[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpatrując się w Gabriela w taki sposób, jakby chciał wywiercić mu dziurę w brzuchu. Gabriel
stał po drugiej stronie, opierając się leniwie o ścianę. Wyglądał niewiarygodnie przystojnie.
Kait stała pomiędzy nimi.
Zwróciła się do Joyce, która właśnie podnosiła się z kanapy:
- To był ten facet z lotniska. Czekał na zewnątrz. - Wyjaśniła, co się stało, a na twarzy Joyce
widać było rosnące przerażenie.
- Chryste, chyba powinniśmy powiadomić policję - powiedział Lewis, gdy skończyła.
Wydawał się nie tyle przerażony, ile zafascynowany.
- On ma rację - poparła go Anna, a jej ciemne oczy wyglądały bardzo poważnie.
- Jasne, zadzwońcie po nich - szydził Gabriel. - Dopiero co zostałem warunkowo zwolniony,
a oni wprost uwielbiają, gdy tacy jak ja paradują z nożami w kieszeni.
Joyce się skrzywiła. Zamknęła oczy i zaczęła wykonywać jakieś rozluzniające ćwiczenia.
Kaitlyn poczuła, że nogi się pod nią ugięły. Gabriel mógł mieć poważne kłopoty, mógł nawet
wrócić do więzienia. Eksperymenty z jego udziałem przejdą do historii, a on nie nauczy się
kontrolować swojej mocy. A wszystko dlatego, że jej pomógł.
Za to Rob wyglądał na zadowolonego.
- Tak czy siak, musimy to zgłosić.
- Zwietnie. Dajcie mi jakieś dziesięć minut, żebym się wyniósł - wycedził Gabriel przez
zaciśnięte zęby.
- Uspokójcie się oboje - westchnęła Kaitlyn. Niełatwo być zakochaną. Nie chciała
unieszczęśliwiać Roba, ale nie miała innego wyjścia. - Mam pomysł - dodała niepewnie. -
Możemy zadzwonić na policję, ale nie mówić im, że Gabriel brał w tym udział. Powiem, że
sama uciekłam i tyle. Wtedy nikt nie będzie miał kłopotów, a policja będzie mogła się tym
zająć.
Uśmiech Roba zbladł, a Gabriel wciąż rzucał wokół gniewne spojrzenia. Ale Joyce otworzyła
oczy i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Zwietnie, Kait - rzuciła. - Gdzie jest telefon?
Gabriel nie czekał, by usłyszeć co było dalej.
Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Był wykończony, ale też zbyt
niespokojny, by usiedzieć w miejscu. Zaczął więc chodzić tam i z powrotem po pokoju.
Przez głowę przewijało mu się mnóstwo obrazów. Kaitlyn leżąca na ziemi, a na niej jakiś
psychol. Co by się stało, gdyby wtedy nie przyszedł?
Psychol miał rację co do jednego, była lekkomyślna. Nie powinna sama wychodzić w nocy.
Nie potrafiła wyczuć niebezpieczeństwa i nie była wystarczająco silna, by się bronić...
I co z tego...? - zapytał sam siebie. Zamierzasz ją teraz chronić?
Na jego twarzy pojawił się niepokojący uśmiech. Niezupełnie.
Będzie się od niej trzymał z daleka i tyle. Przez nią miał same kłopoty, a poza tym zadurzyła
się w Kesslerze. Gabriel zdążył to zauważyć, chociaż Rob był zbyt głupi, żeby się zo-
rientować.
Musi się od niej trzymać z daleka. lak. Poza tym po tym, co widziała dzisiejszej nocy, sama
będzie go unikać, pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
Dwie godziny pózniej Kait leżała w łóżku i próbowała zasnąć.
Z policją było sporo zamieszania. Funkcjonariusze poszli do ogrodu na tyłach domu, ale
niczego nie znalezli. Obiecali wysłać patrol, który miał kontrolować okolicę, a Joyce kazała
dzieciakom dokładnie pozamykać drzwi i na przyszłość uważać, czy wokół nie kręcą się
jakieś obce osoby.
- I nie chcę, żebyś wychodziła gdziekolwiek sama - dodała stanowczym głosem. -
Szczególnie w nocy. - Kait bez wahania przyznała jej rację.
Ale teraz nie mogła zasnąć. To wszystko było zbyt dziwne i niepokojące. Czemu jakiś facet z
sekty miałby jechać za nią aż z lotniska? I czy faktycznie należał do sekty? Jeśli nie, to czemu
wtedy miał na sobie to dziwne, ubranie? To miało być jakieś przebranie? Zupełnie idiotyczne.
Czego chciał?
A do tego cały czas dręczyła ją inna myśl... Gabriel był mordercą.
Nikt się nawet nie domyślał. Z wyjątkiem Roba. Czuła, że chłopak o wszystkim wie.
Zauważyła, że nikt nie podziękował Gabrielowi za to, że uratował Kait. Lewis i Anna cały
czas trzymali się na dystans, jakby obawiali się, że w każdej chwili wyciągnie na nich nóż, a
Rob przyglądał mu się z rosnącą wściekłością.
Rob - nie będzie o nim teraz myśleć. Nie zniosłaby tego.
W drugiej części pokoju słyszała spokojny oddech Anny. Zerknęła w jej stronę i dostrzegła w
ciemnościach nieruchomy kształt. Potem bardzo cicho i ostrożnie wyśliznęła się z łóżka.
Włożyła szlafrok i bezszelestnie wymknęła się za drzwi.
W pokoju do nauki panował półmrok. Kait usiadła we wnęce okiennej, opierając brodę na
kolanach. Za oknem pomiędzy poruszającymi się gałęziami dostrzegła kilka świateł. Zauwa-
żyła też światło w oknie Gabriela.
To co zrobiła potem, uczyniła pod wpływem chwili. Gdyby się nad tym zastanowiła, nigdy by
się na to nie zdobyła. Ale nie dała sobie czasu na rozmyślania.
Zeskoczyła z parapetu i zapukała do jego drzwi. Zrobiła to bardzo cicho, na wypadek gdyby
spał przy zapalonym świetle. Ale po chwili drzwi się otworzyły. Na jego twarzy błąkał się
nieco senny grymas.
- Czego? - zapytał bezceremonialnie.
- Chodz do pokoju do nauki - wyszeptała Kaitlyn.
Z jego twarzy zniknął grymas, zamieniając się w bezczelny uśmiech.
- Nie, ty wejdz tutaj.
Kaitlyn zdała sobie sprawę, że rzuca jej wyzwanie. W porządku, udowodni mu, że mu ufa.
Uniosła do góry głowę, wyprostowała plecy i szybkim krokiem przeszła obok niego. Usiadła
na krześle przy biurku i dyskretnie rozejrzała się wokół. Pokój był dokładnie taki, jak opisał
go Lewis. Ogromne łóżko, dopasowane meble i hektary przestrzeni. Nie zauważyła jednak
żadnych rzeczy osobistych. Może Gabriel nic takiego nie posiadał.
Obserwując ją uważnie, Gabriel usiadł na łóżku. Zostawił uchylone drzwi, ale Kaitlyn,
działając pod wpływem bliżej nieokreślonego impulsu, wstała i je zamknęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates