[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego słudzy zmumifikowali go zgodnie ze wskazówkami, jakie dał im przed śmiercią, i umieścili w
skalnej grocie. Resztę łatwo zgadnąć. Jego słudzy, jeszcze bardziej bliscy nieśmiertelności niż on,
nadal tu przebywali. Kiedy następnym razem arcykapłan przybył zasięgnąć rady wyroczni, oni, nie
mając pana, który by ich powstrzymał, rozszarpali go na strzępy. Tak więc od tej pory do dziś, nikt
nie przychodził przemówić do wyroczni.
To oczywiście oni zmieniali szaty i ozdoby bogini na nowe, tak jak widzieli, że robił to Bit-Yakin.
Niewątpliwie jest tu gdzieś zamknięta komnata, w której ukryto jedwabie przed zniszcze niem. To oni
ubrali boginię i przenieśli z powrotem do pokoju wyroczni po tym, jak Zargheba ją okradł.
A - przy okazji - odcięli też głowę Zargheby i zawiesili w gęstwinie.
Muriela zadrżała, ale odetchnęła z ulgą. Już nie będzie mnie chłostał.
- Nie po tej stronie piekła - zgodził się Conan - ale chodzmy. Gwarunga zniszczył cały mój plan
przez tę skradzioną boginię. Zamierzam śledzić kapłanów i odebrać im łup, kiedy go dostaną. A ty
trzymaj się blisko. Nie mogę cię szukać przez cały czas.
- A słudzy Bit-Yakina? - szepnęła z przestrachem.
- Musimy zaryzykować - mruknął - Nie wiem, co planują, ale jak do tej pory wcale nie wykazywali
ochoty, by wyjść i walczyć. Chodz.
Chwycił ją za rękę i wyprowadził z komnaty. Posuwając się korytarzem słyszeli śpiew kapłanów
zmieszany z niskim, posępnym odgłosem pędzącej wody. Zwiatło nad nimi stało się silniejsze -
weszli na galerię olbrzymiej, wyniośle sklepionej groty i spojrzeli w dół. Widok był fantastyczny i
nie samowity.
Nad nimi lśnił fosforyzującym blaskiem pułap; sto stóp poniżej rozciągało się płaskie dno jaskini. W
odległej części groty przecinał je głęboki, wąski kanał w skale, którym płynął wartki nurt.
Wypadając z niezgłębionych mroków, strumień wirując przepływał przez jaskinię i znów ginął w
ciemnościach. Widoczna część odbijała padający blask; czarna kipiel błysz czała, jakby była usiana
żywymi klejnotami - mroznym błękitem, krwawą czerwienią, migocącą zielenią i całą, ciągle się
zmieniającą, tęczą barw.
Conan i jego towarzyszka stali na jednym z podobnych do galerii występów opasujących wyniosłe
ściany. Z występu zapierającym dech w piersi łukiem, naturalny most z kamienia wzbijał się nad
głęboką otchłanią pieczary, łącząc się ze znacznie mniejszym występem po drugiej stronie rzeki.
Dzie sięć stóp wyżej następny, szerszy łuk rozciągał się nad jaskinią. Na każdym końcu wyciosane
stopnie łączyły spinają ce przeciwległe ściany mosty.
Wiodąc spojrzeniem po wygięciu łuku odchodzącego z występu, na którym stali, Conan zauważył
blask światła, różniący się od niesamowitej fosforescencji jaskini. Na małym występie po
przeciwnej stronie, w skalnej ścianie znajdował się otwór, przez który błyszczały gwiazdy.
Natychmiast jednak całą jego uwagę przyciągnęła scena odgrywająca się w dole. Kapłani dotarli
wreszcie do celu. W odległym kącie jaskini stał kamienny ołtarz, lecz nie było na nim bożka. Conan
nie mógł dojrzeć, czy był jakiś za ołtarzem, ponieważ dzięki jakiejś sztuczce światło lub wypukłość
ściany zostawiały przestrzeń za nim w zupełnej ciemności.
Kapłani wetknęli pochodnie w otwory kamiennej podłogi, tworząc ognisty półokrąg w odległości
kilku jardów przed oł tarzem. Sami sformowali półkole wewnątrz półokręgu po chodni i Gorulga,
uniósłszy najpierw ręce w geście wezwania, pochylił się nad ołtarzem i położył na nim ręce. Ołtarz
podniósł się i odchylił w tył jak pokrywa kufra, odsłaniając małą kryptę.
Wyciągnąwszy długie ramię, Gorulga wyjął niewielką, mo siężną szkatułę. Opuścił ołtarz z
powrotem na miejsce, postawił na nim skrzynkę i podniósł pokrywę. Podnieconym widzom na
wysokiej galerii wydawało się, że ten ruch wyzwolił żywe płomienie, drżące i pulsujące wokół
otwartej szkatuły. Serce Conana skoczyło, a dłoń chwyciła za rękojeść miecza. Nareszcie ujrzał Zęby
Gwahlura! Skarb, czyniący posiadacza najbogatszym człowiekiem na świecie. Przez zaciśnięte zęby
Cymmerianina wydobywał się przyspieszony oddech.
Nagle uświadomił sobie, że na światło pochodni i fosfory zującego pułapu podziałała jakaś siła,
pozbawiając je mocy. Wokół ołtarza zaległy ciemności rozświetlane jedynie upiornym blaskiem
światła rzucanego przez Zęby Gwahlura - światło to stawało się coraz silniejsze. Czarni zamarli jak
figury z bazaltu, ich cienie stały nieruchomo, gigantyczne i groteskowe.
Ołtarz był skąpany w blasku i zdumione rysy Gorulgi od cinały się z całą wyrazistością.
Nieprzenikniona ciemność za ołtarzem rozbłysła rozprzestrzeniającym się światłem. Powoli, w miarę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates