[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nithii& I co zamierzałeś zrobić po zdobyciu Szalonego Boga?
Szakal opowiadał ze szczegółami o swych okrucieństwach sprzed stuleci, a Tevek wcią\
zadawał mu nowe pytania. Kiedy księ\yc przemierzał ciemne niebo i oświetlał niewiarygodne
sceny, jakie tej nocy rozgrywały się na pustyni, nekromanta słuchał opowieści o
wydarzeniach, które nie były zapisane w \adnej księdze, o których nie wiedział \aden \yjący
mędrzec.
I tak na kilka godzin przed wschodem słońca na nowo zrodził się stary i diaboliczny plan
podboju świata.
Strona 76
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
XIV
PRZEKLTA PUSTYNIA
 Na Erlika i Zandru  popatrz tam!  wykrzyknął Conan. Przekręcił się w siodle i
wskazał na zachodni horyzont pustyni. Nad kamiennym wzniesieniem krą\yły sępy, zataczały
krąg i obni\ając lot skrywały się za skałami. Ani jedno ptaszysko nie odlatywało  raczej
przybywało ich więcej. Ich czarne kształty wypełniały niebo nad wzgórzem. Cymmerianin od
razu wiedział, co się tam stało, skoro zleciało się a\ tyle padlino\ernego ptactwa. To nie było
padłe zwierzę ani wyr\nięta przez rabusiów karawana kupiecka. Obecność tak wielkiego
stada sugerowała, \e na wzgórzu niedawno rozegrała się wielka bitwa, w której poległy setki,
a mo\e nawet tysiące wojowników.
 Co, na Mitrę&  zaczęła wpatrzona w rój padlino\erców Sivitria.
 Mitra do tego ręki nie przyło\ył. To dzieło człowieka. Sądząc po liczbie \erującego
ptactwa, dokonało tego wielu ludzi. Ale o co walczyłoby tutaj a\ tylu idiotów? Znam ten
rejon gorzej ni\ zachodni Shem. Przecie\ tu nie ma nic prócz piasku i kamieni. Chocia\&
kiedy mieszkałem pośród kozaki, niektórzy mówili o osiedlach górniczych we wschodnim
Shemie. A zdaje się, \e droga, którą jedziemy, tam właśnie prowadzi.
Sivitria pokiwała głową.
 Chyba tak. Jeden ze złodziejskich cechów  z Khorai, na północny wschód stąd 
handluje rudą cennych metali, którą kradnie przeje\d\ającym tędy kupcom.
 A ich szlak handlowy prowadzi przez gąszcz ob\erających się sępów. Na Croma! 
Conan zatrzymał konia i z kamizelki wyjął mapę. Wygładził poplamiony potem pergamin i
spróbował określić ich poło\enie.  Jeśli się nie mylę, to Mosię\ne Miasto jest niedaleko
stąd. Najwy\ej dzień jazdy.
 Czy nie mo\emy zboczyć z drogi i ominąć to pole trupów?
Conan, który właśnie się nad tym zastanawiał, poprawił przesiąkniętą potem opaskę na
głowie i wbił pięty w boki konia. Zwierzę ruszyło kłusem.
 Nie  odpowiedział.  Nie chcę opózniać poszukiwań bóstwa, ale jeśli armia, która
dokonała tej rzezi operuje w okolicy, to lepiej, \ebyśmy wiedzieli o tym mo\liwie
najwcześniej. Zanim pojedziemy dalej, sprawdzmy, co się tam wydarzyło.
 Co byś powiedział na rozbicie obozu za kilka obrotów klepsydry?  zaproponowała
Sivitria.  Nie wiem dlaczego jestem taka obolała  czy to po wczorajszej jezdzie z asshuri,
po nocnej& kąpieli, czy mo\e od tego podłego siodła.
Conan uśmiechnął się szeroko. Jemu kąpiel dodała energii, choć pózniej nie zostało ju\
du\o czasu na sen. Kiedy obudził się o świcie, a obok niego le\ała zwinięta w kłębek Sivitria,
był wypoczęty. Ból, który tak bardzo mu wczoraj doskwierał, przez noc opuścił jego ciało.
Zawsze chwila odpoczynku pozwalała mu odzyskać witalność, wyleczyć rany i zapomnieć o
zmartwieniach. Taka była jego wilcza natura, a przejawiała się wtedy, gdy dą\ył do jakiegoś
celu. Dzisiaj myślał ju\ tylko o tym, by znalezć perłowe bóstwo, zgarnąć nagrodę i co koń
wyskoczy powrócić do Messancji. Denerwowało go, \e w tym przedsięwzięciu mają swój
udział równie\ złodzieje i zamachowcy. Barbarzyńca wolał towarzystwo prostych łajdaków,
jak ci z  Jastrzębia . A Rulvio, choć jak na wilka morskiego był całkiem poczciwy, przecie\
nie będzie czekał na niego w nieskończoność.
 Co ty na to?  powtórzyła Sivitria.
Conan zamyślił się i zapomniał o propozycji Sivitrii.
 Postój? Nie, nie zatrzymujmy się, póki nie poka\ą się gwiazdy. Księ\yc świeci tutaj na
tyle jasno, \e będziemy widzieć drogę. Poza tym najlepszy czas na podró\ przez pustynię to
noc.
 Ale nasze konie nie mogą biec cały dzień i całą noc  argumentowała.  Nie wiesz,
czy przed nami są jakieś zródła albo oazy? Chocia\ mamy ze sobą wodę, to nale\y ją w miarę
mo\liwości oszczędzać.
 Nikt nie zna pustyni wschodniego Shemu  albo zachodniego Turami  jak niektórzy
ją nazywają, w zale\ności od tego, któremu monarsze przysięgali wierność. Kiedy
przewodziłem grupie rabusiów kozaki, strona shemicka miała przewagę. Większość
koczowników, jak równie\ podró\nych, stroni od tego pasa pustyni. Jeśli miałabyś ochotę
słuchać, to napletliby ci o klątwach i duchach. Od tych opowiadań, a jest ich tu tyle co ziaren
piasku, człowiekowi je\y się włos na głowie. Kto wie, mo\e niektóre z nich są prawdziwe.
Tylko cudzoziemcy i nieustraszeni kupcy zapuszczają się w to pustkowie. Na Croma, póki nie
znalazłem mapy do Mosię\nego Miasta, sam te\ nigdy nie myślałem o podró\y w te strony.
Sivitria patrzyła na krą\ące sępy i słuchała Conana.
 Ta droga musi dokądś prowadzić. Mo\e za skałami na tamtym płaskowy\u znajdziemy
Strona 77
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
wodę.
 Wodę  mo\liwe. Ale jestem pewien, \e nic ponadto. Kiedy zbli\ymy się do tego
makabrycznego miejsca, owiń sobie twarz chustką i oddychaj przez nią& od samego odoru
człowiekowi skręcają się kistki. Nie radzę ci te\ patrzeć na ciała poległych, chyba \e ju\
widziałaś pole usłane trupami. Pamiętaj, \e sępy nie spo\ywają pokarmu z wdziękiem. 
Mówiąc te słowa, uśmiechał się drwiąco.
 Podobnie jak ty, ja te\ nieraz łamałam chleb przy stole śmierci. Wojownik nie zwraca
uwagi na smród i niesmaczny widok rozszarpanych przez padlino\erców zwłok.
Jechali w milczeniu, ich konie biegły kłusem po pnącej się po stoku drodze. Popołudniowe
słońce rozpalało wydmy i wysysało z powietrza resztki wilgoci. Wkrótce przykry zapach
przepoconej końskiej sierści i suchy kurz zaczęły ustępować coraz bardziej gryzącemu
odorowi. Zbli\yli się do szczeliny w skale, przez którą prowadziła droga. Teraz słyszeli ju\
trzepotanie skrzydeł i skrzeczenie walczących o łup sępów.
Kiedy kopyta koni zadudniły w skalnym korytarzu, w ich twarze uderzyła fala smrodu
rozkładających się trupów. Sivitria zakrztusiła się i podniosła rękę do ust. Chocia\ wcześniej
hardo mówiła o stole śmierci, teraz jej twarz stawała się coraz bledsza. Droga w tym miejscu
była wąska, po obu stronach mieli strome, kamienne ściany. Cymmerianin podziwiał zalety
tej naturalnej fortyfikacji; ka\dy, kto chciał dostać się na wzgórze, musiał przejść przez
korytarz, którego skutecznie mogła bronić nawet garstka wojowników.
Conan ostro\nie posuwał się naprzód po zakręcającej ście\ce.  Na kości Zandru ,
wymamrotał. Kilka kroków przed nim, tam gdzie ście\ka otwierała się na płaskowy\, naliczył
przynajmniej dwadzieścia martwych ciał. Sępy, niezadowolone, \e ktoś przeszkadza im w
uczcie, zaskrzeczały i odfrunęły od stosu zrzuconych na kupę zwłok. Pryzmę, sięgającą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates