[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żółte bryły ananasa i runęły w dół.
Po kilku sekundach rąbnęły w przednią szybę range rovera Isabelle z głośnym chlaśnięciem i
eksplodowały włóknistą, żółtą mazią. Ocalałe resztki ześlizgnęły się niemrawo po szybie na
wycieraczki.
Jeszcze donośniejszy wybuch rozległ się nad głowami Isabelle i Flory, kiedy półmetrowej
średnicy pizza wylądowała na dachu auta. Isabelle była znakomitym kierowcą, spokojnym i
skupionym. Ale kto zachowa zimną krew, kiedy atakuje go nurkująca pizza i ananasy?
Na szczęście jechały wolnym pasem autostrady. Gdy po pierwszych uderzeniach Isabelle
skręciła w prawo, obok nie było innych pojazdów. Mimo że Flora zapięła pas, jej głowa odbiła
raptownie w bok, a potem opadła na zagłówek. Widząc, co się dzieje, pisnęła ze strachu i
oburzenia. Jej krzyk wytłumiło o wiele głośniejsze tąpnięcie spadającej na dach pizzy.
Telefon Flory ślizgał się po podłodze; stuknął w jedną z metalowych podpórek fotela, odbił
się od niej i mały cud znieruchomiał przy prawej nodze Flory. Nie zauważyła go. Ale
zauważył Broximon. Właśnie pozbierał się po tym, jak nagły skręt rzucił nim o bok fotela.
Musiał się dostać do tej komórki. Kiedy pełznął ku niej na czworakach, Isabelle nadepnęła na
hamulec i samochód zatrzymał się z wizgiem opon. Telefon odskoczył w przód.
Flora czym prędzej wygramoliła się z auta. Wypięła pas, pchnęła drzwi na oścież, okręciła się
na fotelu i wstała. Wychodząc, trąciła stopą telefon. Wyczulona na wszelkie odgłosy Isabelle
usłyszała stuknięcie i spojrzała na podłogę. Komórka! Po drugiej stronie był Vincent. Schyliła się
i chwyciła telefon, zanim dopadł go zapomniany przez nią Broximon. Wokół panoszył się chaos,
ale trzymając telefon w ręce, trzymając w ręce Vincenta, poczuła się nieco spokojniejsza.
Vincent? Vincencie, jesteś tam? Z przyciśniętą do ucha komórką otworzyła drzwi i
wyszła na zewnątrz.
Tak, Iz. Co się dzieje? Czy coś się stało, nic ci nie jest?
Nie wiem. Zobaczyła rozbryzgane na szybie plastry ananasa. Sięgnęła przed siebie, aby
się przekonać, czy te grube plamy to na pewno resztki ananasa, ale rozmyśliła się i opuściła rękę.
Spojrzała na dach i ujrzała roztrzaskaną pizzę. O Boże.
Co się stało? zapytał ostro.
Coś spadło na mój samochód. Wydaje mi się, że to był a n a n a s . Wydała z siebie
suchy, zdumiony chichot.
Posłuchaj mnie, Isabelle. Kto jest z tobą w wozie?
Flora.
Oprócz Flory czy jest tam ktoś jeszcze? Zawahała się.
Jest z tobą Broximon?
Tak. Chyba wciąż tu jest. Skąd wiedziałeś, Vincencie? Znasz go?
To n i e j e s t Broximon. Słyszysz mnie? Uciekaj od niego, Isabelle. Zostaw samochód i
uciekaj.
Trzy metry dalej Flora przechadzała się nerwowo, popatrując raz na Isabelle, raz na mijające
je samochody. Range rover Isabelle stał przekrzywiony na poboczu autostrady. Wyglądał tak,
jakby został staranowany przez inny pojazd albo jakby jego kierowca, z sobie tylko znanych
powodów, zjechał na pobocze, wyskoczył z kabiny i dał drapaka.
Co powinnam zrobić, Vincencie?
Gdzie jesteś? Gdzie Broximon?
Stoję przy drodze. Wydaje mi się, że siedzi ciągle w aucie. Kazał mi jechać na lotnisko.
Powiedział, że&
Zapomnij o tym wpadł jej w słowo Ettrich. Posłuchaj, co masz zrobić.
Kiedy Isabelle zniknęła, Flora stała obrócona do niej plecami. Kto wie, jak by zareagowała,
gdyby zobaczyła, że jej przyjaciółka, z telefonem przy uchu, robi kilka kroków i naraz znika
w ułamku sekundy.
Flora odwróciła się, by oznajmić, że ma tego dosyć, wystarczy, chce wracać do domu.
Odłóżmy tę rozmowę na jutro, na inny dzień, albo pogadajmy przez telefon. I wtedy&
I wtedy Isabelle jakby zapadła się pod ziemię. Flora zawołała ją najpierw cicho, a potem
głośniej. Przez chwilę była pewna, że Isabelle znajduje się gdzieś w pobliżu, tyle że jest akurat
niewidoczna. Tak samo jest z wyprowadzanym na spacer psem; ledwie odwrócisz wzrok, pies
zaraz znika za pagórkiem czy rogiem i trzeba go wołać. One jednak stały na płaskim odcinku
autostrady, gdzie nie było żadnych pagórków ani rogów, za którymi można by się ukryć. Choćby
nie wiadomo jak uparcie Flora nie wierzyła własnym oczom, musiała w końcu pogodzić się z
faktem, że Isabelle zniknęła.
Osiem minut pózniej z autostrady zjechała taksówka i zatrzymała się tuż za range roverem.
Flory także już nie było. W wysokich obcasach, w jedwabnych pończochach i odświętnej sukni
przeprawiła się przez sięgającą do pasa betonową zaporę i pokonała mulisty rów, kierując się w
stronę cywilizacji.
Vincent Ettrich podszedł do samochodu Isabelle. Jego taksówka ruszyła i włączyła się do
ruchu. Po otwarciu drzwi zobaczył siedzącego na tablicy rozdzielczej Broximona, opartego
plecami o przednią szybę. Na widok Ettricha zasalutował od niechcenia, przykładając dwa palce
do czoła.
Hej, Vincencie. Czy wiesz, kim jestem?
Ettrich skinął głową. Dowiedział się sporo o Broximonie.
Spózniłeś się.
Isabelle zniknęła? Brox usiadł wygodniej.
Tak. Obie panie zniknęły. Nie sądziłem, że Flora będzie miała w sobie dość ikry, ale na
Boga, przesadziła ten mur i pognała naprzód. Przypuszczam, że idzie do domu.
Ettrich pacnął dłonią wściekle w dach samochodu.
Diabli! Gdybym miał parę minut więcej& Przyjechałbym tutaj i nie dopuścił do tego.
Zatrzymałbym ją.
Nie sądzę, Vincencie. Wszystko potoczyło się zbyt szybko. Zaplanowali każdy szczegół.
Jak tylko usłyszałem komórkę Flory, od razu wiedziałem, że to oni. Wiedziałem, że posłużą się
podstępem, ale nie wpadłem na to, że wykorzystają jako przynętę twój głos. To było genialne
posunięcie. Ma się rozumieć, usłyszawszy ciebie, Isabelle poszła. Wysiadła z samochodu, zrobiła
parę kroków i pstryk! już jej nie było. Zdecydowała się tam pójść. Sama nie mogła tego
uczynić, bo nie ma już takiej mocy. Więc tamci podszyli się pod ciebie i powiedzieli, że grozi jej
niebezpieczeństwo. %7łe jedynym miejscem, gdzie może się schronić, jest tamta strona. Isabelle się
zgodziła, no i klamka zapadła jej wybór. Prawdopodobnie myślała, że pomagasz jej przejść.
Prosty i skuteczny plan. Mnie też wymanewrowali; sądziłem, że jak wywiozę ją z miasta, będzie
bezpieczna.
Ettrich przytaknął, westchnął i zapatrzył się w dal.
Może. Może masz słuszność, ale jednak szkoda, że nie spróbowałem. Zabrakło mi
dziesięciu minut. Co oni jej naopowiadali? Dlaczego tak łatwo tam przeszła?
Nie wiem. Jak już mówiłem, wyszła z auta i po chwili zniknęła. Dała im się nabrać. Bęc!
Dostali ją.
Co będzie z tobą, Broximonie?
Człowieczek pedantycznie strzepnął nie istniejący pyłek z kolana.
Ze mną? Nic. Zostanę tutaj. Nie mogę wrócić. Ostrzegli mnie, kiedy zgłosiłem się na
ochotnika. Twój świat będzie odtąd moim nowym domem, czy mi się to podoba czy nie. Masz na
oku jakieś fajne mieszkanko do wynajęcia? Brox starał się nie okazywać ironii i smutku, ale
Vincent dosłyszał je w jego głosie. Doceniał poświęcenie Broximona, który przeszedł na tę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates