[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie gardła.
- Chodz. - Matka robiła dla niej miejsce przy stole naprzeciwko niego, pomiędzy
Yiannisem i małym dzieckiem w wysokim stołeczku. - Siadaj. Mamy świeży jogurt, jaj-
ka, szynkę. Martha robi francuskie tosty. Lubisz?
- Uwielbiam - odpowiedziała i jak zawsze zaoferowała pomoc.
Chwilę potem jedną ręką jadła jogurt, a drugą karmiła dziecko, jednocześnie roz-
mawiając z Tallie. Co chwila obrzucała spojrzeniem Demetriosa. Obserwował ją mimo-
wolnie. Kiedy chodziło o nią, był słaby. Nie mógł nic na to poradzić. Widok kobiety,
którą kochał - tak, kochał - szczęśliwej wśród jego rodziny, to była scena, o której zaw-
sze marzył. Chciał zaangażować do tej roli Lissę, ale bardzo szybko się przekonał, że to
był błąd. Z bólem obserwował, jak Anny wzięła serwetkę i wytarła niemowlęciu buzię, a
po chwili dała mu jeszcze jedną łyżkę płatków.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i Edward wpadł do pokoju.
- Tatusiu, jedzie tutaj limuzyna! - Nick i Garrett wrzeszczeli przy jego nodze.
Theo, Yiannis, Lukas i Socrates podeszli szybko do schodów, żeby popatrzeć. Tylko
Demetrios się nie ruszył. Anny zastygła. Matka zatrzymała się, kładąc na talerzu jajka.
- Limuzyna? Po ciebie, Demetriosie? Już teraz?
Potrząsnął głową.
- To nie po mnie. - Ale wiedział po kogo. - Przyjechała po Anny.
Od pierwszego słowa Edwarda wiedziała, co to za limuzyna. To koniec, pomyślała.
Bajka się skończyła. Zdjęcia dotarły do pałacu.
Chociaż jednocześnie nie chciała w to wierzyć. Przecież była księżniczką. A księż-
niczkom należą się dobre zakończenia. Poza tym Demetrios ją kochał. To wiedziała. Uj-
rzała to w jego oczach, kiedy na nią patrzył.
Teraz patrzyła na niego z nieśmiałym uśmiechem, modląc się, by odwzajemnił ten
uśmiech. %7łeby dorósł do swoich uczuć i zaakceptował je. Pokochał ją. Oczywiście, to
wymagało wyjaśnień. Trzeba było powiedzieć rodzinie. Dotknęła słodkiej buzi niemow-
laka, upewniając się, że jest czysta, potem przywołała na twarz swój oficjalny uśmiech.
R
L
T
- Anny nie jest taką sobie zwyczajną Anny, mamo. To Jej Królewska Wysokość
księżniczka Adriana z Mont Chamion.
Przez chwilę Malena Savas patrzyła na swojego średniego syna, nie rozumiejąc.
Kiedy to do niej dotarło, wytarła ręce w ręcznik i powiedziała głośno:
- Tallie, biegnij po ojca. I poproś, żeby włożył koszulę.
Anny chciała powiedzieć, że to nie ma żadnego znaczenia. Nic nie miało znaczenia
poza nią i Demetriosem. Spojrzała na niego. Wyprostował się niezauważalnie.
- Otworzę.
Jej ojciec nie wysłał po nią kierowcy. Ani swego ministra. Kiedy Demetrios wrócił
po chwili, otwierając drzwi i puszczając przybyłego przodem, Anny przekonała się, że
ojciec przyjechał osobiście.
Stanął po prostu w drzwiach. Mężczyzna średniego wzrostu i średniej budowy. Ale
od razu było po nim widać królewski majestat. Sposób, w jaki nosił głowę, zdradzał po-
kolenia królewskiego wychowania. To on miał władzę i nikt nie miał co do tego wątpli-
wości. Ale w jego oczach widziała troskę. Nowe zmarszczki rozorały mu twarz. Na jej
widok rysy mu złagodniały.
- Adriano.
- Papo. - Głos jej się na chwilę załamał w nagłym poczuciu winy za te zmarszczki i
tę troskę. - Nie musiałeś jechać tak daleko.
- Jesteś moją córką. Widziałem zdjęcia. Wiedziałem, z kim jesteś i dokąd się uda-
jesz. Musiałem przyjechać. - Wyciągnął do niej rękę.
Anny zrobiła kilka kroków. Ucałowała ojca. Cofnęła się, ale nie pozwolił jej odejść
zbyt daleko. Trzymał ją na wyciągnięcie ręki i patrzył długo w oczy, szukając, badając.
Znalazła wzrokiem Demetriosa. Stał obok z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Wskazała go ręką.
- Papo, to jest Demetrios - powiedziała.
Zrobił krok do przodu, ale nie poszedł i nie wziął jej za rękę. Ukłonił się.
- Wasza Wysokość.
- Tak, poznaliśmy się, kiedy otworzył mi drzwi. - Ojciec utkwił wzrok w Deme-
triosie, patrząc na niego tak samo badawczo.
R
L
T
Teraz, pomyślała, powiedz to teraz. %7łe mnie kochasz. Powiedz mu. Ale Demetrios
milczał.
Anny przystąpiła do czynienia honorów domu. Madame byłaby z niej dumna.
- Ojcze, poznaj, proszę rodzinę Demetriosa. - Przedstawiła ich wszystkich po kolei.
Malena poczęstowała go kawą i herbatnikami, Socrates zapytał o lot. Garrett, Nick
i Edward podskakiwali w górę i w dół, i w górę i w końcu chcieli Wiedzieć, czy kierow-
ca limuzyny pozwoli im wejść do środka. Tylko Demetrios nie powiedział ani słowa.
Jej ojciec wypił kawę i zjadł dwa herbatniki. Wysłuchał uprzejmie opowieści Anny
o ich podróży i wciągnął Theo w rozmowę o łodziach. Demetrios nadal milczał.
Jej ojciec rozmawiał z Socratesem o odrzutowcach, z Eliasem o budowaniu łodzi,
wspaniałomyślnie pozwolił chłopcom obejrzeć limuzynę i wydawał się ubawiony, że
także Lukas i Yiannis zeszli po schodach razem z chłopcami. Patrzył na Demetriosa. A
ten nadal się nie odezwał. Był w tym samym pokoju, ale wydawał się nieobecny. W koń-
cu jej ojciec podziękował za drugą filiżankę kawy i wstał. Natychmiast wszyscy inni po-
wstali.
- Pozbieraj swoje rzeczy, moja droga. Musimy już jechać.
Wstrzymała oddech, zaklinając się na wszystkie gwiazdy wszechświata, kiedy pa-
trzyła na mężczyznę swoich marzeń.
- Zajmę się bagażem - odezwał się Demetrios.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Nie mógł stać tam i patrzeć, jak ona odjeżdża. Zabrał bagaże z jej pokoju i zaniósł
na dół do samochodu. Widział, jak tłum jego krewnych podąża za Anny i jej ojcem, od-
prowadzając ich do limuzyny. On nie mógł się na to zdobyć. Z oddali patrzył, jak Anny
obejmuje jego rodziców, siostrę, braci, wszystkie dzieci. Potem rozejrzała się wokoło.
Szukając jego? Oczywiście, przecież go kochała. Tak jak on kochał ją.
Szofer pomógł jej wsiąść, ojciec usiadł koło niej. Limuzyna ruszyła. Miała przy-
ciemnione szyby i nie mógł teraz zobaczyć Anny. Nie musiał jej jednak widzieć, żeby
wiedzieć, jak wygląda. Jej obraz miał pod powiekami, kiedy zamykał oczy. Była w jego
snach, kiedy spał. Była w każdej cząstce jego ciała. Powiedziała mu, że ją kocha, i to by-
ła prawda. Ale co mógł zaoferować kobiecie takiej jak ona? Nic poza tymi dwoma ostat-
nimi tygodniami, kiedy mogła być sobą. Bez oczekiwań, jakie miały wobec niej jej kraj i
pozycja. %7łeby mogła się przekonać, czego chciała i kim była. On wiedział, kim był. I
wiedział, że Anny nie potrzebuje takiego mężczyzny. Miał ze sobą zbyt duży bagaż, zbyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates