[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pani nie rozumie. Gdybym została, okryłabym hańbą rodziców jak ladacznica.
Kobieta zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, \e...
Emily skinęła głową.
- To właśnie chcę powiedzieć.
- Powinnaś więc wracać do domu.
Travis miał nietęgą minę. Przera\ała go myśl o wyjezdzie Emily, a nie wiedział jak ją
zatrzymać.
Bo\e, co za uparta kobieta.
- Kochasz mnie, ale wyje\d\asz. Dobrze zrozumiałem?
- Tak. Kocham cię i wyje\d\am. Według mnie to sensowne posunięcie.
- Najzupełniej - parsknął gniewnie.
Nie podjęła sprzeczki. Odwróciła się, dała gapiom znak ręką, by się rozstąpili i ruszyła
z powrotem do dyli\ansu. Niemal biegła, Travis dotrzymywał jej kroku.
Ci\ba posuwała za nimi.
- Przysięgłam sobie, \e ju\ nigdy w \yciu nie powezmę \adnej pochopnej decyzji, a
zostać tutaj byłoby nie tylko rzeczą nierozwa\ną, ale i grzeszną. Wracam do domu.
W Travisie z sekundy na sekundę wzbierała coraz większa wściekłość, a jednocześnie
ogarniała go panika. Nie mo\e przecie\ pozwolić jej wyjechać. Czy\ ona nie rozumie, ile dla
niego znaczy? Bez niej \ycie nie będzie miało sensu.
Nie chciał takiego \ycia.
Nagle objawiła mu się cała prawda. Stanął jak wryty.
- Do kroćset, ja ją kocham - szepnął.
Emily, słodka, dobra, czuła Emily. Chce z nią przepędzić resztę swoich dni. Najpierw
jednak musi coś zrobić, by nie wsiadła do dyli\ansu.
Dogonił ją. Dalej mamrotała coś o pochopności, wyczekał więc cierpliwie, a\ skończy
swój bezładny monolog.
Skończyła i spojrzała na niego wyczekująco.
- Nie sądzisz, \e mam rację? - zapytała, zastanawiając się, skąd uśmiech na jego
twarzy.
- Masz rację.
- Ona wyje\d\a - zawołał ktoś z tłumu.
- Zrujnowałaby sobie \ycie, gdyby została - oznajmiła dobrze poinformowana kobieta.
- Amen - krzyknął ktoś inny.
Travis otworzył przed nią drzwiczki dyli\ansu.
Emily wyciągnęła dłoń.
- Do widzenia, Travisie.
- Mam ci podać rękę?
- Byłoby grzecznie. Dlaczego się uśmiechasz?
- Jestem szczęśliwym człowiekiem.
Oszołomiła ją ta gwałtowna zmiana stanowiska. Opuściła dłoń.
- Napiszę do ciebie.
- To miło z twojej strony.
- Odpiszesz?
- Na pewno.
Wszystko zostało ju\ powiedziane. Odwróciła się i wsiadła do dyli\ansu.
- Jeszcze jedno - powiedział.
- Tak?
- Pocałuj mnie na do widzenia.
12
Poślubiła ukochanego człowieka. Z jej twarzy nie schodził uśmiech, tak była
szczęśliwa. W kąpieli roześmiała się nawet kilka razy w głos, nie wiedząc jak inaczej dać
upust przepełniającej ją radości i miłości.
Czekała teraz na mę\a. Stała w oknie sypialni nad bawialnią Perkinsów, patrzyła w
niebo i rozczesywała włosy. Zwiecił księ\yc, iskrzyły się setki gwiazd, świerszcze wygrywały
swoje nocne melodie, powietrze przenikał zapach sosen, wszystko spowijała magia.
W wazonie stała ró\owa ró\a, którą dostała od Travisa przed ceremonią ślubną.
Wyjęła kwiat i przytuliła do serca.
Wszedł Travis. Zaryglował drzwi. Spojrzał na Emily i dech zaparło mu w piersiach,
taka była piękna ta jego oblubienica, kobieta, którą w końcu udało mu się zdobyć.
Miała na sobie bieluteńką koszulę nocną, która okrywała ją szczelnie od szyi po stopy.
- Dobry wieczór, pani Clayborne.
Wybuchnęła śmiechem, a jemu ciepło zrobiło się na sercu. Oparł się o drzwi i
wyszczerzył zęby.
- Nie denerwuj się.
- Myślisz, \e jestem zdenerwowana?
- Wyrzuciłaś właśnie szczotkę do włosów za okno.
- Chciałam ładnie wyglądać.
- Pięknie wyglądasz.
Nie mogła usłyszeć nic milszego. Tak bardzo kocha tego człowieka.
Zdjął koszulę, rzucił na oparcie krzesła, zdjął buty, skarpetki i podszedł do niej.
- Nie denerwujesz się, kochanie?
- Odrobinę - przyznała. - Wiem, co się ma zdarzyć, ale nie wiem, jak to jest.
- Chcesz powiedzieć, \e nie przestudiowałaś zagadnienia w sposób dogłębny?
- Nie, ale mam nadzieję, \e ty tak.
Wyjął kwiat z dłoni \ony i musnął nim jej policzek. Napięcie ustąpiło.
- Kocham cię, Emily. Tylko ciebie.
Wstawił ró\ę do wazonu, wziął Emily w ramiona i zaniósł do łó\ka.
- Chcesz, \ebym ci wyjaśnił, co zamierzam zrobić?
Dosłyszała w jego głosie kpinę.
- Nie, bardzo dziękuję, doceniam ofertę, ale wolałabym raczej, \ebyś mi pokazał.
Uło\ył ją delikatnie na środku łó\ka, spoglądając w przepełnione miłością oczy.
- Mam zamiar dogłębnie cię przestudiować, pani Clayborne i mam szczerą nadzieję,
\e ślicznie mi podziękujesz, kiedy skończę - oznajmił, u\ywając jej ulubionego określenia.
Gdyby nie bała się, \e głos ją zawiedzie, powiedziałaby mu, \e nie musi ju\
przejmować się jej zdenerwowaniem, tyle miłości i po\ądania widziała w jego oczach. Była
gotowa być jego \oną i poznać go, jak \onie godzi się poznać mę\a.
On ze swej strony postanowił sobie, \e tej nocy ona będzie dyktowała rytm kochania
się.
Długo potem dochodzili do siebie. Le\eli spleceni, a jego przepełniało takie szczęście,
jakby znalazł się w niebie. I ona nie posiadała się ze szczęścia, miała ochotę płakać i śmiać się
na przemian. Komiczna zdała się jej pełna satysfakcji mina Travisa, dopóki nie pomyślała, \e
ona ma pewnie taką samą.
Przewrócił się na plecy i pociągnął ją ze sobą. Wyciągnęła się wygodnie, z ręką na
jego piersi.
- Nie jest ci przykro, \e kazałaś mi tak długo czekać?
- Tylko dwa tygodnie - skorygowała łagodnie. - Wiedziałeś, \e dyli\ans odjedzie,
kiedy będziesz mnie całował, prawda?
- Oczywiście. Naprawdę myślałaś, \e pozwolę ci odjechać?
- Naprawdę myślę jakie to szczęście, \e mi nie pozwoliłeś.
Roześmiał się. Taki był szczęśliwy, \e musiał ją jeszcze raz pocałować, po czym opadł
na poduszki z głośnym ziewnięciem.
- Męki piekielne prze\ywałem, \e nie mogę cię dotknąć. Przesadzał, ma się rozumieć,
przynajmniej ona tak uwa\ała. Za \adne skarby nie oddałaby ostatnich dwóch tygodni, kiedy
to miała okazję przekonać się, \e Travis jest najbardziej romantycznym człowiekiem w
świecie. Zalecał się do niej, jak to określał, zawzięcie, nie pozostawiając jej \adnego wyboru -
o czym ją ostrzegł - a ona zwodziła go, chcąc, by się upewnił, \e z nią właśnie pragnie
spędzić resztę \ycia.
A wszystko z lęku, \e to z jego strony tylko zauroczenie, które ka\e mu widzieć w niej
same dobre strony. Wyprowadził ją z błędu, wyliczając skrupulatnie któregoś dnia przy
kolacji wszystkie jej wady. Niemało czasu mu to zajęło, a znalazł takie, o których nie miała
pojęcia. Wysłuchawszy go zaciekle dowodziła, \e nie jest uparta.
- I pomyśleć, Travisie, \e to wszystko za sprawą jednego pocałunku na do widzenia.
- Dlatego się go domagałem. Kocham cię.
- I ja cię kocham.
- Emily?
- Tak?
- Pocałuj mnie raz jeszcze na do widzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates