[ Pobierz całość w formacie PDF ]
morza, ale nie przeszkadzało jej to. Przeciwnie, wystawiała twarz na silne
podmuchy, jakby chciała obudzić się z jakiegoś mrocznego, męczącego snu. Za
dużo wydarzyło się w tak krótkim czasie.
Uszła zaledwie kilka kroków, gdy nagle dostrzegła Ewana. Wstał z
kamiennego murku i podał jej płaszcz, który zostawiła, śpiesząc na wezwanie.
- Chciałem ci tylko oddać zgubę - oznajmił z uśmiechem, który wydawał
się obcy.
- Mogłeś to zostawić na ganku przed moim domem albo podrzucić do
szpitala - odparła drżącym głosem.
Podszedł do niej i wziął ją za ręce.
- Wiesz, że nie mogliśmy... - powiedział poważnym tonem. - Zanim
nastałby świt, wyspiarze wyprawiliby nam wesele.
- To grozba gorsza niż śmierć - szepnęła, bezskutecznie próbując wyrwać
ręce z jego uścisku.
- Beth, kochanie...
- Nie jestem twoim kochaniem - przerwała mu pośpiesznie, odwracając
twarz. - Nie nazywaj mnie tak.
- Beth...
- Puść mnie - szepnęła. - Proszę, Ewan. Zacieśnił palce.
- Ty płaczesz - zauważył przerażony.
- Nieprawda - zaprzeczyła gwałtownie, wyrywając rękę i ocierając nią
płynące po policzkach łzy.
- 82 -
S
R
- Może sobie ubzdurałaś, że mnie kochasz? Czy to dlatego...
- Skądże znowu - wykrztusiła. - Kocham się z kim popadnie. Nie
słyszałeś, że jestem wyspiarską dziwką?
- Tubylcy mówią, że nie miałaś chłopaka, odkąd tu przyjechałaś.
- No widzisz... nikt mnie nie chce. - Odsunęła się od niego. - Zresztą
guzik ich to obchodzi. Ciebie też. Ewan, puść mnie...
- Pocałowałaś mnie. Czy zrobiłaś to tylko z litości? - prosił niemal o
potwierdzenie tego przypuszczenia.
- A czy może być jakiekolwiek inne wytłumaczenie? - rzuciła z
wyrzutem, wyrywając się wreszcie. - %7łal mi cię, bo jesteś jeszcze bardziej
samotny niż ja i o wiele bardziej zgorzkniały. Ja też czułam się osamotniona, a
ty jeszcze pogłębiłeś to uczucie - roześmiała się sztucznie. - Jak więc możesz
nazwać moje uczucie miłością? Sam twierdzisz, że ona nie istnieje, a przecież ty
masz większe doświadczenie. Czy mogłabym cię kochać? Nie chcesz mnie,
prawda? Pocałowałeś mnie, bo próbowałeś zapomnieć o przeszłości.
Wykorzystałeś mnie.
Milczenie przeciągało się w nieskończoność. W oddali morze z hukiem
wdzierało się w ląd, jakiś ptak świergotał żałośnie. Beth stała bez ruchu -
niedostępna, wyniosła.
- Chyba masz rację - odezwał się wreszcie, delikatnie dotykając jej
policzka. - Postąpiłem jak ostatni drań, dopuszczając do tego, co się stało. Bóg
mi świadkiem, że nie chcę nikogo skrzywdzić, a już najmniej ciebie. Nie
możesz mnie kochać, Beth. Ja... nie mam już w sobie miłości, którą mógłbym
kogoś obdarzyć.
- Czy nadal zależy ci na twojej żonie? - zapytała i to pytanie zawisło
między nimi niczym złowieszcza tarcza.
- Nie - zaprzeczył stanowczo. - Nie kocham Celii. Już ci to mówiłem.
- 83 -
S
R
Skinęła głową, łzy wciąż spływały jej po twarzy. Spojrzała na Ewana z
bólem serca. Wzięła jego zmarznięte ręce w swoje dłonie, wspięła się na palcach
i delikatnie pocałowała go w usta.
- Przykro mi, Ewan - szepnęła. - Tak mi przykro. Chwyciła płaszcz i
pobiegła do samochodu.
Nie widziała go przez następne trzy dni. Może to nawet lepiej, tłumaczyła
sobie, bo jej pozorne opanowanie mogło się w każdej chwili skończyć.
Zachowujesz się jak postrzelona nastolatka, myślała, ale robienie sobie
wyrzutów nie pomagało. Gdybym tylko nie pozwoliła się dotknąć, jęczała po
raz nie wiadomo który, gdybym nie doznała tego uczucia... Przeczuwałam tę
rozkosz, zanim mnie pocałował, pomyślała. Wiedziałam, co mnie czeka, kiedy
zobaczyłam go po raz pierwszy, zanim wyznał powód dziwnej oschłości.
- Mężczyzni - syknęła z furią, stawiając czajnik na piecu - sprawiają
więcej kłopotów, niż są warci!
Pod koniec dnia odbyła rozmowę z Johnem Bource, który nie okazał
najmniejszej skruchy z powodu wyrządzonej szkody. Na samo wspomnienie
tego człowieka aż kipiała ze złości. Miejscowy rybak wybierał się na ląd, żeby
sprzedać langusty, złowione przed pogorszeniem się pogody, i zgodził się
przewiezć troje pasażerów do Melbourne. John oświadczył, że nazajutrz rano
zabiera żonę i dziecko ze szpitala.
- To niemożliwe - kategorycznie sprzeciwiała się Beth. - Czy zdaje pan
sobie sprawę, że Pete Inne cieszy się sławą najmniej odpowiedzialnego
człowieka w okolicy? Podejmuje ryzyko w sytuacjach, które inni rybacy uznają
za śmiertelnie niebezpieczne. Nikt oprócz niego nie wypłynąłby łodzią w taką
pogodę.
- Właśnie dlatego z nim płyniemy - stwierdził John, rozkładając ręce. -
Gdyby był jakikolwiek inny sposób wydostania się z tej zapadłej dziury,
skorzystałbym z niego. Nie ma samolotów czarterowych ani statków, a każdy
- 84 -
S
R
dzień bez pracy to ogromna strata. Zamierzaliśmy spędzić w domku
letniskowym kilka dni, a nie dwa tygodnie!
- A pan woli narażać życie rodziny niż tracić pieniądze?
Odwrócił głowę, nie mogąc znieść jej zimnego spojrzenia.
- Nie ma żadnego ryzyka. Inne mówił, że...
- Pete powie panu wszystko, czego pan sobie tylko zażyczy, jeśli kryje się
za tym zarobek - ucięła. - Jesteście ulepieni z tej samej gliny. Z pewnością żąda
bardzo wygórowanej zapłaty.
- Ma prawo żądać wiele - powiedział Bource.
- Oczywiście zrobi pan, co pan zechce - mówiła przez zaciśnięte zęby. -
Nie powstrzymam pana, ale powtórzę Robyn to, co powiem teraz: jest pan
cholernym głupcem. Mieliście niewiarygodne szczęście, ale z tego doświadcze-
nia nie wyciągnął pan żadnych wniosków. Zaczynam myśleć, że
wyświadczyłabym tym dwojgu prawdziwą przysługę, gdybym ich uratowała, a
potem przecięła linę!
Pózniej sama nie mogła uwierzyć, że go tak potraktowała. Zmieniła się.
Dawniej nie pozwoliłaby sobie na pouczanie innych, jednak cierpienia Robyn
nie mogła lekceważyć.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy. Zerknęła na zegar ścienny. Była
ósma. Mało prawdopodobne, żeby przyszedł któryś z pacjentów, chyba że
potrzebował jej ktoś, kto nie ma telefonu.
W progu stanął Micky Edgar niecierpliwie Przestępując z nogi na nogę.
- Pani doktor, proszę przyjść, szybko! Doktor Thomas chce wypuścić
pingwina, którego pani przyniosła i mówi, że możemy popatrzeć.
Chłopiec był ubrany w brudne spodnie i sweter, pod którym miał
wybrzuszenie. Wypukłość wyraznie się poruszała.
- Czy to Buster? - spytała Beth z uśmiechem.
- Jasne - odparł uradowany.
- 85 -
S
R
Podciągnął sweter i jej oczom ukazał się, machający na powitanie ogonem
psiak. Kręcił się, chcąc zeskoczyć na ziemię.
- Nie mogę cię puścić - powiedział Micky poważnie, zerkając
porozumiewawczo na Beth. - Mógłbyś sobie porozrywać szwy, albo zabrudzić
opatrunek, a wtedy wdałaby się infekcja - usprawiedliwiał się.
- Nie sądzisz, że lepiej by mu było w domu? - spytała Beth, ale on
zaprzeczył stanowczym ruchem głowy.
- Bardzo się denerwuje, kiedy mnie nie ma i ciągle podchodzi do drzwi,
wolę go więc nosić. Proszę pójść ze mną, pani doktor. Chyba chce pani
zobaczyć, jak pingwin wraca na wolność?
- Czy on na pewno już wyzdrowiał? - nie dowierzała.
- Oczywiście. Pomagałem doktorowi Thomasowi nakarmić go. Spędziłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates