[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie uwierzyłabyś, jak wspaniale kupowało się nam wczoraj. Prawda,
dziecinko?
Julie kiwnęła głową. Kathleen poczuła ściskanie w gardle. Jej ojciec kiedyś tak
samo zwracał się do niej.
Mac został jeszcze kilka minut. Julie trzymała się dzielnie, ale chętnie poszła
spać. Miała wielkie plany na następny dzień.
Następnego dnia Mac przywiózł ze sobą śniadanie i starał się schodzić z drogi
Kathleen, która jak szalona biegała po mieszkaniu próbując odnalezć buty,
kupione wraz z kostiumem na wizytę w Białym Domu. Przez pół nocy nie
zmrużyła oka, rozmyślając o lunchu z Pierwszą Damą. Przez drugie pół myślała
o tym, jak bardzo miły i czarujący jest Mac. I taki dobry dla Julie. Idealny
materiał na ojca.
Mac szperał pod kanapą, podczas gdy Kathleen upinała włosy w swój zwykły
kok. Znalazł drugi but, podał go Kathleen wraz z pocałunkiem i uściskiem na
szczęście, a potem wyciągnął spinki i rozpuścił jej włosy.
- Na spotkanie z Pierwszą Damą powinnaś rozpuścić włosy. Nie ukrywaj swojej
urody, Kath.
Wzięła go za ręce i przycisnęła je do ust.
- Nie chciałbyś, żeby twoja żona prowadziła takie życie, prawda?
- Nie każda żona bywa na lunchu w Białym Domu. Jestem z ciebie dumny.
W oczach Kathleen zabłysły łzy.
- To dla mnie znacznie więcej niż lunch. Uśmiechnął się.
- Wieczorem opowiesz nam, jak było, a my opowiemy ci, jak spędziliśmy nasz
dzień, i zobaczymy, kto się lepiej bawił.
- Myślę, że tego nie da się porównać. To zupełnie co innego.
- To zależy czyimi oczami spojrzymy. Pogładziła go po policzku.
- Jesteś taki miły. Słodki.
- Naprawdę? Nie próbowałaś mnie już dwa dni, może skwaśniałem.
- Nie, stałeś się jeszcze słodszy.
- Chcesz mnie spróbować?
RS
- Nie kuś mnie. - Kathleen wzięła torebkę, ucałowała Julie i podeszła do drzwi.
- Spotkamy się o siódmej?
- Punktualnie. Nie martw się o Julie. Zajmę się wszystkim. Twój szef pozwoli ci
jutro pospać dłużej.
- To nie takie proste. - Wyszła, a Mac patrzył, jak biegnie korytarzem.
- Dlaczego mamusia płacze, gdy patrzy na ciebie? - spytała Julie. Stanęła obok
Maca, ściskając w objęciach Wielkiego Ptaka.
- Płacze? Skinęła głową.
- Cóż, czasem ludzie płaczą ze szczęścia. Myślę, że mama cieszy się, że zje
lunch w towarzystwie żony prezydenta, i z tego, że wieczorem idziemy razem
na kolację.
Wczoraj żałowała, że nie bawiła się razem z nami. Myślę, że dziś z
przyjemnością do nas dołączy.
- Wczoraj, kiedy wyszedłeś, też płakała. Myślałam, że może ty ją zasmucasz.
Podniósł Julie i przytulił.
- Za nic na świecie nie zasmuciłbym twojej mamusi. Ani ciebie.
- Ty mnie uszczęśliwiasz. Lubię być z tobą.
- Dziękuję ci, kochanie. Ja także lubię być z tobą. Zaczęli od sklepu Neiman-
Marcus. Szukali naprawdę niezwykłej sukienki dla pięcioletniej dziewczynki, a
także bucików, torebki i bielizny. Mac kupił kilka dodatkowych ubranek, które
podobały się Julie, a potem poszli obejrzeć meble.
- Nie widziałaś jeszcze mojego mieszkania tu, w Nowym Jorku - powiedział,
gdy chodzili wśród kanap, lamp, stołów i mnóstwa innych sprzętów.
- Jak tam jest?
- Raczej okropnie. Pełno czarnej i białej skóry. A także szkło i chromy. Nie
jestem tym zachwycony. Może pomogłabyś mi wybrać parę rzeczy, które ci się
spodobają.
W ciągu trzech godzin kupili nowe meble do mieszkania Maca. Gabinet,
którego nie zaprojektowała Ashley, pozostawili bez zmian. Skóra, szkło i
chromy zastąpione zostały ciepłym drewnem, tweedem i kocami w szkocką
kratę w kolorach zieleni oraz różnych odcieniach niebieskiego i różowego. Mac
upewnił się, że wszystko zostanie dostarczone przed upływem tygodnia, a
potem poszli obejrzeć wyposażenie sypialni, żeby zorientować się, jak Julie
urządziłaby swój pokój.
Póznym popołudniem wstąpili do mieszkania Maca. Dziewczynka biegała po
pokojach, podczas gdy Mac przebierał się w smoking. Wyszedłszy z sypialni,
znalazł ją w gabinecie. Siedziała na kanapie z pluszowym misiem ze sklepu
Jemioła w ramionach i z otwartym albumem na kolanach.
- Znalazłaś coś ciekawego?
- Album ze zdjęciami. Czy to ty, kiedy byłeś chłopcem? Usiadł obok niej.
- Wygląda na to, że ja.
- A to twoja mamusia i tatuś? - spytała, wskazując mężczyznę i kobietę
stojących obok chłopca.
RS
- Przed domem, w którym mieszka moja matka i babcia.
- A gdzie mieszka twój tatuś? - Spojrzała na Maca szeroko otwartymi oczami,
czekając na odpowiedz.
- Umarł i poszedł do nieba.
- Dawno?
- Niedługo potem, jak ty się urodziłaś.
- Mamusia mówi, że gdy ktoś umiera, na jego miejsce rodzi się ktoś nowy. Czy
myślisz, że ja zastąpiłam twojego tatusia?
Mac powstrzymał napływające do oczu łzy.
- Tak, myślę, że przyszłaś na miejsce mojego tatusia. - Posadził ją na kolanach i
przytulił. Pogłaskał po włosach i pocałował w czoło.
- Chodzmy, maleńka, bo się spóznimy; mamusia nie byłaby zadowolona.
Wprowadził ją do sypialni, wypakował bieliznę i piękną sukienkę, którą kupili.
- Umiem się sama przebrać - stwierdziła Julie. - Ale ty możesz pozapinać
guziki.
- Dobrze, zaczekam za drzwiami. Zawołaj, jeśli będę potrzebny.
Po dziesięciu minutach wyszła i odwróciła się plecami, żeby pozapinał małe
guziczki. Niezdarnie zawiązał kokardę i okręcił dziewczynkę dookoła.
- Doskonale. - Wziął ją za rękę. - Gotowi? Julie uśmiechnęła się.
- Chciałabym, żebyś był moim tatusiem.
- Ja też, kochanie.
Kathleen otworzyła drzwi. Wyglądała jeszcze piękniej niż owego wieczoru w
hotelu Plaza. Mac i Julie weszli do mieszkania.
- Czy moja sukienka nie jest śliczna, mamusiu?
- Zliczna. Sama ją wybrałaś?
- Nie, pan O'Brien mi pomógł. Powiedział, że dobrze mi w różowym. Ja
wolałam niebieską, ale pomyślałam, że wezmę tę, która jemu się podoba.
Mac roześmiał się.
- Nie powiedziałaś mi, że wolisz niebieski.
- To jej ulubiony kolor, Mac - powiedziała Kathleen. - Wkrótce się tego
nauczysz.
- Mam coś dla ciebie.
- Ofiarowałeś mi już tak wiele.
- Ciii. - Wyjął z kieszeni długie aksamitne pudełko i otworzył je.
Oczy Kathleen napełniły się łzami.
- Piękny.
- Starałem się dobrać do bransoletki, ale nie mogłem odnalezć tamtego sklepu.
Byłem pewien, że pamiętam, która to ulica. Ale sklep po prostu zniknął.
- Ależ, Mac, dobrałeś go idealnie.
Mac spojrzał na naszyjnik w pudełku. Sznur pereł z brylantowym zameczkiem.
Perły tak białe jak te z ostryg z Morza Północnego. Jak w bransoletce. Wyjął
naszyjnik z pudełka i przysunął do światła. To nie był ten naszyjnik, który
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates