[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Qverless, który przesłuchiwał Viterbiego, Luciano Normi kierowca śmieciarki, oraz specjalista
radiolog zatrudniony w komórce medycyny sądowej.
A oto co wyznał Vittorio Viterbi w trakcie swej wizyty w redakcji.
O czwartej rano temperatura spadła do minus 16 stopni i w tych niby odpornych na wiatr,
ocieplanych kombinezonach żeśmy się trzęśli z zimna. Luciano jest mniej wytrzymały na mróz niż ja,
więc nie wytykał nosa z szoferki. Musiałem tyrać za nas obu, ale żal mi było gonić go do roboty, bo
to przecież rodak i w dodatku Sycylijczyk: facet, co w kraju śniegu na oczy nie widział. A śnieg tego
dnia był po kolana; dostawał się za filcaki, trzeba go było wytrząsać z butów. ,,Fatty , dyspeczer,
kazał nam jechać do wschodniej dzielnicy willowej to najrozleglejszy rejon w Bellingham. W
tamtejszych kubłach często można znalezć coś, co chętnie kupi stary Bemi albo ten kutwa Joachim. W
zeszłym roku, na przykład, znalazłem całkiem porządne futro; stary Bemi dał mi za nie 75 dolarów, a
jakbym nie był wstawiony, tobym utargował pewnie i setkę. Dzisiaj jednak ani Luciano, ani mnie nie
chciało się grzebać w śmieciach, marzyliśmy, żeby jak najszybciej skończyć pracę i wpaść do Freda
na gorącą herbatę z rumem. Na Amethyst Avenue prawie nie wysiadałem z wozu, bo pojemniki były
puste, i żeśmy się zatrzymali dopiero pod numerem pięćdziesiątym dziewiątym. Ten dom stoi od
sąsiednich w sporym oddaleniu, mieszka w nim jakiś naukowiec z żoną. Oboje wykształceni,
zdawałoby się porządni, ale śmiecą, że nie daj Boże! Już z daleka spostrzegłem tę kukłę. O szóstej
jest jeszcze ciemno, Amethyst Avenue to aleja wyjątkowo zle oświetlona, dlatego najprzód
pomyślałem, że to ktoś z domowników upycha do kubła nową porcję szpargałów.
Sylwetka była pochylona i w blasku reflektorów jak gdyby się poruszała. Wylazłem z ciepłej
szoferki, podszedłem bliżej, nawet pozdrowiłem tę kukłę. Prawą, zgiętą w kolanie nogę ułożoną
miała na kuble, ugiętymi rękami opierała się o brzegi drugiego, a lewą nogą, wyprostowaną, dotykała
ziemi jakby zastygła w momencie, kiedy okrakiem przedostawała się na tamtą stronę pojemników.
Leżała tak od niedawna, nie dłużej niż przez tę noc, bo wczoraj wieczorem sypał śnieg i wszystko
wokół było nim zasłane, a na niej nie osiadł bodaj jeden płatek. Przywołałem Luciano i pokazałem
mu, co znalazłem.
Manekin powiedział Luciano. Zwykły manekin, jak te w supermarketach.
Dokładnie żeśmy go obejrzeli. Był zupełnie nowy.
Bierzemy? spytałem.
Co na śmietniku, to twoje.
Racja, nikt do kubła nie wpycha rzeczy potrzebnej, a skoro wpycha, niech ma pretensje do siebie.
Opróżniliśmy kubły, potem żeśmy przetransportowali manekin. Był cholernie ciężki, ważył chyba
dwieście funtów, z trudem udało nam się wtaskać go do kabiny. Luciano zaproponował, żeby jechać
zaraz do mojego mieszkania, zostawić tam kukłę i wtedy wrócić do pracy. Nie opierałem się, chociaż
niebezpiecznie jest podpaść dyspeczerowi, ale w końcu z paliwa rozlicza się Luciano, nie ja. Przez
drogę rozważałem, komu ten towar opylić. Stary Bemi, jak go przycisnąć, da więcej niż ten sknera
Joachim, co zedrze z człeka skórę razem z podeszwami, ale manekiny raczej go nie interesują. Z
Luciano żeśmy ustalili, że jutro po fajerancie, jak tylko z grubsza oporządzę kukłę była tu i ówdzie
przybrudzona zaniesiemy ją do któregoś ze sklepikarzy na Trade Street, może da za nią z pięć
dych.
Na Washington Square zajechał nam drogę wóz policyjny; Luciano ledwo zdążył zahamować, a
mnie ciarki przeszły po plecach: pomyślałem, że gliny gonią za nami; minął nas pełnym gazem, z
włączoną syreną, i pognał w kierunku city. Kiedy żeśmy wracali do swego rejonu, spotkaliśmy
jeszcze dwa radiowozy i kolumnę czarnych limuzyn, jakimi się rozbijają nasi bonzowie. Przed
skrzyżowaniem Amethyst Avenue z ulicą pryncypalną dyrygujący ruchem glina kazał nam skręcić w
Village Avenue i nie zatrzymywać się w promieniu kilometra; widocznie w tych limuzynach siedziały
nieliche szyszki. Musieliśmy robić koło, bo między Amethyst Avenue a Village Avenue nie ma
przejazdu.
Kosztowało to nas dodatkowy galon paliwa. Luciano powiedział, że chyba znowu strajkują
pocztowcy albo i kolejarze stąd tyle zamieszania i że może wreszcie wykopią ze związków
zawodowych tych spaślaków, co się rozwalają w fotelach i patrzą z góry na robotnika.
Dochodziła siódma, więc żeśmy się zatrzymali przy automacie, żeby kupić Bellingham Daily
Express . Poranne wydanie tej gazety zwykle obfituje w różne ciekawe informacje, miałem nadzieję
znalezć w niej coś na temat dzisiejszych wydarzeń. O strajku nie było ani słowa, chociaż
dziennikarze z Bellingham Daily Express nie przepuszczają takich okazji. Przeczytałem, że
Amarantowi rozgromili Zielono %7łółtych w trzech setach; że w Cadillaca kongresmana Josiaha
Gibsona wykryto bombę zegarową, która powinna wybuchnąć wczoraj po południu, kiedy Gibson
wracał do domu, ale nie wybuchła, bo zamachowcy zapomnieli nakręcić zapalnik czasowy; że w
nocy zaobserwowano nad Bellingham klucz latających talerzy i że uprowadzono córkę gubernatora
Bumleya. O strajku więc nie wspomniano słowem, za to na pierwszej stronie, pod czerwonym
nagłówkiem: Radioactive Gang Grozi Zwiatu zamieszczono pemokolumnowy artykuł. Redakcja z
tytułem mocno przesadziła, ale i tak, jak artykuł przeczytałem, poczułem się nieswojo. Od lat z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates