[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każde z tych miejsc należało założyć po dwa, trzy szwy, ale od biedy
wystarczy zwykły opatrunek.
Bob wrócił z naręczem przydatnych rzeczy: mydłem
przeciwbakteryjnym, maścią z antybiotykiem, gazą, plastrem.
74
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Jest szczepiony. Znaczy się Rufus. Nie musi się pani bać
wścieklizny ani nic takiego.
Maisy zakręciła wodę.
- Niech pani usiądzie - kontynuował Bob. - Opatrzę pani ranę.
- Dziękuję, sama sobie poradzę. - Rozłożyła na stole ręcznik, a
na nim dostarczone przez Boba środki opatrunkowe. - I chętnie
dostałabym z powrotem moje kluczyki samochodowe.
- A, faktycznie. Przepraszam, zapomniałem. - Wydobył z
kieszeni klucze i wzruszając nieporadnie ramionami, dorzucił je do
stosu na stole.
Maisy uniosła ręcznik wraz z zawartością.
- Nie chciałabym być nieuprzejma, Bob - powiedziała - ale jeżeli
tobie i twoim rodzicom zależy, abym spróbowała wyleczyć Jake'a,
musisz zrobić coś z psem. Nie zostanę godziny dłużej, jeżeli ta bestia
będzie warować pod domem. Mówię poważnie. Albo pozbędziesz się
psa, możesz go dać sąsiadom na przechowanie, wszystko mi jedno,
albo natychmiast wracam do miasta.
- Ale wilki...
- To bydlę jest bardziej niebezpieczne od watahy wilków! -
Zacisnęła gniewnie usta. - Jeżeli pies musi koniecznie zostać, to
chociaż zamknij go w stodole, dopóki stąd nie wyjadę.
Chciała dodać, że chodzi tylko o dzisiejszy dzień, bo nie
pozwoli, aby Zach spędził tu kolejną noc. Powinien jak najprędzej
znalezć się w szpitalu. Jednakże musiała się jej udzielić paranoja
Zacha, bo ugryzła się w język.
75
Anula
ous
l
a
and
c
s
Bob zwiesił głowę.
- Nie dziwię się, że jest pani wściekła na Rufusa. A matka...
Boże, obedrze mnie ze skóry, jak się dowie, że nie przypilnowałem
drania. Zabiorę go stąd. Słowo honoru. Więcej go pani nie zobaczy.
Zdumiała ją jego uległość i gotowość pójścia na kompromis.
Może więc teoria Zacha - że Bob jest bezdusznym przestępcą, który
zamierza więzić ich oboje- stanowiła wymysł chorej wyobrazni?
- Serio? Zamkniesz psa?
- No oczywiście. Myślisz, że chcę, abyś wyjechała?
- Wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął jej z czoła kosmyk
włosów. - Nie pogniewasz się, jak będę ci mówił po imieniu? Jesteś
naszą jedyną nadzieją na odzyskanie Jake'a. Bez ciebie sobie nie
poradzimy. Poza tym... podobasz mi się, wiesz?
Czyżby próbował z nią flirtować? O Boże, tylko tego jej
brakuje!
- Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to pamiętaj: w każdej
chwili służę ci pomocą. Dobrze?
Nie była w stanie wykrztusić słowa, więc tylko skinęła głową,
po czym zgarnęła ze stołu swój tobołek i ruszyła pośpiesznie na górę.
Zach podciągnął się na łóżku tak, by mieć lepszy widok na
podwórze. Patrzył, jak kobieta schodzi po schodkach; widział, jak pies
się na nią rzuca i wbija kły w jej ramię. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł
się tak bezsilny. Rwał się do pomocy, mięśnie miał napięte, lecz
nawet nie potrafił samodzielnie wstać, nie mówiąc już o zbiegnięciu
na dół.
76
Anula
ous
l
a
and
c
s
Na szczęście zdołała się oswobodzić, ale sytuacja mogła
zakończyć się tragicznie. A on, Zach, siedziałby na górze i patrzył
bezradnie, jak bestia rozszarpuje kobietę na kawałki. Był wściekły, że
dał się porwać, a także z powodu tej papki, jaką miał w głowie, papki,
która nie pozwalała mu myśleć logicznie.
Szlag by to trafił!
Nigdy nie należał do umięśnionych twardzieli. No ale pracujący
na uniwersytecie profesor ekonomii rzadko bywa twardzielem. Chciał
jednak wierzyć, że gdyby potrafił się normalnie ruszać, to rzuciłby się
kobiecie na ratunek, nawet gdyby sam miał zostać dotkliwie
pogryziony.
Czekał, aby pojawiła się na górze. Czas wlókł się niemiłosiernie.
Wreszcie usłyszał jej kroki na korytarzu. Po chwili drzwi się
otworzyły - weszła do pokoju.
Przez kilka sekund w milczeniu świdrował ją wzrokiem.
- Nic się nie stało, to powierzchowne rany - powiedziała.
Pchnąwszy biodrem drzwi, podeszła do łóżka i położyła ręcznik
na stoliku nocnym.
Jego oczom ukazała się zawartość tobołka: gaza,maść, plastry,
buteleczka spirytusu. Maisy usiadła na brzegu łóżka i sięgnęła po
spirytus. Polała kilka kropli na kawałek gazy, po czym przygryzła
wargę. Zach pokręcił głową.
- Nie... nie rób.
77
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Muszę - rzekła. - Diabli wiedzą, jakie zarazki ma w pysku ten
bydlak. - Uśmiechnęła się, jakby chcąc dodać sobie otuchy. - Będzie
koszmarnie bolało, ale nie mam wyjścia.
Odwzajemnił jej uśmiech, po czym wyciągnął do niej dłoń.
- Dzięki - powiedziała, ściskając ją mocno. -Przyda mi się
wsparcie psychiczne.
Nie mógł jej pomóc; mógł tylko przyglądać się bezsilnie.
Przyłożyła gazę do rany i aż jęknęła z bólu. Azy popłynęły jej z oczu.
Jeszcze silniej zacisnęła rękę na dłoni mężczyzny, wbijając mu w
skórę paznokcie. Przysunąwszy się bliżej, pochylił się nad jej lewym
ramieniem i zaczął dmuchać na ranę, raz po raz, niestrudzenie.
Oddech miała szybki, urywany.
- Dzięki - szepnęła. - Chryste, jak to boli. Wreszcie puściła jego
rękę. Na czysty opatrunek
z gazy wycisnęła maść z antybiotykiem, następnie przyłożyła
gazę do rany i zaczęła odrywać kawałki plastra. Poradziła sobie
całkiem niezle.
- Wiesz... Podniosła wzrok. - W końcu nie sprawdziłam
samochodu. Natomiast Bob dał mi wyraznie do zrozumienia, że w
nocy pies spuszczany jest z uwięzi. Patroluje teren.
Zach potrząsnął głową.
- Nie... wydo... wydosta...
- Nie wydostaniemy się? Też mi to przemknęło przez głowę. Ale
kiedy zagroziłam Bobowi, że jeśli nie zamknie bydlaka w stodole, to
78
Anula
ous
l
a
and
c
s
wyjadę, nawet nie zaprotestował. Powiedział, że zrobi, co tylko
zechcę. Nie wydaje mi się, żeby kłamał.
Zach potrząsnął energicznie głową.
- Wiem, wiem, nie ufasz mu. No cóż, tak czy inaczej zamierzam
przewiezć cię do szpitala. Jeszcze dziś.
- On... nie... nie... Uniosła rękę.
- Uważasz, że nie pozwoli nam wyjechać? Chyba się mylisz,
Zach. Nie sądzę, aby robił nam trudności. Ale pewne środki
ostrożności nie zaszkodzą. Jak tylko Bob wyjdzie z domu, zadzwonię
do moich przyjaciół i powiem im, co się dzieje. I poproszę, żeby
zawiadomili policję, jeśli do rana się z nimi nie skontaktujemy.
Zacisnął powieki na znak zgody, ale w głębi duszy wątpił, by
Maisy miała okazję skorzystać z telefonu. Bob nie jest idiotą. Gdyby
tak było, Zach już dawno by stąd uciekł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates