[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozkoszą.
 Gdzie on jedzie?  zdziwił się Barak.
 To jego znajoma  poinformował sucho pan Wilk.
 Czy mamy na niego zaczekać?
 Dogoni nas.
Mandorallen zatrzymał konia obok kobiety i zeskoczył. Skłonił się, po czym wy-
ciągnął ręce, by pomóc jej zejść na ziemie. Odeszli razem do ruin; nie dotykali się
nawzajem, ale szli bardzo blisko. Stanęli pod łukiem bramy i rozmawiali. Za odłam-
kiem ściany chmury pędziły po czystym niebie, a ich ogromne cienie, nie bacząc na
nic, omiatały smutne pola Arendii.
 Powinienem wybrać inną trasę  mruknął Wilk.  Nie pomyślałem.
 Czy to jakiś problem?  zapytał Durnik.
 Nic niezwykłego. . . w Arendii  odparł Wilk.  Przypuszczam, że to moja
wina. Czasem zapominam o rzeczach, które mogą się przydarzyć młodym ludziom.
 Nie bądz taki tajemniczy, ojcze  poprosiła ciocia Pol.  To irytujące. Czy
chodzi o jakąś sprawę, o której powinniśmy wiedzieć?
Wilk wzruszył ramionami.
 To żadna tajemnica. Pół Arendii wie o wszystkim. Całe pokolenie tutejszych
dziewic zapłakuje się co noc z tego powodu.
 Ojcze  rzuciła zniecierpliwiona ciocia Pol.
 No dobrze  ustąpił Wilk.  Mniej więcej w wieku Gariona Mandorallen był
bardzo obiecującym młodzieńcem. Silny, odważny, niezbyt inteligentny  to cechy,
jakie musi posiadać dobry rycerz. Jego ojciec poprosił mnie o radę, a ja uznałem, że
młody człowiek powinien na jakiś czas zamieszkać u barona Vo Ebor. . . to właśnie ten
zamek za nami. Baron miał wspaniałą reputację i należycie wyszkolił młodzieńca. Stali
się sobie bliscy niemal jak ojciec i syn, jako że baron był sporo starszy. Wszystko szło
znakomicie, dopóki baron się nie ożenił. Jego małżonka była jednak o wiele młodsza:
mniej więcej w wieku Mandorallena.
 Chyba widzę, do czego to zmierza  stwierdził z dezaprobatą Durnik.
 Niezupełnie. Po miodowym miesiącu baron powrócił do swych tradycyjnych,
rycerskich zajęć i pozostawił w zamku bardzo znudzoną młodą damę. Jest to sytuacja
dająca wiele ciekawych możliwości. W każdym razie Mandorallen i dama wymienili
spojrzenia, potem słowa. . . jak to zwykle.
 W Sendarii takie rzeczy również się zdarzają  wtrącił Durnik.  Ale jestem
pewien, że określamy je innym mianem, niż używane tutaj.
Mówił krytycznym, nawet urażonym tonem.
 Nazbyt pochopnie wyciągasz wnioski, Durniku  upomniał go Wilk.  Spra-
wy nie potoczyły się dalej. Może szkoda. Cudzołóstwo nie jest aż tak poważną przewi-
75
ną, a po pewnym czasie znudziłoby się im. Jednak oboje za bardzo kochali i szanowali
barona, by okryć go hańbą, dlatego zanim stracili kontrolę nad sytuacją, Mandorallen
opuścił zamek. Teraz cierpią w milczeniu. To niezwykle wzruszające, choć osobiście
uważam, że to strata czasu. Oczywiście, jestem starszy od nich.
 Jesteś starszy od każdego, ojcze.
 Nie musiałaś tego mówić, Pol.
Silk zaśmiał się z ironią.
 Cieszę się widząc, że nasz zadziwiający przyjaciel wykazał się wreszcie brakiem
przyzwoitości i pokochał cudzą żonę. Jego szlachetność zaczynała mnie już mdlić.
Twarz wyrażała gorycz i drwinę z samego siebie; Garion pamiętał go takiego z Val
Alorn, gdy rozmawiali z królową Porenn.
 Czy baron o tym wie?  zainteresował się Durnik.
 Naturalnie. To właśnie sprawia, że Arendowie miękną i wzruszają się, gdy tylko
słyszą tę historię. Był kiedyś rycerz głupszy niż większość Arendów, który brzydko
zażartował na ten temat. Baron wyzwał go natychmiast i w pojedynku przebił lancą.
Od tego czasu niewielu ludzi dostrzega w całej sytuacji coś zabawnego.
 To i tak nieprzyzwoitość  oznajmił Durnik.
 Ich zachowanie jest ponad wszelkie zarzuty, Durniku  upierała się ciocia Pol.
 Nie ma w tym nic nagannego, póki sprawa nie posunie się dalej.
 Przyzwoici ludzie nie dopuściliby, aby coś takiego się zdarzyło.
 Nie przekonasz jej, Durniku  westchnął pan Wilk.  Polgara zbyt wiele lat
spędziła wśród wacuńskich Arendów. Byli tacy sami albo nawet gorsi niż Mimbraci.
Nie można brodzić w takim sentymentalizmie i nie przejąć go przynajmniej częściowo.
Na szczęście nie całkiem przesłoniło jej to zdrowy rozsądek. Tylko od czasu do czasu
zachowuje się jak skłonna do szlochów romantyczna panienka. Jeśli tylko unikać jej
podczas tych ataków, wszystko jest prawie tak, jakby była całkiem normalna.
 Użyteczniej spędziłam ten czas niż ty, ojcze  zauważyła jadowitym tonem
ciocia Pol.  O ile pamiętam, poświęciłeś te lata na hulanki w portowych spelun-
kach Camaaru. A potem był okres poprawy, kiedy to zabawiałeś zdeprawowane ko-
biety w Maragorze. Nie wątpię, że te doświadczenia niezwykle poszerzyły zakres twej
wiedzy o moralności.
Pan Wilk chrząknął z zakłopotaniem i odwrócił wzrok.
Za ich plecami Mandorallen dosiadł konia i ruszył galopem w dół. Dama stała
wśród ruin patrząc, jak odjeżdża, a wiatr wydymał jej czerwoną pelerynę.
Po pięciu dniach dotarli do rzeki Arend, stanowiącej granicę między Arendią a Tol-
nedrą. Pogoda poprawiała się, w miarę jak posuwali się na południe. Gdy rankiem sta-
nęli na wzgórzu i zobaczyli rzekę, było już prawie ciepło. Słońce świeciło jasno, a kilka
gnanych poranną bryzą wełnistych chmur pędziło po niebie.
 Trakt do Vo Mimbre odbiega w lewo  zauważył Mandorallen.
 Tak  potwierdził Wilk.  Zjedzmy do tego zagajnika na brzegu i spróbuj-
my doprowadzić się do porządku. Wygląd wiele znaczy w Vo Mimbre. Nie możemy
przypominać bandy włóczęgów.
Na rozdrożu stały trzy postacie w brązowych szatach, pokornie chyląc głowy i pro-
sząco wyciągając ręce. Pan Wilk ściągnął wodze i podjechał wolno. Zamienił z nimi
kilka słów, po czym wręczył każdemu monetę.
 Kto to?  zapytał Garion.
 Mnisi z Mar Terrin  odparł Silk.
 Gdzie to jest?
76
 Klasztor znajduje się w południowo-wschodniej Tolnedrze, gdzie kiedyś był
Maragor. Mnisi próbują ukoić duchy Maragów.
Pan Wilk skinął ręką. Ruszyli, mijając trzech żebrzących mnichów.
 Mówią, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie przejeżdżali tędy żadni Murgo-
wie.
 Można im wierzyć?  upewnił się Hettar.
 Raczej tak. Mnisi nigdy nie kłamią.
 Więc każdemu, kto będzie przejeżdżał, powiedzą, że tu byliśmy?  spytał Ba-
rak.
Wilk skinął głową.
 Odpowiedzą na każde pytanie, jakie im się zada.
 Nieprzyjemny obyczaj  burknął ponuro Barak.
Pan Wilk wzruszył ramionami i poprowadził ich miedzy drzewa nad rzeką.
 To wystarczy  zdecydował i zeskoczył z siodła na trawiastą łąkę. Odczekał
chwilę, by pozostali również stanęli na ziemi.
 Posłuchajcie  zaczął.  Jedziemy do Vo Mimbre. Musicie bardzo uważać na
to, co mówicie. Mimbraci są drażliwi i najprostsze słowo może być uznane za obrazę.
 Sądzę, ojcze, że powinieneś włożyć te białą szatę, którą dostałeś od Fulracha 
przerwała mu ciocia Pol, otwierając juki.
 Proszę cię, Pol  obruszył się Wilk.  Próbuję coś wytłumaczyć.
 Wszyscy słyszeli, ojcze. Masz skłonności do zbyt szczegółowych wyjaśnień.  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates