[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godzinie naszego spokoju . Burns jednak zawsze płonie ogniem. Jego dusza jest ołtarzem, na
którym umieszcza ukochaną kobietę, a duch wdycha woń należnego jej nieśmiertelnego
kadzidła.
Czytałam kilka wierszy Burnsa i byłam zachwycona przyznała Charlotta, gdy tylko
rozmówca dał jej dojść do głosu. Nie mam jednakże dostatecznie poetyckiego usposobienia,
by całkowicie oddzielić poezję od charakteru jej twórcy. Dlatego świadomość występków
nieszczęsnego Burnsa psuła mi radość czytania jego wierszy. Trudno mi było uwierzyć w
szczerość jego miłosnych uniesień. Nie sądziłam, by opisywane przezeń uczucia były
prawdziwe. Poczuł coś, opisał a potem zapomniał.
Och, nie, nie! zaprzeczył gorąco sir Edward. Był żarliwy i całkowicie szczery. Jego
geniusz i wrażliwość mogły poniekąd sprowadzić go na złą drogę ale któż jest doskonały?
Oczekiwanie od najwyższego geniuszu, że zechce schlebiać prostym umysłom, byłoby
hiperkrytycyzmem i pseudofilozofią. Przebłyski talentu, wywołane namiętnym uczuciem,
szalejącym w sercu kochanka, nie współgrają być może z prozaiczną przyzwoitością, ale ani
pani, najmilsza panno Heywood (sir Edward wypowiedział te słowa z miną świadczącą o
jego głębokiej sympatii) ani żadna inna kobieta nie może sprawiedliwie osądzić tego, co
mówi, pisze lub czyni popychany najwyższą, nieokiełznaną namiętnością mężczyzna.
Były to słowa bardzo piękne, choć na ile Charlotta zdołała je pojąć niezbyt moralne.
Nie zachwycał jej przy tym wcale ów niezwykły sposób prawienia komplementów,
odpowiedziała więc poważnie:
Istotnie, niewiele o tym wiem. Cóż za uroczy dzień dodała, zmieniając temat.
Wydaje się, że wiatr musi wiać z południa.
Szczęściarz z tego wiatru, że zajął myśli panny Heywood! wykrzyknął jej rozmówca,
ona zaś doszła do wniosku, że ma do czynienia z zupełnym głupcem. Zorientowała się też, że
sir Edward zamierza towarzyszyć jej w czasie spaceru, by w ten sposób zrobić przykrość
pannie Brereton Charlotta wyczytała to z niechętnego spojrzenia, jakim ją obrzucił. Czemu
jednak wygadywał takie bzdury, skoro w niczym nie mogło mu to pomóc? Nie rozumiała
tego. Sir Edward sprawiał wrażenie bardzo sentymentalnego, łatwo poddającego się
uczuciom. Z upodobaniem używał przy tym nowomodnych słów. Charlotta doszła do
wniosku, że nie cechuje go zbyt lotny umysł, a większość rzeczy mówi bez głębszego
namysłu. Uznała, że w przyszłości będzie być może skłonna do większej wyrozumiałości, ale
teraz, słysząc propozycję, by udali się razem do biblioteki, poczuła, że ma jak na jeden
dzień całkiem dosyć sir Edwarda. Z wdzięcznością przyjęła tedy zaproszenie lady Denham
do pozostania razem z nią na Tarasie.
Wszyscy inni odeszli także sir Edward, który wydawał się głęboko zrozpaczony odmową
Charlotty i obie panie, zostawszy same, miały okazję wykorzystać swoje towarzyskie
umiejętności: lady Denham, jak każda prawdziwie wielka dama, cały czas mówiła o sobie,
panna Heywood zaś słuchała jej z rozbawieniem, rozmyślając o tym, jak wielce różni się
między sobą dwójka jej ostatnich rozmówców. W tym, co mówiła lady Denham, nie było
żadnych budzących wątpliwości czy trudnych do zrozumienia zdań. Ze swobodą kogoś, kto
wie, że każdy jego gest zostanie przez innych poczytany za zaszczyt, ujęła Charlottę pod
ramię i tonem wielkiego zadowolenia jak przystało na osobę świadomą swego znaczenia lub
po prostu uwielbiającą mówić powiadomiła ją, że panna Esther liczy na to, iż, tak jak
zeszłego lata, zostanie zaproszona wraz z bratem na tydzień do Sanditon House. Jej słowom
towarzyszyło szelmowskie spojrzenie.
21
A ja wcale ich u siebie nie chcę wyznała. Nie będą odstępować mnie nawet na krok,
chwaląc wszystko, co robię. Ale ja i tak wiem, o co im chodzi. Przejrzałam ich wszystkich.
Niełatwo mnie nabrać, moja droga.
Charlotta nie znalazła na to lepszej odpowiedzi jak tylko upewnienie się, że chodzi o sir
Edwarda i pannę Denham.
Tak, moja złota. Chodzi o moich młodych krewnych, jak ich czasem nazywam. Zeszłego
lata o tej właśnie porze gościłam ich przez tydzień u siebie: od poniedziałku do poniedziałku.
Byli zachwyceni i bardzo wdzięczni; to w gruncie rzeczy mili ludzie. Nie chcę, żebyś
myślała, że przestaję z nimi tylko ze względu na biednego sir Harry ego. To nieprawda.
Zasługiwaliby na to dla nich samych, gdyby tylko nie starali się tak wiele czasu spędzać w
moim towarzystwie. Nie należę do kobiet, które bez zastanowienia pomagają innym. Zanim
zegnę palec, zawsze wiem, o co chodzi i z kim mam do czynienia. Nie sądzę, bym choć raz w
życiu dała się okpić. A to już dużo jak na kobietę, która dwa razy wychodziła za mąż. Biedny,
drogi sir Harry, mówiąc między nami, miał początkowo nadzieję, że dostanie ode mnie
więcej. Ale westchnęła lekko odszedł, a nam nie wolno obwiniać się za jego śmierć. Nie
było doprawdy szczęśliwszej od nas pary. Mój mąż należał do ludzi ze wszech miar godnych
szacunku, jak przystało na syna starego rodu. A kiedy umarł, podarowałam sir Edwardowi
jego złoty zegarek.
Mówiąc to, popatrzyła na swą towarzyszkę takim wzrokiem, jakby sprawdzała, czy jej
słowa wywrą na niej odpowiednio głębokie wrażenie. Nie dostrzegłszy jednak na twarzy
Charlotty zaskoczenia, dodała szybko:
On wcale nie zapisał go bratankowi; w testamencie nie było na ten temat ani słowa. Raz
tylko wspomniał, że chciałby, ażeby jego zegarek stał się własnością Edwarda. Ale gdybym
sama tego nie chciała, nie musiałabym mu go dawać.
Jakież to miłe z pani strony! Naprawdę wspaniałe! oświadczyła Charlotta, zmuszona
do udawania podziwu.
Owszem moja droga. I nie jest to jedyna rzecz, jaką dla niego zrobiłam. Byłam dla sir
Edwarda naprawdę wyrozumiałą przyjaciółką. A biedny młodzieniec naprawdę tego
potrzebował. Bo choć ja jestem jedynie wdową, a on dziedzicem tytułu, sprawy nie układają
się między nami tak, jak zwykle dzieje się to w podobnych sytuacjach. Nie dostałam ani
szylinga z majątku Denhamów; sir Edward nie wypłacił mi nawet pensa. Nie powodzi mu się
najlepiej, wierzaj mi. I to ja pomagam jemu, a nie odwrotnie.
Naprawdę? To bardzo miły młody człowiek. Ma nienaganne maniery.
Wypowiedziała te słowa jedynie po to, by coś powiedzieć, szybko jednak spostrzegła, że
obudziły one w lady Denham podejrzenia.
Owszem, miło się z nim rozmawia przyznała, patrząc na nią przenikliwie. I mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates