[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swobodnie. Nie, wcale tak się nie działo. Powędrowały prosto do Casey.
Przez cały miniony tydzień dotrzymywała słowa. Nie pisnęła ani słowa o
miłości i \yciu razem, póki śmierć ich nie rozłączy. Kochali się, spędzali razem
dni i wieczory. Pomagał jej w realizacji zamówień związanych z organizacją
przyjęć, a miała ich coraz więcej. Z wdzięcznością przyjął jej pomoc w
prowadzeniu księgowości rancza. Rozmawiali o dziecku i o Bo\ym Narodzeniu,
bawili się z psem i planowali urządzenie pokoju dziecinnego. Wczoraj poszedł
do lasu, ściął ogromną choinkę i przytargał ją do domu. Jadali razem, sypiali
razem i robili wszystko, co robiły inne mał\eństwa.
Jake zaklął pod nosem, zmienił pozycję i mocno walnął ręką w
kierownicę.
Szczeniak zaskomlał.
Przepraszam rzekł i roześmiał się, \e przeprasza psa.
Kurczę, przecie\ jest dokładnie tak, jak tego chciał. Dlaczego wobec tego
nie czuje się szczęśliwy? Bo brakuje mu tych dwóch jej słów.
A tobie nadal mówi, \e cię kocha mruknął, z niechęcią patrząc na psa.
Szczeniak zapiszczał, przeciągnął się i poło\ył głowę na udzie swego
pana.
Tak, tak, wiem. Ja te\ cię kocham.
Jake wyciągnął rękę i podrapał psa za uchem.
Dziwne, nie uwa\asz? Tobie mogę to wyznać. A jej nie. Widok
odje\d\ającego sprzed domu samochodu dostawcy podziałał na niego jak kubeł
zimnej wody.
Musiał zjechać na pobocze i przez chwilę głęboko oddychał.
A więc znowu to samo.
Tak, wiem, mamo mówiła do słuchawki Casey, kiedy Jake wszedł do
kuchni. Myślałam tylko, \e chciałabyś mo\e wiedzieć. Nie proszę, \ebyś
cokolwiek zrobiła.
Uśmiechnęła się do Jake a, ale nie był w stanie odpowiedzieć jej tym
samym. Nie w tej chwili. Nie teraz, kiedy właśnie zaczęło się to, czego tak
bardzo się bał.
Jestem pewna, \e tata nie mo\e ju\ doczekać się wyjazdu mówiła
dalej Casey, robiąc do niego miny. O tej porze roku Pary\ musi być cudowny.
Pary\.
Casey ruchem ręki dała mu znać, \e za chwilę skończy.
Mamo, wiem, \e nie masz w sobie nic z babci. Nikt się nie spodziewa,
\e będziesz piekła biszkopty czy zmieniała pieluszki.
Bo\e broń!
Wiem, mamo. Tak, jestem pewna, \e Jake zrozumie, i\ kobieta cię\arna
musi przybrać na wadze i wyglądać niezbyt estetycznie.
Najwyrazniej rozmowa telefoniczna z matką była tak samo trudna jak
dyskusja w cztery oczy. Jake nie był jednak w stanie współczuć Casey. Nie
teraz, bo jedyne, co w tej chwili czuł, to gniew i rozczarowanie. Okazało się, \e
miał rację. Wiedział przecie\ od początku, \e nic z tego mał\eństwa nie będzie.
Przebiegł przez kuchnię, potem na moment zajrzał do salonu. Nie zwrócił
nawet uwagi na stojącą w rogu nie ubraną jeszcze choinkę, lecz pobiegł dalej
korytarzem. Wiedział, gdzie znajdzie to, czego szuka. Paczki. Tak, muszą być w
sypialni.
Zawsze, kiedy poczta dostarczała którąś z nie kończącej się serii paczek,
zamawianych przez Lindą, le\ała ona potem na łó\ku, by jego oddana mał\onka
mogła do woli cieszyć się jej zawartością.
Mowy nie ma, by miał znów na coś takiego pozwolić. Linda swymi
zachciankami i zamiłowaniem do luksusu omal nie doprowadziła go do ruiny.
Była jedyną znaną mu kobietą, która co sześć tygodni potrzebowała dwunastu
par nowych butów.
Od razu je zauwa\ył. Na krześle przy drzwiach le\ała raczej niedu\a
sterta pakunków. Chwycił pierwszy z brzegu, rozerwał brązowy papier i oto
miał w rękach namacalny dowód zakupowego szaleństwa Casey.
Flanelową koszulę.
Dla niego.
Jake zmarszczył brwi, ale zabrał się do następnej paczki. Nerwowo
rozrywał papier i rzucał go na podłogą.
Flanelowe koszule.
Skarpety.
Dwie pary d\insów.
Kurtka przeciwdeszczowa.
Wszystko dla niego!
I w dodatku były to tylko i wyłącznie rzeczy, których naprawdę od dawna
potrzebował. Sam by sobie je kupił, gdyby tylko miał czas i lubił chodzić po
sklepach.
Nerwowym gestem przeczesał palcami włosy. Ju\ nie wiedział, co ma o
tym myśleć. Wszystkie jego teorie wzięły w łeb.
No, no odezwał się za jego plecami chłodny głos Casey. Ju\ sobie
ciebie wyobra\am w dniu Bo\ego Narodzenia.
Jake odwrócił się i spojrzał na nią bardzo powa\nie. Casey uśmiechnęła
się i skrzywiła na widok bałaganu.
Jak to dobrze, \e twój prezent gwiazdkowy jeszcze nie przyszedł. Jesteś
gorszy ni\ dziecko.
To wszystko dla mnie rzekł w końcu.
A masz coś przeciwko temu? spytała i zaczęła zbierać z podłogi
porozrywane opakowania.
Nie odparł. śaden problem. Raczej coś bardzo dziwnego. Ale
dlaczego? Gdzie to wszystko kupiłaś?
W salonie u Annie znalazłam katalog. Nie przypuszczałam, \e będziesz
zły. Twoje d\insy się rozlatują. W tym starym płaszczu przeciwdeszczowym
przemakasz do suchej nitki. A naszemu szczeniaczkowi bardzo zasmakowały
twoje skarpetki.
A więc zauwa\yła to wszystko. Zamówiła dla niego ubrania. Jake,
wyraznie zakłopotany, przykucnął i zebrał resztę podartego papieru. Kiedy się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates