[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kochała go.
Niewymownie bolesne pragnienie napełniło go uczuciami tak
głębokimi, że musiał wypuścić jej dłoń, by Sloan nie zorientowała się, że
cały drży.
Boże, co się z nią dzieje? To nie jest to, czego potrzeba jej do
szczęścia. On nie jest odpowiednim facetem. Ani przez chwilę nie myślał o
miłości. Pragnął trzymać ją w ramionach, posiąść jej piękne ciało, ale nie
serce.
A ona go pokochała.
Najgorsze zrządzenie losu, jakie go kiedykolwiek dotknęło. Właśnie
teraz, gdy najbardziej jej potrzebuje, kiedy tak bardzo pragnie zatracić się w
jej słodkich ustach, w cudownych kształtach jej ciała, czerpać siłę z jej
oddania, jęków rozkoszy - nie wolno mu ryzykować... Właśnie teraz, kiedy
ma wymówkę, żeby wziąć to, co chętnie by mu ofiarowała, ona zmienia
reguły gry.
Miał ochotę wyć z wściekłości. Wykrzyczeć jej prosto w oczy, że nie
ma ani szczypty rozumu w głowie. Wyobraża sobie, że może kochać takiego
hulakę jak on? Właśnie ona - kobieta, której udało się przemycić do głowy
samolubnego włóczęgi słowa na zawsze", choć nie miał najmniejszego
pojęcia, co one znaczą - patrzy na niego w ten sposób...
Nagle coś w nim pękło. Jeszcze nigdy nie czuł się takim egoistą. D. B.
walczy ze śmiercią, Sloan popełnia największy błąd swego życia, a on, jak
zawsze, myśli tylko o sobie.
88
RS
Nie potrafił sobie z tym poradzić. Odwrócił wzrok, pchnął ramieniem
drzwi i wyskoczył z samochodu. Uciekł od Sloan, żeby nie zobaczyć
zdumienia w jej oczach. Nie chciał myśleć o tym, że mógłby w jej ramio-
nach zapomnieć o całym świecie, rozkoszować się jej miłością i...
skomplikować wszystko jeszcze bardziej.
- Dobrze się czujesz?
Jej pełne niepokoju pytanie zatrzymało go w miejscu. Cholera, może
Sloan uzna go za gbura, ale nie wolno mu się odwrócić. Nie miał odwagi
tego zrobić.
- Prześpij się trochę, Country - powiedział zmęczonym głosem.
I odszedł. Wmawiając sobie, że postępuje uczciwie, tak jak nakazuje
mu honor... ale najchętniej trzasnąłby pięścią w najbliższą betonową ścianę.
Sloan skończyła suszyć włosy po krótkim, gorącym prysznicu, gdy
usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi.
Zerknęła na zegarek. Od rozstania z Jesse'em minęło raptem
dwadzieścia minut. Była pewna, że to on.
Z drżącym sercem otworzyła drzwi.
Stał oparty bezwładnie o framugę, blady z wycieńczenia i
zrezygnowany. W rozpiętej koszuli, bez kapelusza, z mokrymi włosami i nie
ogoloną twarzą wydawał się jeszcze bardziej bezradny. Nogawki dżinsów
załamywały się na jego bosych stopach.
Wyglądał żałośnie. A kiedy podniósł wzrok i Sloan wyczytała w jego
oczach, że zaraz będzie ją przepraszać za brak silnej woli, poczuła, że kocha
go jeszcze bardziej.
- Powiedz, żebym wracał do siebie - poprosił smętnie. Bez cienia
wahania wyciągnęła dłoń.
89
RS
Jesse ciężko westchnął, oparł głowę o framugę i opuścił powieki.
- Powiedz, że jestem cholernym samolubnym łobuzem, który powinien
zachować się wreszcie jak mężczyzna, zostawić cię w spokoju i samemu dać
sobie radę.
- Jesse - szepnęła. - Jest zimno. Wejdz do środka.
- Country, jestem ostatnim facetem, którego powinnaś wpuścić do
domu. - Przeniósł wzrok z jej twarzy na wyciągniętą dłoń.
- Sama podejmuję decyzje, Jesse. A ty masz o sobie zbyt wielkie
mniemanie.
Kiedy z wojowniczą miną stanął na środku pokoju, podeszła i ścisnęła
kurczowo jego dłonie.
- Nie jestem ze szkła, Jesse. Nie rozsypię się na kawałki, gdy
zatrzaśniesz za sobą drzwi.
- A zrobię to na pewno - przestrzegł ją tak szybko i gorliwie, że Sloan
mu nie uwierzyła. - Odejdę. Odejdę, zanim się obejrzysz. Nie zasługujesz na
to.
Spojrzała spokojnie w jego ponure oczy.
- Pozwolisz, że sama zadecyduję, z kim powinnam się zadawać i na co
zasługuję? - szepnęła łagodnie. - Nie pocałujesz mnie?
Serce mu zamarło, a potem zaczęło bić jak szalone i nie chciało się
uspokoić.
- Pocałuj mnie, Jesse. - mruknęła, wsuwając palce w jego włosy. -
Pocałuj mnie tak jak wtedy nad rzeką.
Ostatni raz spróbował coś powiedzieć. Próbował postąpić właściwie.
90
RS
Ale gdy przykryła mu dłonią usta, zrozumiał, że nie potrafi odmówić
kobiecie, która właśnie zaprosiła go do łóżka. I nie było w tym niczego
niewłaściwego.
Przestał myśleć i nie próbował już okiełznać swojego pragnienia.
Wszystkie harde obietnice, które sobie składał, rozpłynęły się w niebiańskiej
obietnicy, jaką ofiarowało mu jej ciało.
Aksamitne, uwodzicielskie, sprężyste. Wiedział, że Sloan taka będzie.
Wiedział, że znajdzie w jej ramionach ukojenie. Wpatrywał się w jej oczy,
w jej twarz ukrytą w półcieniu, i miał wrażenie, że śni.
Jej włosy były wciąż wilgotne. Chwycił czarny gęsty kosmyk,
zanurzył głowę w ciężkiej, jedwabistej fali i głęboko wciągnął powietrze.
- Róże - wymruczał. - Pachniesz jak dzikie róże. Odsunął włosy za
ramię, potem przesunął dłonią po jej policzku.
- Czuję pod palcami ich płatki - wyszeptał, dotykając jej brody i
delikatnej szyi. - Od pierwszego pocałunku marzyłem o tych różach... -
Muskał pocałunkami jej twarz, pieszcząc oddechem, całując bez pośpiechu
delikatną skórę. - Chciałem tylko tych róż - oznajmił drżącym szeptem,
kiedy w końcu dotarł do ust Sloan.
Poznał mnóstwo kobiet, ale nigdy dotąd nie odczuwał takiej rozkoszy.
Całował Sloan gwałtownie, zachłannie, nie dając jej wytchnienia i żądając
coraz więcej - aż zaczęła pojękiwać żałośnie, a jej usta stały się tak
namiętne, jak tego pragnął.
Był u kresu wytrzymałości. Koniec z udręką pożądania i koniec z
poczuciem winy. Przekroczył granicę, kiedy tu przyszedł, więc teraz wezmie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates