[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szukających słuchaczy. Oliwia pomyślała, że oprócz tego typowego zestawu postaci jest tu jeszcze
jeden detektyw amator, szukający szantażysty.
Plan wydawał się dość prosty, Oliwia odnosiła się więc do niego z optymizmem. Co może być
trudnego w obserwowaniu żółtej papierowej torebki, którą Zara położyła na krawędzi ulicznej
donicy?
Donica znajdowała się jakieś dziesięć metrów od niej, po drugiej stronie ruchliwego placyku
przed niedługim ciągiem pawilonów z pamiątkami i artykułami spożywczymi.
Oliwia skuliła się na krześle i sączyła kawę, starając się nie rzucać się w oczy. Miała za zadanie
zidentyfikować człowieka, który zabierze żółtą torebkę. Rozmowa z Zarą przekonała ją, że
szantażystą musi być ktoś dobrze ciotce znany. A skoro tak, to Oliwia liczyła, że rozpozna tego
mężczyznę, a może kobietę. Przez lata zdążyła poznać większość znajomych ciotki Zary. Zresztą
nawet gdyby nie poznała szantażysty, mogła dać jego dokładny opis Zarze, a ona na pewno odgadnie,
o kogo chodzi. Gdy się już dowiemy, co to za sukinsyn, myślała dalej Oliwia, postanowimy, co dalej.
Zara bardzo żarliwie protestowała przeciwko zwróceniu się do policji, były jednak również inne
możliwości.
Front bistra minął brodaty obdartus z gitarą. Oliwia natężyła wzrok, by sprawdzić, czy
podejdzie do donicy. Gdy jednak wszedł pod markizy pawilonów, skupiła uwagę na dwóch elegancko
ubranych kobietach z wózkami. W wózkach miały śpiące dzieci i mnóstwo ciętych kwiatów. Czyżby
kamuflaż grupy szantażystów?
Trudne zadanie sobie postawiłam, pomyślała Oliwia. Na kilka sekund kobiety z wózkami
zasłoniły jej żółtą torebkę. Oliwia przechyliła się na bok, żeby nie stracić przedmiotu obserwacji z
oczu.
Nagle na jej stolik padł cień.
Ledwie zdołała stłumić krzyk zaskoczenia.
- Jasper.
- Dostałem pani list. - Jasper usiadł naprzeciwko niej i postawił na stoliku filiżankę kawy. -
Nie chciałbym usłyszeć, że przyszedłem na próżno.
Oliwia raptownie się wyprostowała.
- Co pan tutaj robi?
- To raczej pani powinna mi powiedzieć, co tutaj robi. Prawdę mówiąc, mam jeszcze kilka
spraw do załatwienia dziś po południu. Co było tak diabelnie ważne, że nie mogło poczekać do
wieczora?
Spojrzała na niego zaskoczona. Jasper nie był w dobrym humorze. Podobnie jak ja, pomyślała
ponuro.
- Zasłania mi pan widok.
- Przepraszam. - Wcale jednak nie zabrzmiało to tak, jakby było mu przykro. Upił łyk kawy.
Nad krawędzią filiżanki widać było jego oczy, wyrażające zniecierpliwienie. - Powinienem chyba się
zastrzec, że nie należę do spontanicznych mężczyzn. Nie lubię, gdy ktoś dla kaprysu wyciąga mnie z
ważnego spotkania.
- Niech pan mi nie wchodzi w drogę - syknęła, usiłując coś zobaczyć, mimo że szerokie
ramiona Jaspera zasłoniły jej widok.
- Co takiego? Mam nie wchodzić w drogę? - Opuścił filiżankę. - Czy ściągnęła mnie pani tutaj
tylko po to, żeby mi grozić? Mogła to pani zrobić w moim gabinecie.
- To nie jest pana gabinet, tylko nasz. O, cholera! - Z głośnym brzękiem odstawiła na stolik
filiżankę i zerwała się na równe nogi.
Na placyku ukazała się akurat liczna grupa japońskich turystów. Przeszli obok jak czarno -
biały wąż, wszyscy w jednakowych strojach ozdobionych symbolami Nowego Jorku.
Oliwia zaczęła obchodzić stolik, zdecydowana za wszelką cenę nie spuścić z oka żółtej torebki.
Gdy mijała Jaspera, niedbałym ruchem wyciągnął rękę i chwycił ją za nadgarstek.
- Niech pan mnie puści. - Wściekle szarpnęła ręką, żeby się uwolnić.
- Uważam, że należy mi się wyjaśnienie. Zostawiłem w sali konferencyjnej trzech dyrektorów i
kazałem im czekać tylko dlatego, żeby tu do pani przyjść.
- Niech pan wraca na swoje głupie zebranie.
Ostatni z turystów znikł jej z oczu. Oliwia z niepokojem spojrzała na donicę.
- Cholera - szepnęła. - Niech to jasna cholera! %7łółta torebka znikła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates