[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiertelnej męce. Był to głos czystego szaleństwa i Muhbaras, choć Panny i jego ludzie stali
tak daleko, zobaczył je na ich twarzach.
Zamknął oczy, by uwolnić się od tego koszmaru. %7łył nadal, gdy je otworzył, tylko echa
wrzasku wciąż rozbrzmiewały w dolinie.
Nie myślał teraz o nikim, prócz Pani Mgieł. Chciał iść do niej, wziąć ją na ręce i wynieść z
tego przedsionka piekieł. Miał przy tym dziwne uczucie, że w nim także tkwi jakieś
szaleństwo, w każdym razie przyszła mu do głowy taka myśl.
Jego ludzie wciąż jeszcze żyli, podobnie jak Panny i uchodzcy. Dla nich mógł zrobić
więcej niż dla Pani Mgieł, o ile nadal żyła.
O ile żyła. Myśl o jej śmierci owładnęła nim całkowicie. Jeżeli Pani umarła, on pierwszy
musi odnalezć jej ciało.
Z mieczem w dłoni kapitan Muhbaras przedzierał się w głąb Doliny Mgieł ścieżką, którą
chwilę wcześniej podążała Pani Mgieł.
Wrota doliny stały otworem, gdy Conan w końcu doprowadził do nich swych towarzyszy.
Z bramy wylewał się strumień ludzi o przerażonych oczach. Niektórzy byli ranni, a wszyscy
skrajnie wyczerpani i półprzytomni ze strachu.
Cymmerianin nie próbował powstrzymać tej fali i właściwie nawet nie chciał. Jeżeli
Władczyni Mgieł wkrótce stanie się królową bez poddanych, tym łatwiej będzie ją pokonać.
Conan był dumny ze zwycięstw, jakie odniósł dzięki swej sile i umiejętnościom, ale nie na
tyle, by odmawiać przyjęcia triumfu, który ofiarował mu los.
Pomiędzy uciekającymi dostrzegł uzbrojonych mężczyzn i kobiety. Niektórzy wyglądali
na ludzi, którzy podnieśli porzuconą broń z zamiarem wykrojenia sobie lepszego losu z nędzy
pozostałych. Pozostali, łącznie z kobietami, sprawiali wrażenie wycofujących się żołnierzy.
 Kobiety to Panny Pani Mgieł  wyjaśnił cicho Bamshir.  A mężczyzni to ludzie
Muhbarasa. Znam niektórych.
 Widzisz go gdzieś?
 Jeszcze go nie zauważyłem, ale byłby ostatnim z uciekających. Nawet gdyby porzucili
go żołnierze, on popędziłby do przodu szukać Pani Mgieł. Wszyscy wiedzą, że ją kochał, i
myślę, że ona też go kochała  dodał jeszcze ciszej.
Conan spojrzał na Bamshira z niedowierzaniem. Myśl, że ktokolwiek mógłby kochać
czarodziejkę, zmroziła go do szpiku kości. A myśl, że czarodziejka mogłaby kogoś
pokochać& On sam był obiektem uczuć wielu dziwnych, niebezpiecznych kobiet, ale
mężczyzna, który bawił się w miłosne gierki z wiedzmą, musiał kochać niebezpieczeństwo
jeszcze bardziej od niego.
 Poszukajmy więc twojego kapitana, a gdy się znajdzie, to może razem z nim
znajdziemy też Panią Mgieł  powiedział w końcu.
Ruszył pierwszy, a Farad, Bethina i Bamshir podążyli za nim przez bramę ramię przy
ramieniu.
Muhbaras był świadom faktu, że ziemia pod nogami zaczyna się trząść. Nie zwolnił jednak
ani nie zmylił kroku. Biegł z taką determinacją, iż zdawało się, że nawet gdy rozstąpi się pod
nim ziemia, nie ustanie, lecz będzie poruszał się w powietrzu.
Nie myślał o niczym, co pozostawił za sobą, owładnięty jednym tylko pragnieniem 
znalezć ją, wziąć w ramiona, ukołysać.
Czy jeszcze żyjesz? Daj mi jakiś znak!, powtarzał w duchu.
Powoli dotarło do niego, że niebo jakby stężało i zaczyna wirować. Zauważył dwie duże
spirale. Wyglądały jak ogromne trąby powietrzne. Jedna była purpurowa, drugą tworzyła
ciemność, która tłumiła i pochłaniała światło.
Wiry wystrzeliły do góry ku niebu z dwu różnych punktów doliny, wsparły się o siebie,
niby w jakimś szaleńczym tańcu, a potem cofnęły się, zachybotały i zaczęły powtarzać swój
pląs od początku.
Było cicho, w każdym razie do uszu Muhbarasa nie docierał żaden dzwięk. Dopiero 
gdy ziemia przed nim rozstąpiła się na tyle szeroko, że musiał skoczyć, by nie pochłonęła go
szczelina, usłyszał przenikliwy zgrzyt rozdzieranej skały.
Potem słyszał już tylko swój urywany oddech.
Conan ujrzał na niebie dwie spirale  jedną świecącą purpurowo i drugą czarną niczym
koszmar ze snu demona. Zrozumiał, że moce osiągają maksymalną siłę. Nie potrzebował
nawet wyjaśnień Bethiny, która, odgięta w tył tak bardzo, że musiało to być prawdziwą męką
dla jej pleców, wpatrywała się w niebo szeroko otwartymi oczyma.
W pewnej chwili potrząsnęła głową, aż włosy rozsypały się chmurą wokół głowy, uniosła
ręce i złączyła dłonie. Te zaczęły się jarzyć dziwnym światłem, w którym były może
wszystkie barwy, a może tylko jedna. Cymmerianin nie mógł znieść tego widoku, ale nie
zdobył się również na to, by odwrócić głowę i spojrzeć gdzie indziej. Farad mamrotał pod
nosem przekleństwa w ojczystym języku, a Bamshir padł na kolana i wykrzykiwał coś, co
przypominało modlitwę do Mitry.
Wierzyć w boga, który odpowiada na modlitwy, albo przynajmniej mówi swym kapłanom,
że na nie odpowie  było to pokrzepienie, jakiego na zawsze Conanowi odmówiono.
Zamiast się modlić, wyciągnął miecz. Zawsze pragnął umrzeć z bronią w ręku i nie chciał, by
stało się inaczej.
Blask bijący z rąk Bethiny nabrał wyraznie zielonej barwy. W tym samym momencie
Cymmerianin poczuł, że ziemia zaczyna mu się trząść pod nogami, i zobaczył, że ściany
doliny chwieją się jak drzewa na wietrze.
Chwilę potem ziemia się rozstąpiła i dolina zapadła się, pochłaniając wszystko, co było w
jej wnętrzu. Conan pomyślał, że przynajmniej część mieszkańców doliny zdołała się
uratować. Zaraz jednak uświadomił sobie, iż niełatwo im będzie przetrwać w niegościnnych
górach, wśród nagich skał smaganych lodowatym wiatrem.
Tymczasem poświata wokół rąk Bethiny stała się włócznią ognia, który strzelił do góry.
Uderzył w czarną spiralę i opasał ją zielonym blaskiem. Miriady iskier spadały na ziemię
niczym deszcz zielonych gwiazd. Zieleń gwałtownie zepchnęła czarną spiralę w tył, aż ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates