[ Pobierz całość w formacie PDF ]
muzyka. Wracał na kwaterę już bez uczucia poprzedniej desperacji. Sierżant ze zluzowanymi
wartownikami przemaszerował obok, pierwsi rozbudzeni żołnierze o zaspanych twarzach pojawili
się na ulicach, a potem dzwoniąc podkowami nadjechał pod sztab posłaniec konny i dzień się
rozpoczął.
Młody oficer francuski o bladej twarzy przeczytał kartkę przywiezioną przez posłańca i uprzejmie
podał ją Hornblowerowi, który, nie przywykły do francuskiego pisma ręcznego, męczył się z jej
odczytaniem przez dłuższą chwilę, zanim pojął treść. Nie zawierała niczego nowego. Główne siły
ekspedycyjne, wysadzone poprzedniego dnia na ląd w Quiberon, wyruszą rankiem na Vannes i
Rennes, podczas gdy oddziały pomocnicze, w których był Hornblower, muszą utrzymywać pozycję
w Muzillac i osłaniać ich flankę. W tym momencie pojawił się markiz de Pouzauges w
nieposzlakowanie białym uniformie, z niebieską wstęgą, przeczytał wiadomość bez żadnych uwag i
zwrócił się do Hornblowera z uprzejmym zaproszeniem na śniadanie.
Poszli na tyły domu, do wielkiej kuchni, gdzie lśniły miedziane naczynia rozwieszone na ścianach,
a milcząca niewiasta przyniosła im kawę i chleb. Mogła być patriotką francuską lub gorącą
kontrrewolucjonistką, ale nie dała niczego poznać po sobie. Oczywiście na jej uczucia mógł łatwo
wpłynąć fakt, że ta horda mężczyzn zajęła jej dom, zjadała jej chleb i spała w jej pokojach, nic nie
płacąc za to. Być może część wozów i koni zabranych na potrzeby wojska też do niej należała, a
niektórzy ścięci poprzedniego wieczora gilotyną byli jej przyjaciółmi. Lecz kawę przyniosła i
członkowie sztabu, stojąc w obszernej kuchni i pobrzękując ostrogami, przystąpili do śniadania.
Hornblower wziął filiżankę i kawał chleba przez szereg ubiegłych miesięcy jedynym jego
chlebem były suchary okrętowe i upił łyk. Nie był pewny, czy mu smakuje czy nie; dotychczas pił
kawę najwyżej trzy albo cztery razy w życiu. Ale gdy ponownie podniósł filiżankę do ust, nie wypił
z niej następnego łyku, gdyż zanim zdążył to uczynić, usłyszał daleki odgłos strzału armatniego.
Opuścił filiżankę i zamarł w bezruchu. Wystrzał powtórzył się drugi raz i trzeci, a potem rozległ
się odgłos bliższy i wyrazniejszy to strzelały na grobli sześciofuntówki midszypmena
Bracegirdle'a.
W kuchni od razu wszczęło się zamieszanie i pośpieszna bieganina. Ktoś przewrócił filiżankę i po
stole pociekła czarna kręta strużka płynu. Komuś ostrogi sczepiły się i runął w czyjeś ramiona.
Wszyscy zdawali się mówić naraz. Hornblower był równie podniecony jak reszta; chciał wybiec i
zobaczyć, co się dzieje, lecz w tej chwili przypomniał sobie zdyscyplinowany spokój, jaki panował
na Indefatigable" w chwili, gdy fregata ruszała do boju. Nie miał nic wspólnego z tym motłochem
francuskim i aby to pokazać podniósł filiżankę do ust i pił dalej spokojnie. Większość oficerów
sztabowych wybiegła już z kuchni, wołając o wierzchowce. Okulbaczenie konia zajmie trochę
czasu; napotkał wzrok Pouzaugesa chodzącego po kuchni tam i z powrotem i wypił duszkiem resztę
kawy odrobinę za gorącej, ale czuł, że tak właśnie powinien się zachować. Zmusił się do
gryzienia, żucia i połykania chleba, chociaż nie miał wcale apetytu; jeśli ma spędzić dzień w polu,
nie wiadomo kiedy otrzyma następny posiłek, wsunął więc półbocheneczka do kieszeni.
Na podwórze podprowadzono i siodłano konie, podniecenie udzieliło się także zwierzętom, które
wierzgały zadami i ustawiały się bokiem, wśród złorzeczeń oficerów. Pouzauges wskoczył na siodło
i z tętentem kopyt odjechał w towarzystwie sztabu, pozostawiając za sobą tylko żołnierza
przytrzymującego deresza Hornblowera. Tym lepiej Hornblower wiedział, że nie utrzyma się w
siodle ani przez pół minuty, jeśli rumakowi zechce się wierzgać albo stawać dęba. Podszedł wolnym
krokiem do konia, który głaskany przez masztalerza stał teraz spokojnie, i zaczął wsiadać bardzo
wolno i ostrożnie. Jednym szarpnięciem wędzidła poskromił żywość zwierzęcia i wyprowadził je
spokojnie na ulicę i dalej w stronę mostu, w ślad za galopującym sztabem. Lepiej było jechać stępa
i mieć pewność, że dojedzie, niż puszczać się galopem i spaść z konia. Działa wciąż biły, dojrzał
też kłębki dymu z sześciofuntówek Bracegirdle'a. Z lewej strony słońce wznosiło się na czyste
niebo.
Sytuacja przy moście wydawała się zupełnie jasna. Po obu stronach wyrwy po wybuchu kilku
strzelców ostrzeliwało się wzajemnie, a na drugim końcu grobli, za rzeczką Marais, kłąb dymu
zdradzał obecność nieprzyjacielskiej baterii strzelającej wolno i na bardzo daleki zasięg. Przy
grobli z tej strony stały dwie sześciofuntówki Bracegirdle'a, prawie zupełnie skryte w zagłębieniu
gruntu. Bracegirdle z kordem u pasa stał między armatkami obsługiwanymi przez marynarzy i
zobaczywszy Hornblowera pomachał mu wesoło ręką. W dali na grobli pojawiła się ciemna
kolumna piechoty. Bang-bang wystrzeliły działka Bracegirdle'a. Na ten odgłos koń pod
Hornblowerem wierzgnął i odciągnął jego uwagę, a gdy mógł znowu patrzeć, kolumna znikła. Potem
niespodzianie balustrada grobli obok niego rozpadła się w drzazgi; coś z wielkim łoskotem
uderzyło w nawierzchnię tuż przy nogach jego konia i przeleciało z wyciem to był najbliższy w
jego życiu strzał armatni, jaki chybił. W trakcie szamotania się z koniem stopy wypadły mu ze
strzemion, a gdy znowu zapanował trochę nad swoim wierzchowcem, uznał, że rozsądniej będzie
zsiąść i odprowadzić zwierzę z grobli na bok, w stronę działek Bracegirdle'a, który powitał go
szerokim uśmiechem.
Nie ma mowy, żeby przeszli w tym miejscu powiedział. Oczywiście, jeśli nasze
żabojady też wykonają, co do nich należy. Wyrwa w moście jest w zasięgu obstrzału kartaczami i
nieprzyjacielowi nie uda się jej załatać. Nie mam pojęcia, po co marnuje proch.
Myślę, że wypróbowuje nasze siły rzucił Hornblower z miną niezwykle doświadczonego
wojaka.
Trząsłby się z podniecenia, gdyby nie opanowywał się z wysiłkiem. Może wyglądał nienaturalnie
sztywno, ale nawet jeśli tak, to lepiej, niżby miał zdradzić zdenerwowanie. Odczuwał dziwną,
niesamowitą przyjemność, gdy tak stał upozowany na zahartowanego w bojach weterana, wśród kul
armatnich przelatujących ze świstem nad głową. Bracegirdle uśmiechał się i nie znać było po nim
podniecenia. Hornblower obrzucił go przenikliwym spojrzeniem, zastanawiając się, czy jest w tym
tyle samo pozy, co w jego zachowaniu.
Znowu nadchodzą odezwał się Bracegirdle. Ach, to tylko strzelcy.
Groblą, w tyralierze, biegło kilku żołnierzy w stronę mostu. Zbliżywszy się na odległość długiego
strzału z muszkietu padli na ziemię i zaczęli gwałtowny obstrzał; leżało tam już paru zabitych i
strzelcy skryli się za ich ciałami. Strzelcy z tej strony przerwy, mający lepszą osłonę, zaczęli się
odstrzeliwać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates