[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go. Ale obok stał telefon. Wzięła go po chwili wahania. Przecież zapłaciła właśnie
większość rachunków, prawda? Czy to nie najlepsza chwila na odrobinę ekstrawagancji?
Głos w słuchawce odezwał się dopiero po trzecim sygnale.
2
- Cześć.
Już samo jego brzmienie sprawiło jej przyjemność.
- Maddy!
- Abby! Super. Właśnie myślałam o tobie! - Maddy terkotała jak katarynka. - To
telepatia. Podobno zdarza się to u trojaczków. Co słychać?
- Mam grypę i czuję się bardzo biedna.
- Maleńka... Leżysz grzecznie w łóżku? Pamiętasz, żeby pić? Założę się, że nie
wzięłaś ani jednej z tych witamin, które ci przysłałam.
- Owszem, wzięłam. - Zażyła w sumie pięć, po czym fiolka wylądowała na dnie
szuflady. - Dziś czuję się już nawet trochę lepiej.
Maddy ominęła leżący na środku pokoju but i usiadła na kupce gazet.
- A jak potwory?
- Cudownie. Nienawidzą szkoły, często nienawidzą siebie nawzajem, rozrzucają
ubrania i zabawki po całym domu i rozśmieszają mnie co najmniej sześć razy dziennie.
- Szczęściara z ciebie.
- Wiem. Opowiedz mi o Nowym Jorku, Maddy. Chcę się na moment od
wszystkiego oderwać.
- W zeszłym tygodniu mieliśmy trochę śniegu. Było przepięknie. - Maddy rzadko
zauważała, jak szybko przemieniał się on w szarą breję. - Miałam wolny dzień i poszłam
na spacer do Central Parku. Było jak w bajce. Nawet złodziejaszki wpadły w zachwyt.
Nie ma sensu jej przypominać, że takie samotne spacery nie są zbyt rozsądne.
- Jak idzie sztuka?
- Chyba moglibyśmy ją grać bez końca. Wiesz, że mama z tatą wpadli tu w
zeszłym miesiącu? Mieli parę koncertów w Catskills i namówiłam ich na objazd
Manhattanu. Tata strasznie pokłócił się z choreografem.
- Wyobrażam sobie. Jak się mają?
- Im są starsi, tym wydają się młodsi. Nie mam pojęcia, jak oni to robią. Abby, a jak
sprawy z książką? - Tylko siostra wyczuła, że powiedziała to po chwili wahania.
- Dobrze. - Abby starała się mówić spokojnie i obojętnie. - Nawet przyjechał już
3
pan pisarz.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
- Szkoda, że nie zaczekałaś, aż któreś z nas mogłoby do ciebie przyjechać.
- To bez sensu. Ale tęsknię za wami, za tobą i Chantel, i mamą, i tatą. I Trace'em.
- Dostałam telegram.
- Od Trace'a? Gdzie tym razem jest?
- W Maroku. Chciał mnie poinformować, że pokazał moje zdjęcie jakiemuś
szejkowi i facet ofiarował mu za mnie dwanaście wielbłądów. Dobre, co?
- Przyjął?
- Wcale by mnie to nie zdziwiło. Wiesz co? Zastanawiam się, czy nie wycofać się
już z tego przedstawienia.
- Dlaczego? Mówiłaś, że moglibyście je grać bez końca.
- Tak, i o to chodzi. To dla mnie za łatwe. Od roku nic nowego. - Nurkując pod
stojący obok stolik, Maddy wydobyła klips, który dawno uznała za zgubiony na zawsze.
Machinalnie przypięła go sobie do ucha. - Chyba już pora wziąć się za coś innego.
Gdybym się zdecydowała, mogłabym wpaść do ciebie na parę dni?
- O, Maddy, marzę o tym.
- No to bądz gotowa, mała. Muszę już kończyć. Za godzinę mam popołudniówkę.
Ucałuj chłopaków.
- Dzięki. Pa.
Abby zamknęła oczy i wyobraziła sobie siostrę, jak chwyta torbę, szuka kluczy i z
rozwianymi włosami wybiega z domu, dziesięć minut spózniona na charakteryzację. Cała
Maddy. Jest gwiazdą słynnego musicalu, chwalonego przez krytyków i uwielbianego
przez publiczność, a myśli tylko o tym, co czekają za rogiem. Oj, Maddy, Maddy.
A na mnie czeka pranie, westchnęła i zwlokła się z łóżka.
Godzinę pózniej z satysfakcją mogła stwierdzić, że panuje już przynajmniej nad
częścią swego życia. Ubrana w dres niosła właśnie na piętro pierwszą partię czystego,
porządnie poskładanego prania, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i do
4
środka wpadł Chris z Benem. Oraz pies.
- Sigmund! - Z dzikim okrzykiem odskoczyła w ostatniej chwili, unikając zderzenia
z futrzaną kulą.
- Mamo, mamo, mam nową ciężarówkę. - Rozpromieniony Chris z buzią pełną
gumy pokazywał jej błyszczącego, nowego pikapa.
- No, no, niezła. - Abby odstawiła koszyk i dokładnie, tak jak zapewne oczekiwał
synek, obejrzała nowy nabytek.
- A ja mam samolot! - Ben podskakiwał, by zwrócić jej uwagę na siebie. -
Odrzutowy.
- Ojej, pokaż. Wygląda na szybki. A gdzie jest...
Nie skończyła, bo w holu pojawił się Dylan z dwiema ogromnymi torbami zakupów
w rękach.
- Chłopaki, przynieście resztę.
- Jasne! - I już ich nie było. Psa też.
- Jak skała, tak? - uśmiechnęła się Abby.
- Czy nie powinnaś przypadkiem być w łóżku?
- Byłam. Ale wstałam - dodała, idąc za nim do kuchni. - Dylan, to bardzo miło z
twojej strony, że kupiłeś chłopcom prezenty, ale nie powinieneś ulegać ich namowom.
- Aatwo ci mówić - mruknął pod nosem. Nie potrafił jeszcze przyznać, jaką
przyjemność sprawiło mu kupno tych paru plastikowych zabawek. - Zresztą i tak niezle
sobie poradziłem. Ben zażądał bomby atomowej.
- Była na liście jego gwiazdkowych prezentów. - Abby zajrzała do jednej z toreb i
wyciągnęła pudełko małych, czekoladowych ciasteczek. - Murzynki?
- Lubię murzynki.
- Yhm. I magnum.
- I magnum - potwierdził, wyjmując lody z jej ręki.
- I masz jeszcze wszystkie zęby?
- Mam ci pokazać?
- I wiesz co jeszcze? - Do kuchni wtoczył się zgięty pod ciężarem ogromnej torby
5
Chris. Abby uwolniła go od niej, postawiła ją na stole, a jego wzięła na ręce.
- No co?
- Mamy niespodziankę. - Mały objął ją nogami w biodrach i wybuchnął śmiechem.
- Miałeś nie mówić. - Udając, że wcale go to nie męczy, Ben wniósł do kuchni
ostatnią torbę.
- Rozumiem. Po takiej ciężkiej pracy należy wam się dobry lunch.
- Już jedliśmy. - Ben z zainteresowaniem patrzył na pudełko z murzynkami. -
Hamburgery.
- I frytki.
- Fajny dzień, co?
- Niezły. Idę przykleić naklejki na mój samolot. Chodz, Chris.
Na ten wydany niemal królewskim tonem rozkaz mały posłusznie wybiegł za
bratem.
- Czy oni nigdy normalnie nie chodzą? - spytał ze śmiechem Dylan.
- A jak było w sklepie? - Abby zaczęła rozpakowywać zakupy, ale bardziej od nich
interesował ja Dylan. - Jestem trochę zdziwiona - zaczęła. - Nie wyglądasz na kogoś,
komu dobrze by zrobiły proszek od bólu głowy i drzemka.
- A powinienem tak wyglądać?
- Nie wiem. Prawdę mówiąc, wyglądasz, jakbyś się dobrze bawił.
- Bo tak było. Dziwi cię to?
- Tak. - Chuck nigdy się z nimi nie bawił. Irytowali go, męczyli i denerwowali. -
Większość mężczyzn, szczególnie kawalerów, nie uważa zakupów z dzieciakami za
beczkę śmiechu.
- Generalizujesz.
- Właściwie to nawet nie wiem, czy masz dzieci. - Nie mam. Moja eks-żona była
modelką. Nie miała ochoty przerywać kariery.
- Przykro mi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates