[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Porwana gwałtownym przypływem namiętności uśmiechnę
ła się do niego.
- Wez więcej. - Czuła drżenie jego palców splecionych z jej
palcami. - Wez mnie całą. - Ujrzała w jego oczach błysk trium
fu i pragnienia zarazem. - Wez wszystko.
Ogień sięgnął i ogarnął obydwoje.
Kiedy zasnęła, tulił ją do siebie i dopracowywał ostatnie
szczegóły planu. W końcu doszedł do wniosku, że szanse na to,
czy się powiedzie, czy nie, są takie same.
Dla niej zaryzykowałby o wiele więcej. Tylko dlatego, żeby już
nigdy po jej policzkach nie popłynęły łzy. Czekał na to trzydzieści
lat i pewnie dlatego zakochał się tak mocno, tak szybko.
Chyba że zechciałby przyjąć bardziej tajemnicze wytłuma
czenie i uwierzyć, że to po prostu przeznaczenie - czas, kamień,
MJ. Tak czy inaczej, znalazł się w tym samym punkcie. Była
pierwszą i jedyną osobą, którą kiedykolwiek kochał i zrobiłby
wszystko, żeby ją chronić.
Nawet jeśli oznaczało to utratę jej zaufania.
SCHWYTANA GWIAZDA 191
Nawet jeśli teraz leżał przy niej po raz ostatni, nie powinien
narzekać. Nie miał prawa. W ciągu tych dwóch dni dała mu
więcej, niż otrzymał przez całe życie.
Kochała go, a to starczało za odpowiedz na wszystkie pytania.
Kiedy Jack leżał w kompletnych ciemnościach, takich, które
zdarzają się tylko na wsi, rozmyślając o swoim życiu, zastana
wiając się nad przyszłością, inny mężczyzna siedział w pokoju
zalanym światłem. Jego pracowity dzień dobiegł końca. Był
zmęczony. Ale jego umysł nie potrafił się wyłączyć. A poza tym
nie mógł sobie pozwolić na zmęczenie.
Patrzył, jak fajerwerki rysują smugi na niebie. Uśmiechał się,
rozmawiał, popijał szlachetne wino, ale przez cały czas od we
wnątrz zżerała go wściekłość, jak rak.
Teraz był na szczęście sam, w pokoju, który koił jego duszę.
Napawał wzrok obrazem Renoira. Cudowne, delikatne kolory. Sub
telne muśnięcia pędzla. I tylko on będzie patrzył na tę świetność.
Tam szkatułka chińskiego cesarza. Lśniąca laka, czerwony
smok mknący po niej wprost w czarne niebo. Bezcenna, pełna
sekretów. A klucz ma tylko on.
Tutaj pierścień z rubinem, który kiedyś ozdabiał królewski
palec Ludwika XIV. Wsunął go na swój mały palec. Obrócił
kamień do światła i patrzył, jak rzuca ognie. Z królewskiej ręki
na jego dłoń, pomyślał. Nie obyło się bez paru przygód po
drodze, ale teraz był tu, gdzie jest jego miejsce.
Zazwyczaj takie rzeczy sprawiały mu głęboką, subtelną
rozkosz.
Ale nie dziś.
Niektórzy zostali ukarani, pomyślał. Niektórych kara nie
dosięga. Ale to mu nie wystarczało.
192 ft SCHWYTANA GWIAZDA
Jego skarbiec był pełen oszałamiających, unikatowych dzieł
sztuki. Ałe to mu nie wystarczało.
Trzy Gwiazdy były jedyną rzeczą, która go mogła zadowolić.
Oddałby za nie wszystkie swoje bogactwa. Mając je, nie potrze
bowałby niczego innego.
Ci głupcy wierzyli, że je rozumieją. Wierzyli, że mogą nad
nimi panować. I wymknąć się mu. A one były przeznaczone dla
niego. To oczywiste. Ich moc była mu przeznaczona od zawsze.
A ich stratę odczuwał równie boleśnie jak szklany pył
w gardle.
Wstał, zdarł rubin z palca i rzucił go przez pokój jak dziecko
rzuca zepsutą zabawkę. Dostanie je z powrotem. Był tego pew
ny. Ale najpierw trzeba złożyć ofiarę. Bogu, pomyślał z powol
nym uśmiechem. Naturalnie bogu.
Krwawą ofiarę.
Wyszedł z pokoju, zostawiając w nim zapalone światło. I re
sztki rozumu.
ROZDZIAA 11
Jack zastanawiał się, czy nie zostawić kartki. Kiedy MJ się
obudzi, przy jej boku nie będzie nikogo. Z początku pewnie
pomyśli, że wybrał się na poszukiwanie tego małego sklepiku,
o którym przedtem mówiła.
Będzie zniecierpliwiona, trochę zirytowana. Po godzinie czy dwóch
może zacznie się martwić, czy nie zabłądził na bocznych drogach.
Ale wkrótce zda sobie sprawę, że odjechał na dobre.
Kiedy o pierwszym brzasku schodził cicho po schodach, wy
obrażał sobie, że wtedy MJ wpadnie we wściekłość. Przebiegnie
jak burza przez cały dom, przeklinając go i złorzecząc. Prawdo
podobnie na czymś się wyładuje.
Niemal żałował, że tego nie zobaczy.
Może przez chwilę będzie go nienawidzić. Ale tutaj będzie
bezpieczna. To liczyło się przede wszystkim.
Wyszedł na dwór, wprost w chłodną, poranną mgłę, która okryła
płaszczem drzewa i przysłoniła niebo. Kilka ptaków zbudziło się
wraz z nim i teraz stroiły gardła. Kwiaty Grace nasycały powietrze
cudownym zapachem, a na trawie lśniły krople rosy. Na skraju lasu
zobaczył jelenia. Możliwe, że to ta sama łania, która stała na
drodze poprzedniego dnia.
194 SCHWYTANA GWIAZDA
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, obydwoje zaciekawieni,
a zarazem obawiający się obcych. Wreszcie łania, zbywając go,
pobiegła niemal bezszelestnie skrajem lasu i powoli została
przezeń wchłonięta.
Spojrzał na dom, w którym zostawił śpiącą MI. Jeśli wszy
stko pójdzie zgodnie z planem, wróci po nią przed zapadnięciem
zmroku. Zdawał sobie sprawę, że to nie będzie proste, musiał
jednak wierzyć, że w końcu uda mu się ją przekonać, iż zrobił
tylko to, co uważał za najsłuszniejsze w tej sytuacji. A jeśli przy
tym zranił jej uczucia, trudno, zranione uczucia to jeszcze nie
koniec świata.
Znów zastanowił się, czy nie zostawić kartki - coś zwięzłego
i do rzeczy. Ostatecznie postanowił tego nie robić. Ona sa
ma wystarczająco szybko domyśli się, co się stało. Bystra z niej ko
bieta.
Jego kobieta, pomyślał, wsuwając się za kierownicę. Cokolwiek
stanie się z nim tego dnia, ona będzie bezpieczna.
Niczym żołnierz gotowy do bitwy, rycerz gotów do ataku,
uzbroił się w męstwo, by zostawić swą damę i ruszyć wprost
w mgłę. W tak podniosłym nastroju obrócił kluczyk w stacyjce.
Silnik odpowiedział tępym trzaskiem.
Jego nastrój opadł jak żagiel nagle pozbawiony wiatru.
Wspaniale, doskonale, właśnie tego mu było trzeba. Wysko
czył z samochodu, z trudem powstrzymując się przed zatrzaś
nięciem drzwi, i okrążył maskę. Mamrocząc przekleństwa,
otworzył ją gwałtownie i wsadził głowę do środka.
- Zgubiłeś coś, kolego?
Powoli wysunął głowę spod maski. MJ stała na werandzie,
rozstawiwszy szeroko nogi, ze zwiniętymi w pięści rękami na
biodrach, z jadem w oczach. Wystarczyło rzucić okiem, żeby się
SCHWYTANA GWIAZDA 195
zorientować, że znikła głowica rozdzielacza. Nie musiał nawet
patrzyć na MJ, by wiedzieć, że go załatwiła.
Zachował spokój. Na swej pełnej wybojów drodze życia
radził sobie z trudniejszymi przeszkodami niż jedna rozwście
czona kobieta.
- Na to wygląda. Wcześnie wstałaś, MJ.
- Ty też, Jack.
- Byłem głodny. - Wyszczerzył radośnie zęby, ale trzymał
się z dala od niej, na wszelki wypadek. - Myślałem, że uda mi
się upolować jakieś śniadanie.
- A masz maczugę w samochodzie?
- Maczugę?
- Chyba tak właśnie postępowali jaskiniowcy, prawda? Brali
maczugę i ruszali w las, by grzmotnąć niedzwiedzia na pieczyste.
Kiedy zeszła po schodach w jego kierunku, Jack, z uśmie
chem przyklejonym do twarzy, oparł się o zderzak.
- Miałem na myśli coś bardziej cywilizowanego. Coś takie
go jak jajka na bekonie.
- Tak? Ciekawe, gdzie o tej porze zamierzałeś znalezć jajka
i bekon?
Załatwiła go.
- No... myślałem, że mógłbym, no wiesz, znalezć jakiegoś
farmera i... - Powietrze ze świstem uszło mu z płuc, kiedy
dostał pięścią w brzuch.
- Nie waż się mnie okłamywać. Czy ja wyglądam na
idiotkę?
Zakaszlał, odzyskał oddech i zdołał się wyprostować.
Nie, posłuchaj...
- Sądzisz, że w nocy nie domyślałam się, co się dzieje? To,
w jaki sposób się ze mną kochałeś, mówiło samo za siebie.
196 SCHWYTANA GWIAZDA
Myślisz, że rozrzewniłeś mnie na tyle, że nie zorientuję się, że to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates