[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ko.
Trochę za szybko. Kiedy ją pocałował, Abby poczuła, że po jej plecach spływa
zimny dreszcz niepokoju. Leo coś przed nią ukrywał. Instynkt ostrzegał ją, że ten sekret
może zniszczyć ich szczęście.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Witam, pani Storm. - Za swoim mahoniowym biurkiem Miriam trzymała wartę
wyprostowana jak struna. Na widok Abby wchodzącej do holu uśmiechnęła się szeroko.
- Wygląda pani...
- Jak wieloryb - podsunęła jej Abby z filuternym uśmiechem.
- Jeżeli już, to jak wyjątkowo uroczy wieloryb. Ciąża pani służy. Mam nadzieję, że
dobrze się pani czuje.
- Tak, choć nie ukrywam, że trochę mi ciężko. - Abby pomasowała się po wydat-
nym brzuchu. - Termin mam za tydzień i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać.
Uśmiechnęła się do swoich myśli. Z Leo zdecydowali, że nie chcą znać płci dziec-
ka, zanim się urodzi, i teraz Abby z niecierpliwością odliczała dni do chwili, kiedy bę-
dzie wreszcie trzymać swoje maleństwo w ramionach. Czy będzie to ciemnowłosy
chłopczyk? Czy dziewczynka o złotych oczach swojego ojca?
- Zawiadomić pana Storma, że pani przyszła? - Sekretarka sięgnęła do interkomu.
- Nie trzeba, zrobię mu niespodziankę. - Abby mrugnęła porozumiewawczo, uno-
sząc duży pakunek z logo pobliskiej restauracji. - Założę się, że Leo zapomniał o lunchu.
Proszę mi tylko powiedzieć, czy nie będę mu teraz przeszkadzać.
- Nie, może pani śmiało iść. Był u niego pan Connor na jakiejś, hm, dość burzliwej
naradzie, ale wyszedł przed paroma minutami. Teraz pan Leo jest sam.
Abby z uśmiechem wśliznęła się do gabinetu. Chciała podbiec do Leo i rzucić mu
się na szyję. Nie widziała go zaledwie od paru godzin, a już tęskniła za nim jak wariatka.
Zrobiła kilka kroków i zatrzymała się, zdezorientowana. Choć lampa przy biurku się
świeciła, a włączony komputer szumiał cicho, gabinet był pusty.
- Leo? - zawołała, ale odpowiedziała jej cisza.
Rozejrzała się niepewnie. Wielki skórzany fotel stojący za biurkiem wyglądał na
bardzo wygodny, a ona była zmęczona. Spędziła kilka godzin w sklepach, kompletując
wyprawkę dla dziecka, i bolał ją kręgosłup.
Opadła z ulgą na miękkie siedzenie i przez chwilę bawiła się, sprawdzając, jak
oparcie sprężynuje, dopasowując się do nachylenia jej pleców. Przed nią na ogromnym
R
L
T
blacie z wiśniowego drewna panował idealny porządek. Obok komputera leżała tylko
jedna papierowa teczka, która musiała zostać wyjęta podczas ostatniego spotkania. Abby
uśmiechnęła się z czułością, widząc, że jest zaopatrzona w numer i tytuł nakreślony
energicznym, wyraznym pismem. Cały Leo - systematyczny we wszystkim, co robił.
Tylko dlaczego wydawało jej się, że na teczce figuruje jej nazwisko? Z roztargnieniem
podniosła ją z biurka. Nagły trzask otwieranych drzwi łazienki zaskoczył ją. Drgnęła i
wypuściła teczkę z rąk. Na ciemny blat posypały się dokumenty i fotografie.
- Abby! Co za miła niespodzianka!
Obróciła się ku wchodzącemu Leo z przepraszającym uśmiechem. Nie powinna
była dotykać jego dokumentów ani robić bałaganu. Zaraz posprząta...
Zamarła w pół gestu, kiedy dotarło do niej, co przedstawia duża fotografia leżąca
na brzegu biurka. Znała to zdjęcie aż za dobrze - ona i Becky, w dniu ich ósmych uro-
dzin. Zdumiona, pochyliła się i wtedy zobaczyła podpis: Abigail i Rebecca, córki Caesa-
ra Kemble'a.
Nie rozumiała. Nie wierzyła własnym oczom, ale jeden rzut oka na twarz Leo po-
wiedział jej wszystko. Wyglądał jak przestępca złapany na gorącym uczynku. Zastygł
bez ruchu, jak rażony gromem, nawet nie próbując nic zrobić, nic powiedzieć. Ręce opa-
dły mu bezwładnie wzdłuż ciała, usta zacisnęły się w wąską linię, oczy unikały jej wzro-
ku.
Powoli, jak w transie, spojrzała na rozrzucone na biurku papiery. Były tam doku-
menty adopcyjne, z fotografiami jej i Becky jako niemowląt. Były raporty wydrukowane
na firmowym papierze z logo agencji Connora, w tym potwierdzający jej tożsamość wy-
nik badania DNA, którego próbki zostały pobrane z butelki po piwie. Choć litery tańczy-
ły jej przed oczami, jedno spojrzenie na datę wystarczyło, by Abby domyśliła się, kto
pobrał te próbki. I kiedy.
Morderczy szok wstrząsnął jej ciałem, uciszył wszelką myśl. Obrzydliwa, mdląca
słabość ścisnęła ją za gardło, pozbawiając tchu. W tej chwili było jej wszystko jedno, co
odkrył Connor. Liczył się tylko fakt, że Leo ją oszukał. Okłamywał ją przez cały czas.
Zacisnęła powieki. To musiał być koszmar, więc powinna się postarać obudzić. Nie wie-
R
L
T
działa tylko, jak to zrobić. Nie mogła się wyrwać z odrętwienia, jej ciało zapadało się w
lodowaty, mroczny letarg.
- Abby, kochanie. Wszystko ci wytłumaczę... - Głos Leo zdawał się docierać do
niej z bardzo daleka.
Kochanie. Odrętwienie w jednej chwili przemieniło się w potworny ból, który jak
wściekła bestia zatopił zęby w jej sercu i rozdarł je na strzępy. To słowo w jego ustach
nie znaczyło absolutnie nic. Leo w okrutny sposób zadrwił z jej naiwności, zabawił się
jej kosztem.
- Abby, posłuchaj...
- Nie muszę cię słuchać. - Kiedy gwałtownie wstała z fotela, zakręciło jej się w
głowie. Zatoczyła się i ciężko oparła o biurko. - Wszystko rozumiem. Lepiej pózno niż
wcale.
Ruszyła do drzwi, ale w jednej chwili znalazł się przy niej.
- Chciałem ci powiedzieć... chciałem ci powiedzieć wszystko już dawno, ale nie
wiedziałem jak - wyrzucił z siebie.
W jego oczach był paniczny strach.
- Od kiedy wiesz? - spytała cicho.
- Parę tygodni przed tym, jak spotkaliśmy się w barze, Connor ustalił, że możesz
być jedną z sióstr Kemble. Musiałem się upewnić...
- I w tym celu mnie przeleciałeś? Ciekawa metoda prowadzenia śledztwa. - Usiło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates