[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie popuszczę, nie będę bezczynnie patrzeć, jak Miziutek
wygrywał.
Furia wzmogła moją podupadłą bystrość, ruszyło mnie.
Oceniłam kwestię konstruktywnie. Szosa ciągle pusta, nic nie
jedzie, po jeziorze nikt nie płynie, a zresztą i tak bym się do niego
nie darła, żeby nie spowodować jakiego wstrząsu. Mercedesa
dotykać nie należy, jedyna szansa to pociągnąć go do tyłu.
Podholować przynajmniej na ten kawałek łagodnego stoku, tam
już się utrzyma, a bodaj przyczepić do czegoś, żeby nie obsunął
się dalej. Hol, zdaje się, mam&
Ostrożnie wycofałam się ku górze i rozpoczęłam zabiegi. Furia
przeistoczyła się w energię. Mercedes Miziutka miał z tyłu hak do
holowania przyczepy, ułatwiało to sprawę. Ustawiłam swój
samochód w poprzek na poboczu, jak najbliżej tamtego pudła,
wyciągnęłam z bagażnika linkę, delikatnie, wstrzymując dech,
założyłam pętlę na jej hak. Deszcz znów zaczął mżyć, mercedes
drgnął i gibnął się, zamarłam na czworakach.
Nie, jednak się utrzymał& Wróciłam do toyoty. Nie miałam
teraz ani czasu, ani serca do ustawiania znaków drogowych,
uczyniłam rozpaczliwe założenie, że może nikt nie będzie pruł jak
szaleniec po tej mokrej szosie i nie nadzieje się na mnie w trakcie
manewrów. Co za cholera w ogóle, jak nie potrzeba, jadą istną
procesją, a jak potrzeba, żywego ducha nie ma! Gdzie ja to mam
zaczepić u siebie& ?
W życiu nie czołgałam się pod samochodem i nie
podczepiałam holu, zawsze to robił jakiś chłop. Idiotka cholerna,
musiała się tak urządzić akurat tu, gdzie żadnego chłopa nie ma,
niechby chociaż ruska mafia, ileż było gadania, że oni w tych
rejonach napadają, a niechby napadli, proszę bardzo, ręcznie by ją
wypchnęli, prawie nowy mercedes!
Nic z tego, nawet mafii ani śladu.
Macając rozpaczliwie własny samochód od tyłu pod spodem,
pomyślałam, że Miziutek uda się do jeziora akurat w momencie,
kiedy mnie się uda przymocować do niej. Toyota stoi na biegu i na
ręcznym hamulcu, ale jest znacznie lżejsza, tamto pudło ją
pociągnie. Jeszcze i mnie przejedzie, bo mogę nie zdążyć wylezć
spod samochodu.
Zmrożona nieco tą myślą, domacałam się jakiegoś
poprzecznego elementu, diabli wiedzą, co to było, ale udało mi się
przewlec przez to linkę, skróciłam ją, ile mogłam, prawie do stanu
naprężenia.
Wyprostowałam się ostrożnie, jakoś nie przejechana, i nieufnie
popatrzyłam na całe ustrojstwo. No tak. Nieprzytomny Miziutek
kiwa się na zdychającym krzaczku jałowca tuż nad stromą
skarpką, ja zaś mam przed sobą dziesięć metrów, dziewięć jezdni
i metr pobocza, wszystko to mokre i śliskie, zwis linki dokłada
jeszcze ze trzy czwarte metra, a muszę ją wyciągnąć chociaż na
równiejszy kawałek, też nachylony, tyle że znacznie łagodniej. Z
tego równiejszego kawałka jeszcze może zjechać, pociągnie i
mnie, zatem co, zostaniemy tak na zawsze, przyczepione do
siebie, ona z jednej strony szosy, ja z drugiej, chyba że zjadę do
rowu, bo tam jest rów. A cholera ją wie, może i z rowu mnie
wywlecze&
Otrząsnęłam się z okropnych wizji. Uświadomiłam sobie, że
szosy jest więcej niż odległości do Miziutka. Na upartego wyciągnę
ją może aż na pobocze. Ryzyk-fizyk, zaczynamy.
Ten jej parszywy mercedes ważył chyba z dziesięć ton.
Licznych prób dokonywać nie mogłam, musiałam ją pociągnąć za
pierwszym kopem. Dokitowałam zdrowo, ruszyłam powolutku,
poczułam okropny ciężar z tyłu, spociłam się ze zdenerwowania,
toyota wytrzymywała, pomyślałam, żeby trochę skosem&
W lusterko ośmieliłam się spojrzeć dopiero na przeciwległym
poboczu. Mercedes Miziutka wylazł na górę, ale przednie koła miał
jeszcze na zboczu, co za cholera jakaś, matematyka nawaliła& ?
A, prawda, nie wzięłam pod uwagę długości obu samochodów&
Niepewna, czy nie przeważy jej do przodu, wahając się przed
wjazdem do rowu, trzymając naprężoną linkę, półprzytomna
niemal, siedziałam w samochodzie tak długo, aż nadjechał jakiś
polonez. Obie znajdowałyśmy się na skrajach szosy, ona z jednej
strony, ja z drugiej, pomiędzy nami linka, słabo widoczna, pozornie
dużo miejsca na przejazd i zdążyłam się zastanowić, co będzie,
jeśli polonez się w tę linkę wrąbie, ale jednak nie, przyhamował, bo
stałyśmy w dosyć dziwnych pozycjach. Zatrzymał się. Po chwili
kierowca wysiadł i podszedł do mnie. Mężczyzna. Duży i w wieku
ze wszech miar pożądanym.
Naprawdę nie wiedziałam, co do niego powiedzieć. Na
szczęście on zaczął.
Coś się stało?
Stało, i dzieje się nadal, sam pan widzi.
Obejrzał wszystko, podszedł do mercedesa, wrócił do mnie,
otworzył usta, ale go ubiegłam.
Ratunku, proszę pana. Ten mercedes wlatywał do jeziora,
widziałam, jak to było, wyciągnęłam go, ale boję się puścić, bo
może znów zjedzie. Niech pan go czymś podeprze albo co. Niech
pan chociaż sprawdzi, czy już się trzyma! Panie, ile czasu ja mam
tutaj stać na hamulcu?!
Z poloneza wysiadła facetka i poszła oglądać Miziutka.
Obejrzała i przyleciała do mnie.
Jezus Mario, tam ktoś jest! %7łyje? To kobieta czy
mężczyzna?
%7łyje, żyje. Widziałam, jak oddycha, ale teraz jestem
unieruchomiona. Niechże państwo coś zrobią, może podłożyć jaki
pień pod tylne koła, może popchnąć?
Jak to, mnie się zdawało, że kobieta powiedział
równocześnie facet.
Ale łysy, to chyba mężczyzna& ?
Co za różnica, ratować trzeba&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates