[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może wybierzesz największe i najładniejsze ozdoby i przyniesiesz je tu? Alex będzie mi je
podawał. Dobrze? Kobiety lepiej znają się na takich rzeczach niż mężczyzni.
Wszyscy byli czymś zajęci - zauważyła Juliana podchodząc do najbliższego pudła z ozdobami.
Niektóre sprzęty zostały wyniesione do salonu i jadalni, a w sali wieszano gałązki ostrokrzewu,
choinę i bombki. Hrabina, Annę i kilkoro dzieci układały jemiołę w wielki pęk, który miał zawisnąć w
salonie, maluchy raczkowały po podłodze piszcząc z radości, a na środku stała księżna, która
dyrygowała wszystkimi niczym dowódca kompanii.
Juliana wybrała ozdoby i zaniosła je tam, gdzie pod największym z trzech kandelabrów ustawiono
wysoką drabinę. Trzymali ją Alex i Freddie, a Jack wspinał się po niej dużo pewniej niż kilka godzin
wcześniej po drzewie, na które wchodzi się znacznie łatwiej. Dziewczyna uśmiechnęła się na to
wspomnienie i na myśl, że przyznała się, iż przejrzała jego podstęp.
Dobrze było przekomarzać się z nim i żartować. Naprawdę jej się to podobało. Może postanowienie
nie będzie tak trudne do zrealizowania. Stała teraz i przyglądała się Jackowi. Kiedy nie miał na
sobie surduta i kamizelki,
widać było, jakie ma szerokie ramiona i wąskie biodra. Cokolwiek robił, by ćwiczyć muskuły,
przynosiło to efekty. Widziała, jak pod cienkimi spodniami napinają mu się mięśnie, gdy wchodził po
drabinie. Pamiętała, że poczuła je przez suknię, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Poczuła się trochę zawstydzona uświadomiwszy sobie, że szczególnie uważnie przygląda się
Jackowi, kiedy jest on bez surduta, i że ten widok sprawia jej przyjemność. Potem jednak
przesunęła wzrok nieco niżej i umknęła spojrzeniem w bok. Właśnie to, że był taki męski, sprawiało,
iż na początku czuła się przy nim przestraszona. Przywołała się jednak do porządku i spojrzała w
górę, pozwalając unieść się wyobrazni.
Wydarzenia ostatnich dni nie były snem. Wszystko działo się naprawdę. Jeśli zaręczyny zostaną
ogłoszone w czasie świąt, papa będzie chciał, by ślub odbył się niebawem, prawdopodobnie już na
wiosnę. Za kilka miesięcy stanie się kobietą. Będzie dzielić z Jackiem łoże za każdym razem, gdy
on tego zechce. Pozna jego ciało i oswoi się z nim.
A było to naprawdę piękne ciało. Kiedy na nie patrzyła, zauważyła, że zaczyna szybciej oddychać j
dzieje się z nią coś dziwnego. Poczuła w środku falę gorąca. Tak, to bardzo piękne ciało. Nietrudno
będzie się zakochać w tym mężczyznie. Już częściowo tak się stało.
Kiedy Jack skończył wieszać ozdoby i zszedł z drabiny, sala była już udekorowana - pozostało tylko
posprzątać. Uśmiechnął się więc do Juliany i potoczył wzrokiem dokoła.
60
- Gotowe - rzekł. - Możemy już świętować. Dobrze się spisaliśmy. Zajrzymy do salonu i jadalni, by
sprawdzić, jak wyglądają?
Położył lekko dłoń na jej ramieniu i skierowali się do drzwi. Ich matki, jak zauważyła Juliana, stały
obok siebie, uśmiechały się i kiwały głowami z aprobatą.
Cóż, niech myślą, że to one zaaranżowały - pomyślała. W pewnym sensie tak było. Ale teraz
wszystko zależało od niej samej i Jacka. To nie było już coś, co działo się bez jej woli. Skoro
wiedziała, czego chce, sama zamierzała pokierować swym życiem.
- Ciekawe, kto będzie się całował pod jemiołą -powiedziała. - Annę i lady de Vacheron bardzo się
starały, by ją ładnie ułożyć. Zamierzały powiesić cały pęk w salonie.
Czuła, że rumieniec oblewa jej policzki, ale zmusiła się, by spojrzeć na Jacka.
- Więc musimy pójść tam i zobaczyć - odparł.
Rozdział jedenasty
Isabelli nie udało się uciec do swego pokoju zaraz po powrocie do domu. Marcel skakał w hallu
wokół niej, prosząc, by razem ułożyli jemiołę, jak to mieli w zwyczaju, a Davy i jego siostry patrzyli
na nią wyczekująco. Nawet Jacqueline wzięła ją za rękę, spoglądając prosząco w oczy.
- Powiedziałem Davy'emu, Meggie i Kitty, że nikt tak pięknie nie układa jemioły jak ty, maman -
mówił Marcel.
Trzy starsze damy, w tym matka Jacka, które spędziły popołudnie na poddaszu wybierając pudła z
ozdobami, usłyszały słowa Marcela i lady Maud uśmiechnęła się przymilnie.
- Ależ, droga hrabino, musisz to dla nas zrobić -rzekła. - Powiem mamie, że zgłosiłaś się na
ochotnika.
Isabella musiała więc iść razem ze wszystkimi do sali balowej. Ale nie było tak zle - stwierdziła,
kiedy wokół niej i Annę zebrała się gromada dzieciaków, które koniecznie chciały pomagać przy
układaniu jemioły. Mogła wrócić następnego dnia do Londynu, ale Jack powiedział, że powinni
zachowywać się jak dorośli, rozsądni ludzie.
I przypomniał, że znalazła się tu na wyrazne zaproszenie księcia i księżnej Portland.
Nareszcie mieli okazję porozmawiać. Wszystko z siebie wyrzucili: frustrację spowodowaną obecną
sytuacją, cały gniew i podejrzenia. Teraz więc, choć przebywali pod jednym dachem, mogli w
spokoju świętować Boże Narodzenie - każde z nich oddzielnie.
- To będzie wspaniała zabawa - zauważyła Annę, kiedy przeszły w ten kąt sali, który księżna
wyznaczyła do układania jemioły. - Och, uwielbiam Boże Narodzenie. To najmilsze dni w roku. I
wszyscy zgodnie twierdzą, że tej nocy spadnie śnieg. Nie śmiem nawet o tym marzyć!
Isabella zebrała gałązki jemioły i wszystkie ozdoby, jakie były im potrzebne, po czym wydała
dyspozycje sporej grupie pomocników. Dzieci rozprawiały z podnieceniem o śniegu, bałwanach,
łyżwach, bożonarodzeniowych prezentach i świątecznym puddingu.
Tak, to wspaniały okres - pomyślała Isabella. Nie mogłaby spędzić świąt z sympatyczniejszą
rodziną. W ostatnie Boże Narodzenie byli sami - ona i dzieci. W tym czasie zawsze najbardziej
tęskniła za Maurice'em.
Jack wspinał się po wysokiej drabinie ustawionej pośrodku sali i wieszał dekoracje na żyrandolu.
Juliana stała obok, przyglądając się temu. Patrzyła na Jacka wzrokiem właścicielki. Bo też należeli
do siebie. Dla nich będzie to najwspanialsze Boże Narodzenie w życiu.
Isabella skupiła się, by pomóc Kitty zawiązać kokardkę z czerwonej wstążki na pęku jemioły.
Zdjął surdut i kamizelkę. Wyglądał bardzo atrakcyjnie w koszuli, spodniach i wysokich butach z
cholewami. Niewiele się zmienił. I przed południem czuła się przy nim tak jak dawniej. Jego ciało i
usta wydawały się jej niepokojąco znajome.
- Nie, nie - zwróciła się do Marcela. - Nie układaj całej jemioły w jeden bukiet. Postaraj się rozłożyć
61
gałązki.
O, tak. - Opuściła rękę i zmierzwiła mu czuprynkę. -Dobry chłopiec.
Dziewięć lat temu zastanawiała się, czy będzie potrafiła żyć bez Jacka. Pokusa, by mimo wszystko
zostać z nim, dopóki się nią nie znudzi, była wręcz nie do przezwyciężenia. Ale wiedziała, że choć
może nie będzie mogła żyć bez niego, życie z nim jest dla niej niemożliwością. Nigdy jej nie
szanował. Potrzebna mu była tylko z jednego powodu. I coraz częściej tracił panowanie nad sobą,
stawał się gwałtowny i zazdrosny. Sytuacja mogła się już tylko pogarszać.
Resztki godności, jakie jej jeszcze zostały, skłoniły ją do odejścia. I stwierdziła, że potrafi żyć dalej - i
to nie wegetować, lecz właśnie żyć. Zaczęła nowe życie, znacznie lepsze od dotychczasowego.
Zawsze nienawidziła tej dotkliwej tęsknoty za Jackiem - próbowała ją zwalczyć, ale bez skutku. I
nadal nienawidziła tego uczucia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates