[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obojczykiem. Spomiędzy palców sterczała mu gumowa rękojeść noża. Krew spływała po
przegubie. Spojrzałem na twarz Pierre'a. Krzywił się z bólu i oddychał głośno przez zęby.
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem chusteczkę. Przycisnąłem ją do jego dłoni, pomiędzy palcami
i do otwartej rany. Materiał nasiąkł krwią, czubki palców miałem czerwone. Popatrzyłem na nóż,
zastanawiając się, czy go nie wyciągnąć, ale gdybym to zrobił, może byłoby jeszcze gorzej.
Zdjąłem mu więc z karku sweter i owinąłem mocno wokół noża.
Aomotanie na dole stawało się coraz głośniejsze. Słyszałem też trzaski pękającego drewna. Policja
przebijała się przez drzwi - lada chwila ustąpią.
Rozejrzałem się. Saszetka Pierre'a była, ale obraz zniknął.
- Zabrała obraz? - zapytałem.
Kiwnął głową i widziałem, że to go zabolało.
- Dokąd poszła?
Z wysiłkiem wskazał na schody.
- Policja zaraz tu będzie - powiedziałem, wstając. - Zajmą się tobą. Tylko nie zemdlej, okej?
Nie czekałem na odpowiedz. Poderwałem się. Chwyciłem za poręcz przy schodach
zakrwawionymi palcami, wskoczyłem na pierwsze stopnie i wtedy drzwi na dole pękły. Biegłem
szybko, jak najszybciej. Słyszałem łomot ciężkich kroków - jakby nadciągała cała armia.
Próbowałem nie zwracać uwagi na palący ból mięśni nóg. Czy miała przy sobie jakąś inną broń,
nie tylko ten nóż? Nie wiedziałem i był tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Gdy dotarłem do
następnego piętra, wychyliłem się za balustradę i dwie kondygnacje wyżej dostrzegłem niewyrazną
cielistą plamę. Za mną ktoś krzyczał po francusku. Nieznoszącym sprzeciwu tonem rozkazywał mi
się zatrzymać. Nabrałem powietrza w płuca i pognałem dalej.
Nie wiem, ile jest kondygnacji w Wielkim Auku, ale wiele z nich pokonałem jak wariat, któremu
pali się pod nogami. Dopiero kiedy dotarłem bardzo wysoko, zacząłem się zastanawiać, czy nie
popełniłem błędu. Po co miałaby biec na dach? Musiała zaplanować drogę ucieczki i raczej nie
przez dach. Tłoczyło się tam pełno ochroniarzy i turystów, a na dół można było zjechać tylko z
którąś z głównych szklanych wind albo wind z drugiej strony łuku lub zbiec schodami. A Farmer
na pewno obstawił je już policją.
Spojrzałem przez okno klatki schodowej. Ile jeszcze pięter do góry? Kilka? Gdzie ona skręci? A
może pobiegłem za daleko?
Zatrzymałem się na parę nerwowych sekund, starając się usłyszeć jej kroki nad sobą, ale wszystko
zagłuszał łomot policyjnych buciorów. Byli coraz bliżej. Wyraznie byli sprawniejsi ode mnie.
Pokonałem jeszcze jedno piętro, a potem zaryzykowałem i przez wewnętrzne drzwi wpadłem na
słabo oświetlony korytarz jakiegoś biura.
Catherine Ames była przede mną. Zgięta wpół, ściskała w dłoni obraz. W końcu ją zobaczyłem. Co
za surrealistyczne uczucie. Od tak dawna kojarzyłem jej nazwisko ze zwłokami znalezionymi w
moim mieszkaniu i teraz różnice w jej wyglądzie były tak wyrazne, że aż niesmaczne. Robiła
wrażenie starszej i tęższej, niż myślałem. Jej szeroka twarz poczerwieniała, a czoło i płaski nos
połyskiwały. Miała na sobie szare spodnie i zwykły różowy T-shirt przepocony i poplamiony krwią
Pierre'a.
Odwróciła się, słysząc trzask otwieranych drzwi, i dostrzegłem w jej oczach paskudną
determinację. Zawołałem ją po imieniu, ale nie zareagowała - tylko wytarła strużkę śliny z warg i
znowu, potykając się, zaczęła biec. Pomyślałem, że zaraz upadnie, ale odzyskała równowagę i parła
do przodu. Poruszała się z trudem i trzymała się za bok, jakby złapała ją kolka. Pochyliłem głowę i
zacząłem ją ścigać pustym koiytarzem - mijałem wyludnione biura, pomieszczenia z
kserokopiarkami, uśpione drukarki i automaty z wodą do picia. Zaczepiłem palcem o metalową
szafkę, zarzuciło mnie gwałtownie w prawo i wyrżnąłem ramieniem w ściankę działową.
Wrzasnąłem z wściekłością i to wystarczyło, aby Catherine obejrzała się za siebie spanikowana.
- Stój! - krzyknąłem. - Arrete-toi, Catherine.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates