[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w konieczności podejmowania określonych decyzji. Była
pewna, a wkrótce przekonała się, że przez ten czas Borys
zapanował nie tylko nad całym gospodarstwem, ale i nad
nieprzemyślanymi najczęściej zapędami jej męża. Z dnia na
dzień, z godziny na godzinę dowiadywała się, że Piotr nie
szukał szczęścia w szybkich inwestycjach, nie grał, tylko
pomagał Borysowi, a obaj razem wyręczali dodatkowo we
wszystkim Julię, która w tym czasie nie nadawała się do
niczego.
Wtedy pomyślała, że najgorsze ma już za sobą. Mąż się
uspokoił i nabrał rozumu, gospodarstwo w wolnym, ale
przyzwoitym tempie stawało na nogi. Zmierć bliskich też już
jej nie dosięgnie, bo to już się stało. W tym roku dobrze
sprzedali ryby, a Borys nawiązał kontakty z ośrodkami
jezdzieckimi, które na gwałt potrzebowały ładnych, ułożonych
koni z dobrych hodowli. Wszystko nabierało konkretnych
kształtów. Widać było namacalne efekty ich ciężkiej pracy ale
przede wszystkim perspektywy, że będzie jeszcze lepiej.
Przyjemnie było wstać rano, zabrać się do pracy pić kawę
przed południem na werandzie, patrzeć na konie, na stawy i
łąki, przyjemnie było cieszyć się po prostu życiem.
Julia cieszyła się życiem, z dnia na dzień nabierając
przekonania, że tak już będzie zawsze. Nie zaniepokoiły jej
nawet nieobecne, dalekie spojrzenia męża i jego palce
wybijające nerwowe takty na blacie stołu. Pogodziła się z tym,
że jej mąż ma duszę hazardzisty i to już się chyba nie zmieni.
Kiedy wokół wszystko grało, łatwo było jej się z tym
pogodzić. Któregoś wieczora stanęła obok Borysa, który
siedział ze swoim psem na grobli, i zapytała, co Borys myśli o
tym, żeby dać od czasu do czasu jakieś pieniądze Piotrowi,
niech sobie je nawet przegra, jeśli nie może bez tego żyć.
- Mnie czy ciebie cieszy co innego - mówiła. - Patrzę na
niego czasem i myślę, czy jest tak samo jak ja szczęśliwy.
- Każdy jest szczęśliwy na swój własny sposób... - zaczął
Borys.
- Powiedz po prostu, co o tym myślisz - przerwała mu
Julia z lekkim napięciem w głosie. - Gdybym była pewna
swojej decyzji, nie pytałabym cię o nic.
Borys pochylił głowę i przez chwilę bawił się uchem psa.
- Myślę - odezwał się po chwili - że to jest jakieś wyjście.
Z drugiej strony...
- Z drugiej strony? Borys, na litość boską, znamy się od
dziecka. Powiedz mi po prostu, co o tym myślisz.
- Pytasz, bo się boisz, że w ten sposób ustawisz swego
męża w mało partnerskich relacjach.
- Widzę, co się z nim dzieje, jak go nosi... Jest mi go
zwyczajnie żal. Co mam zrobić?
- To, co zamierzasz. To jedyne wyjście.
- Nie mogłeś mi od razu tego powiedzieć?
- Mogłem. Chciałem tylko ci...
- Pewne sprawy uświadomić. Nie uświadamiajmy sobie
nic, Borys. Ja wiem i ty wiesz. Dzięki za radę.
Szła do domu i była przerażona tym, co zrobiła, i tym, co
ma jeszcze zrobić. Mężczyzna, którego zostawiła na grobli,
którego kąpała, gdy był dzieckiem, i widziała, z małymi
wyjątkami, każdego dnia przez całe życie, znał ją i czuł tak
samo jak ona. Mężczyzna, do którego szła, obok którego
budziła się każdego ranka i każdego wieczora zasypiała, był
tylko jej mężem.
Za każdym razem, kiedy w mniej lub bardziej delikatny
sposób zostawiała dla niego pieniądze, żeby - jak to mówiła -
miał na swoje potrzeby, czuła się niezręcznie, żeby nie
powiedzieć podle. Za każdym razem coraz mocniej
wykluczała go ze swego życia, zdradzała i poniżała w jakiś
sposób. Najgorzej czuła się wtedy, gdy wracał na drugi dzień i
mówił: Kupiłem sobie to i to, kotku. Ale nic sobie nie
kupował. Szczęście opuściło go do tego stopnia, że ani razu
nie wygrał, po to choćby, żeby zabrać ją do restauracji za
własne pieniądze", żeby bawiła się i szalała całą noc, a on
żeby się wtedy cieszył. Nie wygrał, bo nigdy nie wiedział,
kiedy skończyć. Nie umiał wyczuć, kiedy odejść od stolika z
twarzą, z małym kawałkiem szczęścia zaniesionego do domu
nie dla siebie, tylko dla niej.
W pewnym momencie uświadomiła sobie, że zrobiła to
nie po to, by on się lepiej czuł, bo wcale lepiej się nie czuł -
był coraz bardziej nerwowy, coraz częściej uciekał od niej
wzrokiem i coraz częściej chciał próbować szczęścia" - tylko
po to, by nie czuł się jeszcze gorzej, gdyby doszło do sytuacji,
w której nie potrafiłby się powstrzymać i nie zaczął znów sam
wybierać z konta.
Wszystkie te wyrzuty sumienia ulotniły się pewnej
lipcowej nocy, kiedy fala powodziowa przetoczyła się przez
stawy. Prosiła od rana Piotra, aby nigdzie nie jechał, bo już od
paru dni szykował się na jakiś wyjazd, nie wiadomo gdzie i po
co, wiedziała tylko tyle: mam nagrany taki interes, kotku".
Zbagatelizował jej obawy, komunikaty i relacje z zatopionych
terenów, podawane w mediach. Przecież sama mówiła, że nie
tylko ojciec, ale także dziadek całe życie hodowali ryby i
nigdy nie było takiej powodzi, żeby coś stracili.
Potem całą noc z Borysem desperacko, po szyję w wodzie,
w niekończącym się deszczu próbowali łatać groble, nie
dopuścić za wszelką cenę, żeby choć w jednym miejscu
puściły, a nad ranem zrezygnowani patrzyli, jak fala przetacza
się przez stawy, wypełnia je, przerywa groble, czemu nie
mogli już zapobiec, i zabiera ze sobą wiele miesięcy ciężkiej
pracy.
Borys nie skapitulował do końca, uratował, co się dało.
Ona w pewnym momencie machnęła ręką, bo już nie miała
siły, i powiedziała, że z naturą nie zamierza walczyć. Nie
wpadła w czarną rozpacz, nie biadoliła nad tym, co się stało.
Trudno - mówiła, niosąc Borysowi, który wciąż walczył z
żywiołem, termos z herbatą - taka jest kolej rzeczy,
wszystkiego nie straciliśmy, a to już jest dobrze.
Najważniejsze, że są pieniądze na koncie. Miały być na co
innego, ale pójdą na wiosenny narybek, bo z tego, co zostanie
w stawach, na pewno w grudniu nie zarobią tyle, żeby
starczyło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates