[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znów pojawił się wyraz zatroskania. - Hej, wszystko
w porzÄ…dku?
- Tak. - Położyła rękę na klamce, zamierzając
otworzyć drzwi. - Eb, czy zawsze tak jest?
Zmarszczył czoło.
- O co pytasz?
- O przemoc. Czy zawsze przyprawia o mdłości?
- Mnie tak - odparł. - Pamiętam każdy incy
dent... - Spojrzenie miał odległe, jakby odpłynął
myślami w przeszłość. - No dobra, leć do domu.
WpadnÄ™ po ciebie w czwartek, a potem jeszcze
w sobotę. Poćwiczymy u mnie na ranczu.
- Tylko co to da? - spytała z autoironią.
- Nie mów tak- skarcił ją. - Przecież broniłaś się,
ale ich było dwóch. A ty jedna. Nie mogłaś wygrać, to
żaden wstyd.
- Tak myślisz? - Uśmiechnęła się.
84 PORA NA MItOZ
- Nie myślę. Wiem. - Pogładził jej upięte w kok,
potargane włosy. - Tamtego wiosennego popołudnia
przed laty włosy opadały ci swobodnie na ramiona
- szepnął. - Pamiętam, jak muskały mnie po skórze,
pamiętam ich miękkość i kwiatowy zapach...
Zalała ją fala wspomnień. Oboje byli rozebrani do
pasa. Przez moment podziwiała jego twarde, wspa
niale umięśnione ciało, potem on ją przytulił i zaczął
całować...
- Czasem nadarza siÄ™ druga szansa - szepnÄ…Å‚.
- NaprawdÄ™?
Opuszkiem palca delikatnie potarł jej wargę.
- Staraj się nie myśleć o tym, co się dziś stało,
Sally - rzekł. - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię
skrzywdził.
Jego słowa przepełniły ją radością. Chciała mu
powiedzieć to samo, ale po tym, jak się dziś spisała,
zabrzmiałoby to niepoważnie.
Chyba czytał w jej myślach, bo nagle parsknął
śmiechem.
- Głowa do góry, dopiero rozpoczęłaś lekcje. Ale
zobaczysz, kiedy zakończymy trening, nawet naj
większe zbiry będą zwiewać przed tobą w popłochu.
- Takim jesteÅ› dobrym nauczycielem?
- Jestem świetnym nauczycielem, i to nie tylko
samoobrony - dodał z humorem. - No, wysiadka.
- Dobrze, już idę. - Nagle przypomniała sobie
o koszuli, którą jej pożyczył. - Kiedyś ci ją oddam...
- Nie musisz. Aadnie ci w niej - powiedział. - Któ
regoś dnia możesz poprzymierzać inne moje stroje.
Diana Palmer 85
Roześmiawszy się wesoło, otworzyła drzwi. Po
chwili jednak spoważniała.
- Eb, czy koniecznie muszę złożyć wizytę w biu
rze szeryfa?
- Nie denerwuj siÄ™. OdbiorÄ™ ciÄ™ po szkole i razem
pojedziemy. To miły facet. - Na moment zamilkł.
-Nie możemy pachołkom Lopeza puścić tego płazem.
Na dzwięk nazwiska narkotykowego bossa prze
szły ją ciarki.
- A Lopez nie będzie się mścił, jeśli złożę ze
znania przeciwko jego ludziom?
- Lopeza zostaw mnie. - Oczy Eba lśniły gniew
nie. - Każdy, kto tylko spojrzy na ciebie krzywo,
będzie miał ze mną do czynienia.
Serce zabiło jej mocniej. Była nowoczesną kobie
tą, ceniła swoją niezależność, więc słowa Eba nie
powinny były sprawić jej przyjemności. Ale sprawi
ły. Ebenezer należał do mężczyzn, którzy w kobiecie
szukają partnerki. W wieku siedemnastu lat była dla
niego zbyt młoda i naiwna. Teraz to się zmieniło;
miała własne zdanie i potrafiła go bronić.
- Co? Zastanawiasz siÄ™, czy wypada, aby w kwes
tii bezpieczeństwa nowoczesna kobieta polegała na
mężczyznie? - spytał z lekką ironią w głosie.
- Sam mówiłeś, że nikt nie jest niezwyciężony
- wytknęła mu. - A co do twojego pytania, to nie, nie
zastanawiam siÄ™.
Dzięki niemu czuła się silna, pewna siebie, rados
na. %7łycie znów nabrało barw. Poza tym dawno nie
śmiała się tyle, co w towarzystwie Eba. Dziwne,
PORA NA MIAOZ
86
pomyślała, że człowiek, który lata spędził jako na
jemnik i walkę miał niemal we krwi, potrafił jedno
cześnie być taki dobry, troskliwy, wrażliwy.
- Wszystko w porzÄ…dku?
Skinęła głową.
- Tak. - Obejrzawszy się przez ramię, wzdrygnęła
się. - Nie będą mnie szukać?
- Ci, z którymi się rozprawiłem? Mała szansa
- mruknął. - Swoją drogą, mieli niesamowite szczęś
cie - dodał z posępną miną. - Dziesięć lat temu nie
obszedłbym się z nimi tak łagodnie.
Aagodnie? Uniesieniem brwi wyraziła zdziwienie.
- Byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem
- rzekł cicho. - Wiodłem życie nieustabilizowane,
pełne przemocy. Wciąż tkwi we mnie dawny Ebene-
zer, ale nie obawiaj siÄ™: nigdy ciÄ™ nie skrzywdzÄ™.
- Zadumał się. - Zmiana odbywa się stopniowo.
Człowiek nie staje się barankiem z dnia na dzień.
- Mam wrażenie, że usiłujesz mi coś powiedzieć.
- Owszem. - Nie spuszczał z niej wzroku. - Pró
bujÄ™ ciÄ™ ostrzec.
- Przed czym?
- Przed sobą. Ostatnim razem zdołałem się po
wstrzymać. Następnym za siebie nie ręczę.
Nie do końca śledziła tok jego myśli.
- Chodzi ci o tych zbirów? %7łe następnym razem...
- Nie - zaoponował. - Chodzi mi o ciebie. Pragnę
cię. - Wygiął usta w uśmiechu. - Dobranoc, Sally.
Dom znajduje siÄ™ pod obserwacjÄ…. Ty, Jess i Stevie
jesteście bezpieczni.
Diana Palmer 87
Otuliła się ciaśniej jego koszulą.
- Dzięki, Eb.
Wzruszył ramionami.
- Drobiazg. Zpij dobrze.
- Ty też.
Patrzył, jak Sally wbiega na ganek, naciska klamkę
i znika w środku. Po chwili z domu wyłonił się Dallas.
Wsiadłszy do pikapa, zatrzasnął za sobą drzwi.
- Co się stało? - spytał, odkładając na bok laskę.
- Nie wiem, czy to był zbieg okoliczności, czy
czyjeś świadome działanie, ale złapała gumę przed
domem wynajętym przez ludzi Lopeza, którzy na
tychmiast ją otoczyli. Opona była wprawdzie łysa,
ale spokojnie dałoby się na niej przejechać jeszcze
kilkaset kilometrów.
- Sally sprawiała wrażenie przybitej.
- Dranie jÄ… zaatakowali. Gdybym siÄ™ w porÄ™ nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates