[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chodzili na długie spacery po lesie, pływali łódką po jeziorze i wędkowali, i przeczytali parę
książek, i zachowywali się jak włóczykije, którzy nie znają słowa praca . Jeśli nie skończysz
tej sceny przed wyjazdem, przez cały pobyt będziesz o niej myślał. Ani przez chwilę nie będz-
iesz zrelaksowany, a ja przy tobie też. I nie mów mi, że nie mam racji. Znam cię lepiej niż samą
siebie, ty draniu. Zostań tutaj, napisz zakończenie sceny, a potem odjedziesz do nas w niedzielę.
Pocałowała go na dobranoc, poprawiła poduszkę i ułożyła się do snu.
Leżał w ciemności, myśląc o słowach ułożonych we wczorajszej grze.
Z
M
PK I
O S T R Z E
GE R
Z A M O R D O W A
Z
E
B
I to jedno, którego ujawnienia odmówił: CAROL&
Dalej uważał, że dobrze zrobił, zachowując je dla siebie. Niepotrzebnie by się martwiła. Bo
cóż mogła zrobić? Nic. Ani ona, ani on nic na to nie mogli poradzić. Pozostawało tylko czekać i
patrzeć. Zagrożenie jeśli rzeczywiście istniało mogło pochodzić z dziesiątków albo setek
tysięcy zródeł. Mogło nadejść o każdej porze, gdziekolwiek. W domu czy w górach. Wszystkie
miejsca były równie bezpieczne albo niebezpieczne.
Jakkolwiek by na to patrzeć, może pojawienie się tych sześciu słów stanowiło tylko zbieg
okoliczności. Niewiarygodny, lecz pozbawiony znaczenia zbieg okoliczności.
Gapił się w ciemność, usiłując przekonać sam siebie, że nie istnieją takie rzeczy, jak przesłania
ze świata duchów, omeny i jasnowidzenie. A jeszcze tydzień temu w ogóle nie myślał o takich
problemach.
121
Krew.
Pozbyć się jej, zetrzeć, każdą parszywą kroplę, zmyć ją szybko, szybko spłukać, każdy
obciążający ślad, zmyć, zanim ktokolwiek odkryje, zanim ktoś zobaczy i zrozumie, co zostało
popełnione, zmyć ją, zmyć&
Jane ocknęła się w łazience. Znów chodziła we śnie.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest naga. Podkolanówki, majteczki i koszulka leżały rozr-
zucone na podłodze.
Stała przed umywalką, wycierając się mokrym ręcznikiem. Spojrzała na swoje odbicie
w lustrze i zamarła.
Miała twarz umazaną krwią.
Jej słodko zaokrąglone nagie piersi błyszczały od kropel krwi.
Nagle zrozumiała, że to nie jej krew. To nie ona była ofiarą. To ona biła, rąbała.
O Boże.
Wpatrywała się w swoje makabryczne odbicie, chorobliwie zafascynowana widokiem wilgot-
nych od krwi warg.
Co ja zrobiłam?
Powoli opuściła wzrok na purpurową szyję i niżej, na odbicie prawej brodawki sutkowej,
z której zwisała obfita, karminowa kropla krwi. Błyszcząca perła krwi drgała przez chwilę na
koniuszku nabrzmiałego sutka, a potem poddała się sile ciążenia i spadła.
Oderwała wzrok od lustra i podążyła za tą karminową łzą, szukając jej śladu na podłodze.
Nie było.
Spojrzała na swoje ciało. Było czyste, leciutko zaróżowione. Dotknęła nagich piersi. Były
wilgotne, zroszone wodą. Dotknęła ramion. Nigdzie śladu krwi.
Podniosła ręcznik, dotknęła ciała. Puszysty materiał wchłonął kropelki wody z jej ramion.
Zdumiona, raz jeszcze spojrzała w lustro i ponownie ujrzała krew.
To wyobraznia pomyślała. Niesamowite złudzenie. To wszystko. Nikogo nie zraniłam.
Nie przelałam niczyjej krwi.
Kiedy starała się zrozumieć, co zaszło, jej odbicie w lustrze zaczęło znikać, a szklana tafla
poczerniała. Przeistoczyła się w okno wychodzące na inny wymiar, nieodbijające żadnego
z przedmiotów znajdujących się w łazience.
To jakiś sen pomyślała. Gdy tymczasem leżę w łóżku i tylko mi się śni, że jestem
w łazience. I mogę położyć temu kres, budząc się.
Z drugiej strony, jeśli to sen, to czemu tak realnie czuje zimną terakotę pod nagimi stopami?
Jeśli to naprawdę tylko sen, czy czułaby zimną wodę na nagich piersiach?
Zadrżała.
W mrocznej próżni po drugiej stronie lustra, w oddali coś migotało.
Obudz się!
Coś srebrzystego. Błysnęło jeszcze raz i jeszcze raz, tam i z powrotem. Przedmiot stawał się
coraz większy.
122
Na litość boską, obudz się!
Chciała biec. Nie mogła.
Chciała krzyczeć. I nic.
W parę sekund migocący przedmiot wypełnił lustro, odepchnął ciemność, z której się
wyłonił, i w jakiś sposób wyrwał się z lustra bez rozbijania szkła. Wyskoczył z próżni do łazienki
jednym, ostatnim, śmiertelnym zamachem. Dostrzegła, że to siekiera opuszczająca się na jej
twarz. Stalowe ostrze błyszczało jak wypolerowane srebro we fluoryzującym świetle. Gdy ostra
krawędz siekiery nieubłaganie opadała na głowę Jane, nogi ugięły się pod nią i dziewczynka
zasłabła.
Tuż przed świtem Jane znów się obudziła.
Leżała w łóżku. Była naga.
Odrzuciła kołdrę, i zobaczyła swoją koszulkę majteczki i podkolanówki na podłodze przy
łóżku. Ubrała się szybko.
W domu panowała cisza. Państwo Tracy jeszcze nie wstali.
Jane pobiegła przez hol do łazienki, zawahała się na progu, potem weszła i zapaliła światło.
Nie było krwi, a lustro nad umywalką odbijało tylko jej zaniepokojoną twarz.
Dobra pomyślała może chodziłam we śnie. I może rzeczywiście tu byłam bez ubrania,
usiłując zetrzeć nieistniejącą krew z ciała. Ale reszta to po prostu część koszmarnego snu. To się
nie wydarzyło. Nie mogło. Niemożliwe. Lustro nie może mieć takich właściwości.
Popatrzyła w swoje niebieskie oczy. Nie była pewna, co w nich widzi.
Kim jestem? spytała cicho.
Przez cały tydzień Grace nic się nie śniło, jeśli tylko zdołała na chwilę zasnąć. Tej nocy
jednak przez kilka godzin kręciła się w pościeli, próbując uwolnić się od koszmaru, który wydawał
się trwać wieczność.
W tym śnie płonął dom. Wielki, pięknie wykończony, w stylu wiktoriańskim. Stała na zewnątrz
płonącego budynku, waląc w ukośne drzwi do piwnicy i wykrzykując wciąż jedno imię: Laura!
Laura! . Wiedziała, że Laura znalazła się w potrzasku, a te drzwi stanowiły jedyne wyjście. Ale
drzwi były zamknięte od wewnątrz na zasuwę. Uderzała w nie dłońmi, bolały ją już ręce i ramiona,
aż do karku. Rozpaczliwie pragnęła trzymać w tych dłoniach siekierę, łom albo jakieś inne
narzędzie, którym mogłaby się przebić przez drzwi piwnicy. Nie miała jednak nic oprócz własnych
pięści, więc waliła i waliła, aż ciało zsiniało i popękało, zaczęło krwawić, a ona nie zważała na
to i przez cały czas wołała Laurę. Wypadły okna z drugiego piętra i szkło posypało się na nią,
lecz nie odeszła od drzwi, nie uciekła. Dalej uderzała krwawiącymi pięściami w drewno, modląc
się, żeby dziewczynka chociaż się odezwała. Nie zwracała uwagi na płomienie wydobywające
się przez wszystkie szczeliny domu. Azy jej ciekły i kaszlała, gdy wiatr kierował gryzący dym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates