[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdoła się opamiętać i rozpalić w sobie nie tylko złość.
Kiedy galopem dotarli na grzbiet góry, przez dolinę przetoczył się
grzmot. Podziękowali w duchu niebiosom i przyspieszyli jeszcze
tempo jazdy, żeby uciec przed burzą. Porządna ulewa musiała
skłonić Maddie i Claya do poddania się żywiołowi i wybić im z głowy
pościg.
Emma mruczała cicho pod nosem. Modliła się, żeby w przyszłym
tygodniu Garrett nie tylko zastał tych dwoje żywych i całych, ale też
by udało im się do tego czasu odkryć coś, o czym wszyscy wokół od
dawna wiedzieli.
Po piętnastu minutach przechadzki do miejsca, gdzie, jak sądziła
Emma, Sara zostawiła kurtkę, i półgodzinie gorączkowych
poszukiwań, Maddie uznała, że jej przyjaciółka wysłała ją na ten
50
RS
spacer tylko po to, żeby nie musiała znosić towarzystwa Claya.
Ruszyła z powrotem, obiecując sobie, że podziękuje Emmie za jej
przezorność. Normalnie nie odważyłaby się na taką samotną
wędrówkę, ale podczas weekendu trzy razy urządzały piknik w tym
miejscu, z łatwością więc odnalazła drogę. Była dumna z siebie, że
tak dobrze sobie radzi.
Kiedy jednak wyszła z lasu i spojrzała na chatkę, w tę dumę
wkradł się cień niepokoju. Zamiast krzątaniny, której się
spodziewała, nie dostrzegła żywej duszy. Tam, gdzie powinno czekać
pięć osiodłanych i obładowanych koni, stał tylko jeden
rozwścieczony mężczyzna.
To był Clay. Stał na szeroko rozstawionych nogach i w zaciśniętej
pięści trzymał pogniecioną kartkę papieru. Usłyszawszy kroki
Maddie, odwrócił głowę i obrzucił ją lodowatym spojrzeniem, w
którym czaiła się furia.
- Co zrobili? - wybuchnęła Maddie, okraszając pytanie
soczystym przekleństwem.
- Powiedziałem ci, że odjechali! - Clay z całej siły kopnął jakiś
kamień. Potem zdjął z głowy kapelusz, przesunął dłonią po włosach,
włożył go z powrotem i wepchnął w dłoń Maddie pogniecioną
kartkę.
- Przeczytaj to sama!
Z zaciśniętymi ustami Maddie prostowała papier. Potem z trudem
odcyfrowywała słowo po słowie, bo z wściekłości litery skakały jej
przed oczami. Treść listu była krótka i zwięzła.
 Kochamy was oboje. Nie możemy jednak dłużej patrzeć, jak
skaczecie sobie do oczu. Macie tydzień, żeby coś z tym zrobić. I nie
powiększajcie naszego poczucia winy, prowokując się nawzajem do
rozlewu krwi. Maddie, zajmiemy się galerią i Maxwellem. Clay,
Garrett poradzi sobie z robotą".
Maddie aż jęknęła z niedowierzania. Przeczytała kartkę po raz
drugi i w końcu skupiła się na ostatnich kilku zdaniach.
 To jest szczególna dolina. Wy też jesteście wyjątkowi. Pozwólcie
zadziałać jej magii i czasowi. Nam się to udało. Garrett za tydzień po
51
RS
was wróci".
- O Boże! - wyszeptała, czując, jak ogarniają ją mdłości. - Oni
naprawdę nas tutaj zostawili.
Nie wspomniała o innym, mimowolnie narzucającym się wniosku.
Oni ich swatają. Przez całe życie patrzyli na ich słowne utarczki i
zajadłą rywalizację, a teraz tych dwoje beznadziejnych romantyków
naprawdę sądzi, że ona i Clay mogą się tak po prostu pocałować i
zawrzeć rozejm. A może pocałować się i pójść do łóżka, pomyślała,
walcząc z mdłościami. Zamknęła oczy, żeby nie zwymiotować.
- Zostawili nas tutaj - powtórzyła cicho.
- Bystra jesteś, Brannigan - zadrwił Clay. - Jak cię dorwę,
braciszku - mruknął pod nosem - to ci tak skuję gębę...
- Możesz mu skuć, co chcesz, ale dopiero wtedy, gdy ja się z nim
policzę. - Maddie miotała się ze złości, potem odwróciła gwałtownie
na pięcie i ruszyła do chatki.
- Co ty robisz?
- Wracam do domu.
- Wracasz? - Clay wybuchnął szyderczym śmiechem. -
Księżniczko, jesteś bardziej zwariowana, niż myślałem, jeśli
naprawdę myślisz, że uda ci się pieszo przejść przez te góry. I to nie
znając drogi!
Maddie jednak, święcie przekonana, że łatwiej przeżyje drogę
przez góry niż tydzień w towarzystwie Claya Jamesa, wbiegła na
ganek i szarpnęła za klamkę.
- Dam sobie radę! Dogonię ich.
- Wydaje ci się, że oni jadą spacerkiem? Wybij to sobie z głowy.
Po śladach kopyt widać, że popędzili galopem. Poza tym nie ma
sposobu, żeby wytropić Garretta, jeśli zaciera po sobie ślady.
- Dzięki za słowa otuchy - burknęła przez ramię, zatrzaskując za
sobą drzwi - ale i tak ich dogonię.
Przeskakując po dwa stopnie naraz, wpadła na poddasze, rzuciła
się do plecaka i znalazła traperki. Kiedy kończyła zawiązywać
sznurowadła, usłyszała kroki na schodach.
- Nigdzie nie pójdziesz.
52
RS
- Nic ci do tego, James. Zrobię, co zechcę. - Chwyciła kurtkę,
kłusem pokonała schody i wybiegła na zewnątrz.
Usłyszała głośne trzaśnięcie drzwi, a po chwili głos Claya.
- Wiem, że to dla ciebie trudne - warknął, chwytając ją za rękę -
ale może choć raz, dla odmiany, posłużyłabyś się głową. Patrz -
wskazał palcem niebo - najdalej za godzinę będzie lało jak z cebra.
Nigdzie nie pójdziesz.
Maddie spojrzała na burzowe chmury, potem prosto w miotające
gromy oczy Claya. Wybór był łatwy.
- Zaryzykuję i zdam się na łaskę pogody. - Wyrwała się z uścisku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates