[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ność zapewnienia matce jak najlepszej opieki Kathryn
tkwiła przy nim tak długo.
Bo jakież inne mogłyby istnieć powody? Pieniądze
Seana? Nie chciała od niego złamanego centa, gdyby
tylko otrzymała wolność. Na szczęście Sean nie kon-
tynuował tematu. Wstał od stołu i oznajmił:
Idę po następną butelkę wina. Masz ochotę na
jakiś szczególny rocznik?
Dziękuję, mnie już wystarczy. W istocie z całej
butelki wina Kathryn wypiła tylko odrobinę, całą re-
sztę wlał w siebie Sean.
Z przygnębieniem myślała o tym, co jej właśnie
Sean zakomunikował. Już nie mogła się doczekać,
kiedy mąż poleci do Madrytu jego wyjazd oznaczał-
by dla niej tydzień samotności. W ciągu ich małżeńst-
wa miał to być pierwszy tak długi okres rozstania.
Jednakże perspektywa wyrwania się spod czujnego
oka męża także ją nieco przerażała. Przecież będzie
mogła robić to, na co ma ochotę. A to rodzi różne
pokusy...
Właściwie dlaczego nie chcesz lecieć? spytała,
gdy mąż wrócił z kolejną butelką wina. Zdawało mi
się, że cieszysz się z konferencji, no i walki byków.
Po prostu nie wyobrażam sobie, moje kochanie,
tygodnia bez ciebie. Jego sztuczny, serdeczny ton
wywołał w Kathryn ciarki. Znała podobne sytuacje.
Napięcie rosło, a Sean coraz bardziej się nakręcał.
DRUGI ZLUB KATHRYN 105
Sęk w tym, żoneczko, że nie wiem, czy mogę ci za-
ufać. Zaśmiał się nieprzyjemnie i otworzył z hukiem
wino. Skąd mogę mieć pewność, że od razu nie
wylądujesz w łóżku tego, jak mu tam, Toma.
Mój instruktor ma na imię Tim sprostowała.
A twoje podejrzenia są niedorzeczne.
Mówiąc to, zastanawiała się, czy naprawdę podej-
rzenia Seana są aż tak absurdalne. Czy może być
pewna, że do niczego nie dojdzie, jeśli będzie przez
tydzień sama?
Naprawdę? spytał kpiąco.
Naprawdę, Sean. Wiesz to lepiej niż ktokolwiek
inny. Skoro nie mogę sypiać z własnym mężem, niby
jak mogłabym pozwolić sobie na romans?
Co fakt, to fakt. Sean napełnił swój kieliszek,
a Kathryn zauważyła z ulgą, że w jego oczach nie ma
już poprzedniej zimnej grozby. Wypił wino jednym
haustem i uśmiechnął się pogardliwie. A poza tym
pewnie każdego odstraszasz tym swoim mundurkiem,
w którym wyglądasz jak więzienny klawisz.
Dziękuję za komplement.
Na szczęście już niedługo będziesz go nosiła
oznajmił z satysfakcją. Umówiłem cię na zabieg
sztucznego zapłodnienia. Wizyta niedługo, zaraz po
moim powrocie z Madrytu.
Jak to? Kathryn poderwała się na nogi. Pracu-
ję dopiero trzy miesiące. Umawialiśmy się, że będę
mogła pracować przez rok!
Nie masz się co tak rzucać. To na razie jedynie
wstępne badanie.
Była zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć mu senso-
wnie. Po głowie błąkała jej się tylko jedna pocieszająca
106 ALISON ROBERTS
myśl: Sean wyjedzie i choć przez kilka dni będzie
sama...
Wiec jednak lecisz do Madrytu?
Czemu nie? Uśmiechał się ironicznie. Sama
mówisz, że to bez znaczenia, czy ci ufam, czy nie. I tak
nie możesz sobie pofolgować.
Z trudem doszła do siebie po tej rozmowie. Nie
chciała jednak, by ktoś z pracy zapytał o powód jej
zmartwień, toteż wchodząc do stołówki, uśmiechała
się promiennie.
Jak zwykle wyglądasz fantastycznie zawołał na
jej widok Tim. Czy już ci mówiłem, że bardzo mnie
rajcują kobitki w mundurach?
%7łartobliwą deklarację Tima powitał rubaszny
śmiech całego męskiego zespołu Zielonej Drużyny.
Taki lekki, często frywolny ton był w stołówce co-
dziennością.
Pamiętaj, Tim, że Kathryn jest zamężna! zawo-
łał jeden ze strażaków. Myślisz, że możesz rywalizo-
wać z kimś, kto jezdzi beemką?
Ja też mam swoje zalety odparował Tim, udając
obrażonego. Tylko jeszcze nikt się na nich nie poznał.
Nieprawda, pomyślała Kathryn. Nawet nie wiesz,
jak się mylisz. Gdy Tim pochwycił jej spojrzenie,
zrobiło jej się ciepło na sercu. Tim wie, co chciała mu
przekazać.
Powiedz no, złotowłosa zawołał Jason czym
się zajmuje twój pan i władca?
Jest dentystą.
Poważnie? Nic dziwnego, że się dochrapał be-
emki.
DRUGI ZLUB KATHRYN 107
Istnieją także złe strony bycia dentystą oznaj-
mił z namaszczeniem Bruce. Czy wiecie, że stomato-
lodzy popełniają najwięcej samobójstw?
Pewnie dlatego, że wszyscy ich nienawidzą za-
uważył z rechotem Jason.
Nie wszyscy. Wez na przykład Kathryn.
Kathryn uśmiechnęła się, robiąc dobrą minę do złej
gry, jednak rozmowa na ten temat była dla niej męczą-
ca. Czym prędzej czmychnęła do kuchni.
Dzień dobry, pani Mack. Jak się dziś czujemy?
Doskonale. Gospodyni wybijała jajka na ogro-
mną patelnię. Bądz taka milutka i włóż więcej chle-
ba do tostera, dobrze?
Ze stołówki dobiegł następny wybuch śmiechu. Ka-
thryn też się uśmiechnęła. Po raz kolejny uświadomiła
sobie, że czuje się tu doskonale znajduje się wśród
życzliwych sobie ludzi, którzy ją wspierają i jej ufają.
Najważniejsze, że ufa jej Tim. Powiedział jej to
jeszcze tego samego dnia. Zostali wezwani do wypad-
ku, w którym uczestniczyły trzy pojazdy.
Sprawdzę, co się dzieje z pasażerami niebies-
kiego auta rzekł, wysiadając z karetki a ty zobacz,
co z pasażerami pozostałych pojazdów.
Ależ... Popatrzyła na niego ze zdumieniem. To
on jest szefem i do jego kompetencji należy ocena sta-
nu pacjentów.
Spokojnie, Kathryn, dasz sobie radę. Ufam ci bez-
granicznie. Czas najwyższy, żebyś i ty sobie zaufała.
Pokrzepiona jego słowami, podbiegła do najbliż-
szego samochodu. Na jej widok kierowca, młoda ko-
bieta, zawołała histerycznie:
Moje dziecko, proszę ratować moje dziecko!
108 ALISON ROBERTS
Kathryn podążyła za jej wzrokiem. W dziecięcym
foteliku siedziała dziewczynka. Była wprawdzie przy-
pięta pasami, ale przypuszczalnie zostały zle dopaso-
wane, bo sądząc po ogromnym siniaku na czole, dziec-
ko uderzyło głową w deskę rozdzielczą.
Ona jest nieprzytomna mówiła gorączkowo ko-
bieta. Tak się boję...
Po szybkim porozumieniu z Timem Kathryn zdecy-
dowała, że najpierw trzeba udzielić pomocy dziecku.
Ułożyli dziewczynkę na noszach, a w karetce zajęły
się nią Kathryn i jej matka. Ku ich radości, po kilku
minutach zabiegów dziecko otworzyło oczy i zaczęło
płakać.
Boże, moja maleńka! Młoda matka nie posia-
dała się z radości. Nigdy nie sądziłam, że jej płacz
będzie dla mnie tak cudownym dzwiękiem!
Nie mniej rozradowana Kathryn patrzyła na matkę
i córkę z uśmiechem. Gdy po jakimś czasie wraz z Ti-
mem uzupełniała w magazynie opatrunki, nadal nie
mogła się uspokoić.
Ależ śliczna była ta mała. Uwielbiam dzieciaczki
z takimi kędziorami.
A ty? spytał pozornie obojętnie Tim. Nie przy-
mierzasz się do macierzyństwa?
Kiedyś pewnie się przymierzę odparła z roztar-
gnieniem, skoncentrowana na porządkowaniu ekwi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates