[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mnóstwo. Udaje im się unieruchomić dwie lub trzy maszyny dziennie i ciągle się tutaj
przekradają i zatrzymują roboty. Byłoby jeszcze gorzej, gdybym nie sprowadził podwójnej
liczby robotników tylko po to, aby pilnowali terenu. Komandorze, poznałem w życiu
mnóstwo różnych ludzi, ale nigdy nie spotkała mnie aż taka niewdzięczność. Zacząłem to
wszystko z myślą o zdobyciu funduszy na sfinansowanie obiektów potrzebnych tubylcom, a
pierwszą rzeczą, jaką zbudowałem, był ośrodek zdrowia, właśnie dla nich, a poza tym, od
każdego grosza dochodu z uzdrowiska otrzymają odsetki. Mimo to, od samego początku
nękają nas na wszystkie możliwe sposoby. Przedsięwzięcie to kosztuje miliardy kredytek, a ja
sfinansowałem je do granic moich możliwości, zaś ci niewdzięcznicy usiłują mnie zrujnować.
Mam o to do nich wielki żal. A teraz chciałbym panu coś zaproponować. Obaj wyznaczymy
po jednym człowieku na każdy posterunek warty na wszystkich zmianach. Moi ludzie wiedzą,
na co mogą się zdobyć tubylcy i jak sobie z nimi radzić, więc pokażą pańskim, co należy
robić. Powiem mojemu kierownikowi, żeby wspólnie z panem opracował szczegóły.
- Czy ma pan jeszcze jedną mapę? - spytał Yorish.
- Ależ oczywiście...
- Z naniesionymi posterunkami wart? Wembling przecząco pokręcił głową.
- Dotychczas wystarczała mi jedna.
- W porządku. I tak pewnie będziemy musieli przestawić posterunki. Proszę przysłać swojego
kierownika z mapą na "Hilna". Poprosimy go, żeby nam powiedział to, czego nie wiemy, i
wspólnie opracujemy plan działania, uwzględniając nasze możliwości.
Smith wrócił z patrolu rozpoznawczego i zgryzliwie zauważył, że to nie Flota Kosmiczna jest
potrzebna Wemblingowi, lecz Armia Kosmiczna i w dodatku cała. Yorish przekazał mu
człowieka, którego skierował Wembling, a potem zostawił ich samych, spierających się o
posterunki wart. Chciał wszystko zobaczyć na własne oczy.
Stał tak na pustym kawałku plaży przy granicy terenu stanowiącego bazę "Hilna" i spoglądał
w morze, kiedy dogonił go komandor porucznik Macklie, oficer wywiadu.
- Miał pan rację, panie komandorze - rzekł Macklie - sytuacja jest bardzo dziwna. Te rajdy, o
których mówił Wembling, to po prostu akcje tubylców, wykonywane w pojedynkę lub
parami. Przekradają się na teren budowy, kładą na ziemi przed jakąś maszyną lub mocno
czegoś chwytają i w ten sposób wstrzymują roboty do chwili, gdy ktoś ich stamtąd nie
zabierze i nie wyrzuci z powrotem do lasu.
- Czy zraniono jakiegoś tubylca? - spytał Yorish.
- Nie, panie komandorze. Ludzie Wemblinga mówią, że on sam kategorycznie im tego
zabronił. Dobrze wie, że złe traktowanie tubylców, jeśli nawet sądzi, iż na nie zasługują,
wpakowałoby go w takie kłopoty, z jakimi by sobie nie poradził.
- Rozumuje prawidłowo.
- Tak jest. Tubylcy chyba też o tym wiedzą, gdyż najwyrazniej chcą, żeby ich zraniono. To
bardzo denerwuje robotników; nigdy nie mają pewności, czy jakiś tubylec nie wyskoczy im
nagle przed nosem. Obawiają się, że gdyby jednego zranili, pozostali ruszą na nich z zatrutą
bronią. Podobno na tej planecie są jakieś paskudne trucizny. Jest też jakiś kolec, który może
uśmiercić człowieka prawie natychmiast.
- Czy zraniono jakiegoś robotnika?
- Kilku porwano, zanim Wembling wpadł na pomysł, żeby pracowali w grupach. Tubylcy
zwrócili ich całych i zdrowych. Wsadzili ich do olbrzymich tykw i spuścili po stoku na te
budynki z prefabrykatów. Wszyscy byli śmiertelnie przerażeni, szczególnie ci wewnątrz
tykw, ale nikomu nic się nie stało.
- Wygląda to na dziecinne kawały - zauważył Yorish.
- Tak jest. Z tego, co wiem o Wemblingu, jestem po stronie tubylców.
- Ja również. Niestety, mam rozkazy. Dobrze, że tubylcy mają poczucie humoru, a obawiam
się, że będzie im ono bardzo potrzebne.
- Smith prosił mnie, bym przekazał panu, że będziemy musieli powołać specjalistów do
służby wartowniczej, bo inaczej nie wystarczy nam ludzi.
- Przypuszczam, że nas wygwiżdżą.
- Nie, panie komandorze. Kilka godzin dziennie na tej plaży warte jest, by nawet cztery razy
tyle czasu spędzić na warcie. Jeszcze trochę powęszę, panie komandorze.
Zasalutował i szybko się oddalił. Yorish szedł powoli plażą w stronę lądowiska. Kiedy mijał
prefabrykowane domy mieszkalne i biura, zauważył śpieszącego doń gońca.
- Przepraszam, panie komandorze, ale pan Wembling chciałby skorzystać z siłowni pańskiego
statku, żeby oświetlić większy obszar. Jeśli zaczeka pan chwilę, jego inżynier...
- Proszę mu powiedzieć, żeby wysłał swego inżyniera na "Hilna" - rzekł Yorish. - Będzie
mógł to uzgodnić z moim inżynierem.
Kiedy znów znalazł się przy statku, zaakceptował przygotowany przez Smitha grafik wart, a
potem poszedł obejrzeć środki bezpieczeństwa. Sprawdził każdy posterunek warty, widział
elektryków zakładających nowe oświetlenie i podsłuchał, jak jego ludzie wykłócali się z
robotnikami.
Smith miał pretensje do jakiegoś robotnika za to, że światła w sektorze R są na nic, bo pole [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odszkodowanie.xlx.pl
  • © 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates