[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciągły, bezlitosny hałas.
Narodziło się kilka teorii mających wyjaśnić, co się dzieje, jednak wszyst-
kie zostały uznane za nieprawdopodobne. Najbardziej popularna głosiła, że coś
się wydobywa, ale Poszukiwacz wiedział lepiej niż wszyscy mieszkańcy wioski
razem wzięci, że w tych górach nie ma niczego cennego, czym warto by się zain-
teresować. W każdym razie żadnego minerału.
92
Był to kolejny wczesny wieczór w Middin, podczas którego Poszukiwacz za-
siadł przed swoją chatą z drinkiem w ręku i wpatrywał się w zabarwione na żółto,
teraz już nieco niższe urwisko klifu.
 Chyba powinienem się upewnić, że moje noże są wystarczająco naostrzone
na nadchodzący sezon  powiedział do siebie i pociągnął kolejny łyk Zakręcone-
go Leminga.  Wezmę Wyllfa do pomocy, jeśli nie jest zajęty w swoim ogrodzie.
Nie wiem, dlaczego tak się tym przejmuje. Mech, mech, jeszcze raz mech i ból
pleców: tyle z tego ma.  Wziął jeszcze jeden długi, leniwy łyk i ponownie spoj-
rzał w górę.
 Ci cholerni robotnicy to prawdziwe utrapienie. Jeśli się nie pośpieszą i na-
dal będą robić tyle hałasu, lemingi nie przyjdą.
Nagle mocno zacisnął dłoń na szklance.
Kolejne obrazy następowały szybko po sobie w jego myślach. Pergamin z ul-
timatum od króla Cranachanu. Noc z wicekapitanem Barakiem. Myśli cofnęły się
jeszcze dalej. Tajemnicza, czarna postać z sekstansem. A teraz te prace na klifie. . .
Czuł, że wszystkie fakty łączą się z sobą, myślał o tym już wcześniej. Była to
myśl z rodzaju tych, które gnieżdżą się gdzieś z tyłu głowy i za nic nie chcą sobie
pójść. Coś jak swędzenie w niedostępnym miejscu między łopatkami. Tkwiła ni-
czym drzazga w jego mózgu, drapiąc i irytując  ale teraz wiedział już dlaczego.
Przymknął powieki i wpatrzył się w wizję przepływającą przed oczyma jego
duszy. Skoncentrował się. Zwolnił uścisk, szklanka wysunęła mu się z ręki i roz-
biła na skałach. Nie zwrócił na to uwagi. Jego ręce rozpostarły w myślach wielką
mapę, której jął się uważnie przyglądać. Przed oczami ukazały mu się znajome
kontury gór, lasów na południowych nizinach, rzek, strumyków. Była tam też, na
pierwszy rzut oka niemal niezauważalna, czarna kropkowana linia, która pokry-
wała się dokładnie z ciemnobrązową linią obrysowującą krawędz urwiska.
Postawił w myślach ostatnią kreskę, rysunek był kompletny.
Wstał i pobiegł do chaty, przeklinając energicznie własną głupotę. Czemuż
wcześniej nie przyszło mu to do głowy?
Czy było już za pózno?
Musiał działać.
Szybko.
* * *
Rozdając karty wśród siedzących na podłodze, Vlad czuł dreszczyk emocji.
Opuszki jego zimnych, szarych palców przesuwały się pieszczotliwie po gładkiej,
błyszczącej powierzchni kart. Zbliżające się konsumpcyjne przeznaczenie chłop-
93
ców zostało chwilowo zawieszone, ich status wzrósł do poziomu wymagających
przeciwników. Oczywiście, łatwo mógł z powrotem wrócić do poziomu  obiadu .
Przyjaciele musieli po prostu właściwie rozegrać partię.
Vlad skończył rozdanie i podniósł wzrok na chłopców. Uśmiechnął się niczym
śnięty od miesiąca morszczuk, odwrócił karty i z niedowierzaniem obejrzał, jakie
dostał. Beczka, posegregowawszy własne karty, kręcił się nerwowo. Vlad potarł
oczy i ponownie zmierzył wzrokiem zgrabny wachlarzyk w swej dłoni.
Podczas licznych podróży widział wiele wariacji na temat pików, kar, trefli
i swoich ulubionych kierów, ale te karty stały w jawnej niezgodzie z tradycyjnym
wyglądem talii. Nie było w niej asów, króli, dam ani waletów. Na obrazkach wid-
niały, pokrywając całą powierzchnię kart, wizerunki najrozmaitszych dziwnych
stworzeń.
 Co to sssą za karty!?  oburzył się.  Ja chcę grać w karty!
 To są karty.
 Nieprawdziwe karty. Niczego nie rozzzpoznaję!
 Chodzi ci o to, że jeszcze nigdy takimi nie grałeś?
 Ja. To właśśśnie powiedziałem.
Beczka przystąpił do wyjaśniania Vladowi, najlepiej jak potrafił, zawiłości
gry. Firkin słuchał jednym uchem, starając się uchwycić zawieszony gdzieś na
czubku któregoś z jego połączeń synaptycznych pomysł.
Po kilku minutach byli gotowi do gry. Szło im powoli, ponieważ Vlad starał
się wykorzystać wszystko, o czym opowiedział mu Beczka. Jak było do prze-
widzenia, przegrał. Nie szło mu tak, jak sobie zaplanował, ale mimo to rozdał
ponownie, zdecydowany tym razem wygrać.
 Ja, straschna dziecinada  pocieszał się  ale pschynajmniej to karty.
Myśli Firkina krążyły wokół innych tematów, przegrał więc kolejne rozdanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates