski gniew.
A tego akurat nie potrzebowała. Miała dość kłopotów z
Finnem i jego siostrą.
- Ojcze, zamierzam zrobić wszystko, co w mojej mocy, \eby
Finn znowu się uśmiechał.
Osrik odpowiedział wymownym chrząknięciem.
- Jednak nic nie zdziałam, jeśli się z nim nie zobaczę. Przy-
szłam cię prosić o wskazówki, jak się dostać do Balmarranu.
Osrik wezwał samochód.
Posiadłość Balmarran le\ała niedaleko wioski Skolvar, u stóp
niewielkiego łańcucha górskiego o nazwie Midlings. Do
Lysgardu było stamtąd sto trzydzieści kilometrów, czyli około
osiemdziesięciu mil według amerykańskiej miary odległości.
Siedząc za kierowcą, Liv patrzyła na falujące łany zbo\a i pa-
stwiska pełne owiec i zastanawiała się, co powie Finnowi.
Powtarzała w pamięci kilka wersji kwiecistej przemowy. A na
koniec postanowiła improwizować. Uczciwie i prosto z mostu
powie mu, \e myślała długo i intensywnie. Postanowiła
spróbować z nim prawdziwego mał\eństwa. A reszta jakoś się
uło\y.
Kierowca nie wykazywał chęci do rozmowy. Wpatrywał się w
drogę przed sobą i prowadził jak Finn, czyli szybciej, ni\
powinien. Zakręty brali z piskiem opon; parę razy Liv musiała
go poprosić, \eby zwolnił.
Bardzo szybko dotarli do Skolvaru. Tutejsze domy były małe i
wąskie, miały strome ciemne dachy, a ka\dy pomalowany był
na wesoły, jaskrawy kolor - czerwony, \ółty lub niebieski,
kontrastujący z białymi framugami i okiennicami. Ludzie
przystawali na \wirowych uliczkach, \eby się do nich
uśmiechnąć lub pomachać, jakby wiedzieli, \e czarny
mercedes nale\y do króla i rozpoznawali księ\niczkę Liv na
tylnym siedzeniu.
Półtora kilometra lub dwa za wioską, pokonawszy, oczywiście
z nadmierną prędkością, ostry zakręt, ujrzeli imponującą bryłę
zamku. Na pytanie Liv kierowca potwierdził, \e to Balmarran.
Na tle pochmurnego nieba rysowała się potę\na sylweta
połączonych ze sobą rozło\ystych budowli, z wie\ą nakrytą
kopułą pośrodku i mniejszymi wie\yczkami na obu końcach.
- Skolvarski granit - odpowiedział kierowca, kiedy Liv spytała
go o rodzaj kamienia u\yty do budowy. - Na północny zachód
od wioski znajduje się kamieniołom. Granit ze Skolvaru słynie
z jasnego, prawie białego odcienia.
Zamek prezentował się doprawdy imponująco, górując nad
zalesioną okolicą. Utrzymany bardziej w stylu georgiańskim
ni\ średniowiecznym, sprawiał wra\enie mieszkalnej siedziby,
a nie fortecy. Aukowato zwieńczone okna biegły przez całą
długość dwóch centralnie usytuowanych budynków. Musiały
wpuszczać du\o światła, tak po\ądanego podczas długich
gullandryjskich zim. Całość wyglądała wdzięcznie i gościnnie.
Mo\e skalą nieco wykraczała ponad upodobania Liv, ale
patrząc z oddali, uznała, \e właściwie mogłaby mieszkać w
takim miejscu.
No tak, nale\ało dodać, \e z Finnem mogłaby mieszkać
praktycznie wszędzie.
W miarę jak zbli\ali się do zamku, drzewa otaczały ich coraz
gęściej. Nagle zjechali z głównej drogi i po chwili znalezli się
przed kutą bramą, ozdobioną postaciami smoków. Ich długie
ogony układały się w kształt jakiegoś runicznego symbolu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates