[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działa pieszczotliwym tonem, tuląc zwierzątko do
piersi.
- Co to jest?
- Pudelek.
- Niemożliwe.
92
- Owszem! Prawie. Jesteśmy tego niemal pewne,
prawda, Henrietto, moje kochanie?
- To miotła z nogami.
Zaśmiała się i spojrzała na niego roziskrzonym
wzrokiem.
- Nie mów tak. Jest bardzo nieśmiała.
Do diabła, miał ochotę pocałować żonę.
- Może gdyby ostrzyc ją tak, żeby wyglądała na
psa, byłaby bardziej pewna siebie.
Z fiołkowych oczu zniknęła wesołość.
- Nie ostrzyżemy Henrietty.
Nogi mu ścierpły, więc usiadł na podłodze.
- Dlaczego?
- Znalazłam ją w Covent Garden. Drżała z zim
na w rynsztoku. Ktoś podpalił jej sierść. - Po gład
kim policzku spłynęła łza. - Na szczęście padał wte
dy deszcz.
Otarł jej łzę kciukiem.
- Może jednak wcale nie wygląda tak głupio.
- Uważam, że jest rozkoszna.
Uśmiechnęła się, a jemu serce skoczyło w piersi.
- WyjÄ…tkowo - mruknÄ…Å‚.
Gdy ich oczy się spotkały, Victoria zarumieniła
się i opuściła wzrok na Henriettę. Sin doszedł do
wniosku, że nagła nieśmiałość żony jest czarująca.
- Boi się nowych miejsc. Dlatego uciekała.
- Na pewno jej siÄ™ tutaj spodoba.
Wstał i podał Victorii rękę. Przez długą chwilę pa
trzyli na siebie w milczeniu. Gdy nachylił się ku jej
ustom, z oranżerii dobiegło przerazliwe miauczenie.
- Dobry Boże! A to co znowu?
- Sheba!
93
Victoria wcisnęła mu Henriettę w ramiona i wbieg
ła do pokoju. Sin ruszył za nią zaskoczony, ale wca
le nie rozgniewany. Na środku pomieszczenia stał
rząd klatek z najdziwniejszą menażerią, jaką w życiu
widział.
Jego żona delikatnie wyjęła z jednej rudego ko
ta. Zaczęła uspokajać go takimi samymi łagodnymi
słowami i pomrukami jak wcześniej Henriettę.
Sinclairowi przyszło do głowy, że chętnie zamienił
by się miejscem z którymś z jej ulubieńców.
- Więc to jest Sheba.
Victoria drgnęła, jakby całkiem zapomniała o je
go obecności.
- Tak. Chyba jest głodna. Mam nadzieję, że mo
je zwierzęta nie będą ci przeszkadzać. Rodzice nie
chcieli się nimi zajmować, a sam powiedziałeś, że
Grafton House to również mój dom. Ni e mogłam
oddać ich do...
- Nie będą mi przeszkadzać.
- To dobrze, bo zostajÄ….
- Domyśliłem się.
Do jego głosu wkradła się nuta ironii, ale w rze
czywistości był rozbawiony i zaintrygowany.
- Naprawdę? - rzuciła zaczepnym tonem. - Nie
będziesz musiał się o nie troszczyć ani płacić za ich
utrzymanie. To mój obowiązek i nawet...
- Zaskoczyłaś mnie - przerwał jej. - Jakoś nie wy
obrażałem sobie Vixen matkującej stadu przybłędów.
Wytrzymała jego wzrok.
- Jeśli nie ja, to kto?
Nie zamierzał wdawać się w sprzeczkę przed
obiadem, zwłaszcza że poruszyła go jej wrażliwość.
94
- Teraz rozumiem, dlaczego nie lubisz lorda Pering-
tona. Którego kota przed nim uratowałaś?
- Lorda Bagglesa. Drzemie w sypialni.
- Nie wiedziałem, że w Londynie mieszka tylu
sadystów.
Victoria wzruszyła ramionami i pogłaskała Shebę.
- Słabi ludzie demonstrują siłę, wyżywając się na
bezbronnych istotach.
Zaledwie po jednym dniu małżeństwa kobieta,
którą poślubił, okazała się zupełnie inna, niż sądził.
Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że uroda wca
le nie jest jej największą zaletą.
Victoria powstrzymywała się od zerkania na mę
ża, kiedy wysiadali z powozu i szli do rozległego
ogrodu lady Nofton. Nawet nie skrzywił się na jej
menażerię, a wręcz okazał zrozumienie. Nie spo
dziewała się po nim takiej postawy.
- Ktoś do ciebie macha - powiedział cicho.
Ocknęła się z zamyślenia i ujrzała postawną ko
bietÄ™ zmierzajÄ…cÄ… ku nim przez trawnik.
- To lady Nofton. Bądz miły.
Zcisnął jej dłoń.
- Nie jestem jednym z twoich zwierzÄ…tek. I nie
mam dwunastu lat.
- Niczego takiego nie sugerowałam. Po prostu
nie chcę dzisiaj żadnych niespodzianek.
- A, rozumiem. Jestem gorszy od dwunastolatka.
- Zasłużyłeś na swoją reputację.
- Podobnie jak ty.
Pokazałaby mu język, ale przyszło jej do głowy, że
mimo wszystko nie sprzeciwił się jej udziałowi w jed-
95
nym z charytatywnych przedsięwzięć, a nawet sam po
stanowił jej towarzyszyć. Zaskoczył ją po raz kolejny.
- Tak się cieszę, że przyszłaś - zawołała gospo
dyni, ujmując Victorię za ręce. - Mam straszny kło
pot z rozmieszczeniem gości.
- Pokaż mi listę. Sinclairze, przedstawiam ci la
dy Nofton. Estelle, to mój mąż, lord Althorpe.
- Bardzo mi miło, że zaszczycił pan swoją obec
nością nasze skromne spotkanie, milordzie.
Markiz uśmiechnął się czarująco.
- Zawsze chętnie wspieram szczytne cele. A tak
przy okazji, jakiej sprawie tym razem służymy?
Victoria odchrząknęła. Mógł zapytać ją wcześ
niej, na litość boską!
- Popieramy skrócenie czasu pracy dzieci,
a zwiększenie godzin nauki - wyjaśniła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coÅ› siÄ™ w niej zmieniÅ‚o, zmieniÅ‚o i zmieniaÅ‚o nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates