[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głównego inżyniera, że w maju huta da pierwsze aluminium, a w grudniu budowa zostanie
całkowicie ukończona. W tym radosnym nastroju ministerialni, dygnitarze wyrazili przed samym
wyjazdem ochotę odwiedzenia Grenera w jego domku. Wycieczka trwała cały dzień. Tuż przed
zachodem słońca członkowie komisji wrócili zmęczeni, w wyraznie złych humorach. Chociaż
dyrektor usilnie prosił, aby zostali na noc i odpłynęli dopiero rano, pożegnali się z nim szybko,
wsiadając na swój mały, ale luksusowo urządzony stateczek.
Lorezo  zdumiony tą nagłą zmianą nastroju  wspólnie z komendantem wziął na spytki
policjantów, którzy towarzyszyli komisji jako ochrona. Po godzinę trwającej indagacji
dowiedzieli się tylko tyle, że profesor zaprosił dygnitarzy do domku i tam zrobił im dosyć długi
wykład, po którym odbyła się burzliwa dyskusja. Policjanci treści tych rozmów nie znają, bo
siedzieli w tym czasie na polanie, piekąc nad ogniskiem upolowaną po drodze kapibarę. Słyszeli
tylko, jak w drodze powrotnej jeden z członków komisji rzekł półgłosem:
 Albo ten człowiek jest obłąkany, albo ma rację.
Drugi zaś dopowiedział:
 A jeżeli ma rację, to niech nas Bóg strzeże.
Słowa te na dyrektorze i komendancie wywarły przygnębiające wrażenie, ale gdy minął
wrzesień i absolutnie nic się nie stało, co mogłoby ich choć trochę zaniepokoić, przyłączyli się do
powszechnie panującej opinii, że Grener zwariował, przy czym Lorezo  mimo wszystko  starał
się używać delikatniejszych określeń, dodając przy tym zwykle z westchnieniem:
 No cóż, to starszy już człowiek.
W pazdzierniku przyjechał doktor Carlos. Stwierdziwszy naocznie, że mrówki ze swych
obowiązków wywiązują się nienagannie, następnego dnia udał się do Grenera. Profesor przyjął
go bardzo serdecznie i po chwili towarzyskiej rozmowy przy obiedzie, którego ukoronowaniem
była butelka przywiezionego przez doktora wina, zagłębili się w fachowej dyskusji nad metodyką
dalszych badań. Koło północy, gdy zaczęli przygotowywać się do snu, dobiegł ich od strony
doliny głuchy, dudniący ryk. Wybiegli przed domek i wtedy poczuli na twarzach podmuch
wilgotnego wiatru. Zaskoczony Carlos zwrócił pobladłą twarz w stronę profesora.
 Co to mogło być?  zapytał trwożnie.
 Nie wiem  odparł tamten.  Czy wyczuł pan drżenie ziemi?
 Rzeczywiście, przez moment grunt lekko drżał. Ale to chyba nie było trzęsienie ziemi.
 Raczej nie. Coś tam musiało się stać...  mruknął Grener nasłuchując.  O Boże! 
jęknął nagle.  Zapora.
 Co: zapora?  Carlos był zupełnie zdezorientowany.
Wysilał wzrok, aby coś dojrzeć, ale niebo było całkowicie zachmurzone i smolisty mrok
zakrywał nawet pobliskie drzewa.
 Nie rozumie pan? Zapora została zerwana!
 Ależ to niemożliwe! Przecież stan wód jest niski... Nie padały ostatnio jakieś
wyjątkowo ulewne deszcze  bełkotał zdenerwowany doktor.
 Niech się pan uspokoi. Musimy tam jutro pójść.
O wschodzie słońca byli już na nogach. Profesor skierował się na zachód, w stronę
płaskowyżu. Na pytanie Carlosa, dlaczego nie idą prosto do miasta, odparł krótko, że jeżeli tama
pękła, to cały teren jest zalany i po kilku kilometrach musieliby przerwać marsz. Na płaskowyż
dotarli dopiero w południe. Widok był przerażający. Zapora leżała zdruzgotana, tylko boczne
filary sterczały przyczepione do wzgórz. Wyrwane z betonowych bloków stalowe pręty zbrojenia
wystawały nad wodę jak ręce topielców. Z elektrowni i miasta nie zostało nic. Na miejscu huty
utworzyła się płaska wyspa z gruzu i wyrwanych z korzeniami drzew, które osiadły na mieliznie,
gdy woda opadła. Jedynym śladem po kopalni było rozpaczliwym gestem wyciągnięte ku niebu
ramię olbrzymiej koparki. Główne uderzenie fali ominęło ją bokiem i stała teraz bezradnie
pośrodku topieli, jakby czekając na ratunek.
 Tu już nic nie można zrobić  powiedział Grener po chwili.
 Może się ktoś uratował...
Profesor wzruszył ramionami.
 Wierzy pan w to?
Carlos usiadł na porzuconym plecaku i ukrył twarz w dłoniach.
 Oni się nawet nie zdążyli obudzić. To potworne...  szepnął.
Gdzieś wysoko rozległ się basowy pomruk silnika. Unieśli głowy i dostrzegli na niebie
ciemny punkcik helikoptera, który, mieląc śmigłem powietrze, zbliżał się do nich.
 Widocznie fala powodziowa dotarła do Nutriasi przysłali helikopter, żeby sprawdzić,
co się stało  rzekł Grener i podniósł dubeltówkę.  Trzeba go przywołać.
Nad martwą doliną rozbrzmiały odgłosy strzałów, rozdzierając ostrym trzaskiem ciszę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates