[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczynając od kwitnących czerwono. Przesuwałam się rząd za rzędem.
Szesnaście, od jasnej czerwieni do głębokiej purpury. Usta Granta przesunęły
się do mojego ucha, otwarte i wilgotne. Dwadzieścia dwa krzewy różowych
róż, jeśli liczyć razem z koralowymi. Grant zaczął poruszać się szybciej, jego
własna przyjemność wyparła delikatność i zamknęłam z bólu oczy. Pod powie-
kami zobaczyłam białe róże. Niezliczone białe róże. Wstrzymałam oddech, aż
Grant zsunął się ze mnie.
Gdy odwróciłam się w stronę okna, przytulił się do moich pleców, tak że
czułam jego bijące serce.
Liczyłam białe róże. Trzydzieści siedem, więcej niż w jakimkolwiek
innym kolorze.
Wzięłam głęboki oddech, a moje płuca wypełniło rozczarowanie.
16.
Przez trzy szalone dni zostawiałyśmy Catherine wiadomości: aloes, żal,
przyczepiony do jej kuchennego okna; krwawoczerwone bratki, pomyśl o
mnie, w małym słoiczku na ganku; konar cyprysu, żałoba, wetknięty między
metalowe pręty bramy.
Jednak Catherine w żaden sposób nie okazała, że dostała wiadomości, nie
dała również Elizabeth nic w odpowiedzi.
17.
Moje ubrania i buty stopniowo migrowały do domu Granta, potem przyszła
kolej na brązowy koc i niebieskie pudełko. To wszystko, co posiadałam. Cały
czas regularnie płaciłam Natalii czynsz i czasami po pracy przychodziłam,
żeby odpocząć na puszystym dywanie.
Skończyłam pracę nad słownikiem. Fotografia rysunku Catherine zamknęła
zestaw kwiatów i mo-głam odłożyć książkę Elizabeth, żeby zbierała kurz na
zapomnianej górnej półce. Niebieskie i pomarańczowe pudełka stały obok
siebie na środkowej półce. Karty Granta były ułożone alfabetycznie według
kwiatów, moje według znaczeń. Dwa, trzy razy w tygodniu któreś z nas
przynosiło na stół kwiaty albo kła-dło jakąś gałązkę na poduszce drugiego, ale
rzadko zaglądaliśmy do słownika. Oboje zapamiętaliśmy każdą z kart i nie
sprzeczaliśmy się już o definicje, jak na początku znajomości.
Właściwie to o nic się nie sprzeczaliśmy. Moje życie z Grantem było ciche
i spokojne i mogłabym je pokochać, gdyby nie wszechogarniająca pewność, że
wszystko to wkrótce dobiegnie końca. Rytm naszego wspólnego życia
przypominał mi miesiące przed rozprawą adopcyjną, kiedy unikałyśmy z
Elizabeth kłótni, odliczałyśmy dni w kalendarzu i cieszyłyśmy się swoją
obecnością. Tamto lato było wyjątkowo upalne, zupełnie takie jak to.
Pozbawiona klimatyzacji wieża ciśnień wypełniała się gorącym powietrzem
niczym wodą, tak że kładliśmy się wieczorami bezpośrednio na podłodze,
żeby zaznać trochę chłodu. Wilgotne powietrze wisiało między nami jak
niewypowiedziana prawda, którą już kilka razy chciałam mu wyjawić.
Ale nie mogłam się na to zdobyć. Grant mnie kochał. Jego miłość była
cicha i niezmienna, a jego wyznania sprawiały mi przyjemność, ale i
pogłębiały poczucie winy. Nie zasługiwałam na jego miłość.
Byłam absolutnie przekonana, że gdyby znał prawdę, znienawidziłby mnie.
Moje uczucie do niego tylko pogarszało sprawę. Stawaliśmy się coraz bliżsi,
całowaliśmy się na powitanie i pożegnanie, nawet zaczęliśmy spać obok
siebie. Dotykał moich włosów, policzków, piersi przy stole i na wszystkich
piętrach wieży.
Kochaliśmy się często i nawet nauczyłam się czerpać z tego przyjemność.
Ale tuż po, gdy leżeliśmy nadzy koło siebie, na jego twarzy widać było
absolutne spełnienie, którego mnie brakowało. Czułam, że moje prawdziwe,
nic niewarte ja wymyka się z jego uścisku, ukrywa przed jego spojrzeniem.
Moje uczucia do Granta też leżały gdzieś głęboko ukryte; wyobrażałam sobie,
że moje serce otoczone jest twardą, gładką jak łupina orzecha laskowego,
nieprzeniknioną skorupą.
Wydawało mi się, że Grant nie dostrzega mojego zdystansowania. Nawet
jeśli chwilami zauważał, że moje serce jest nieuchwytne, nigdy o tym nie
wspomniał. %7łyliśmy według stałego rytmu. W dni po-wszednie nasze ścieżki
krzyżowały się jedynie na godzinę wieczorem. Spędzaliśmy ze sobą niemal
całe soboty rano wyjeżdżaliśmy razem do pracy, a po południu szliśmy na
obiad, na spacer lub podziwialiśmy latawce na przystani. Niedziele
spędzaliśmy oddzielnie. Nigdy nie towarzyszyłam Grantowi na miej-scowym
targu, a kiedy wracał, nie było mnie w domu. Chodziłam na lunch do
restauracji nad zatoką lub samotnie spacerowałam po moście.
Zawsze natomiast wracałam do domu na niedzielne kolacje, żeby
skosztować wykwintnych i nowa-torskich dań Granta. Całe popołudnia
spędzał na gotowaniu, a gdy wchodziłam do kuchni, na stole czekały już
przystawki, żebym nie dręczyła go ciągłymi pytaniami o danie główne, które
często podawał dopiero po dziewiątej.
Tego lata Grant zrezygnował z pomocy książek kucharskich, które włożył
pod kanapę na pierwszym piętrze, i sam wymyślał posiłki. Twierdził, że czuje
mniejszą presję, gdy nie musi porównywać swojego dzieła z fotografią w
książce. Poza tym z pewnością wiedział, że jego potrawy były o wiele lepsze
niż cokolwiek, co mógłby znalezć w książce, lepsze niż wszystko, co jadłam,
odkąd opuściłam Elizabeth.
W drugą niedzielę lipca wracałam do domu z długiego spaceru po Ocean
Beach. Bolał mnie żołądek z głodu i zdenerwowania. Przeszłam koło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates