[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej pensja miała być tylko niewiele wyższa od poprzedniej. Alissa była
zadowolona. Nadal mogła zajmować się tym, co ją interesowało.
119
RS
Bez większej nadziei na sukces, jeszcze raz wykręciła numer Rade'a
w Cielo Canyon. Ku jej zaskoczeniu ktoś podniósł słuchawkę. Była to
Juanita - gospodyni Stone'ów. Z charakterystycznym hiszpańskim
akcentem poinformowała, iż pan Stone jest w pracy.
- To znaczy, że już wrócił z Nowego Jorku? - wykrztusiła Alissa.
- Wrócił wczoraj - potwierdziła Juanita.
Tak, teraz Alissa nabrała pewności. Rade nie zadzwonił, bo nie
chciał się z nią zobaczyć. Wcześniej łudziła się jeszcze, że może brak
czasu nie pozwalał mu na to. W tym momencie nie było wątpliwości co do
powodów jego milczenia.
Cóż, być może on nie chciał jej widzieć, lecz Alissa musiała chociaż
spróbować wytłumaczyć mu sprawę artykułu. Poza tym wciąż miała jego
porsche... Nikki chętnie zgodziła się przyjść i już niedługo potem Alissa
stanęła przed drzwiami gabinetu Rade'a.
Nie pukając otworzyła drzwi i weszła. Rade siedział pochylony nad
rysunkiem, z czarnym pisakiem w dłoni. Alissa poczuła jak serce podcho-
dzi jej do gardła, oczy miała pełne łez. Oto siedział przed nią mężczyzna,
którego kochała nad życie, a który ją odtrącił.
Rade podniósł wzrok. Zmartwiała na widok wyrazu jego twarzy.
- O, pani Courtney! Czyżby przyszła pani po następny wywiad? -
powiedział lodowatym tonem. Jego spojrzenie mogłoby teraz zabić.
- Czytałeś więc... - wyszeptała Alissa.
- Oczywiście. - Pochylił się nad kartką. -Dziwię się doprawdy, iż
naraża pani swą reputację, przychodząc do tak nikczemnego, plugawego
dorobkiewicza jak ja.
120
RS
- Rade, przykro mi z powodu tego artykułu. Przyszłam, żeby cię
przeprosić i powiedzieć, że to nie ja go pisałam - powiedziała przez
zaciśnięte gardło.
- Hm, zdaje się, że już zaczynam rozumieć jak działa ten wasz
komitet! - Rade uśmiechnął się wzgardliwie. - Prawdy i fałszu używacie
wymiennie, w zależności od sytuacji i korzyści jakie macie z tego
osiągnąć. Och, niechże pani już idzie szukać innego naiwniaka... ! Jestem
zajęty.
Coś w niej umarło.
Nie wiedziała jak wyszła z jego biura, potem z budynku, nie
wiedziała jak wsiadła do samochodu i odjechała. Ponad godzinę spędziła
jeżdżąc autostradami, błądząc myślami we wspomnieniach. Po raz
pierwszy nie przerażał jej tłok na drodze - było jej wszystko jedno. Po raz
pierwszy tak wyraznie poznała sens słów: ból serca.
Dopiero przed domem, na podjezdzie zorientowała się, że nadal
używa samochodu Rade a. Była tak przygnębiona, że...
- Cześć, Alissa! - przerwało jej radosne powitanie Sary.
- Sara! - Dziewczynka rzuciła się jej na szyję. - Co ty tu robisz?
Z domu wyszedł Steven, za nim Matthew, Michael i Nikki.
- Witaj, Liss - rzekła, jak zwykle pogodna Nikki. - Steven i Sara
przyjechali koło wpół do piątej. Nie doliczę ci za dodatkowe dzieciaki.
Były naprawdę grzeczne.
Alissa patrzyła na dzieci ze zmarszczonym czołem, usiłując jakoś
zrozumieć sytuację.
- Jak one się tu dostały?
Nikki wzruszyła ramionami.
121
RS
- Nie mam pojęcia. Dzwonek zadzwonił, otworzyłam więc, a one
stały przed drzwiami. -Spojrzała pytająco na Alissę. - Nie spodziewałaś się
ich?
Alissa pokręciła przecząco głową.
- Steven, Saro, kto was tu przywiózł?
- Taksówka - odparła Sara.
- Ale kto zawołał taksówkę? Kto powiedział kierowcy dokąd ma
jechać?
- Nie wiem. - Sara wzruszyła ramionami. -Taksówka przyjechała a
Juanita powiedziała żebyśmy wsiedli, no i przyjechaliśmy tutaj. No i
bardzo fajnie, bo Nikki nauczyła nas grać w karty, w wojnę. I ja
wygrałam!
- Ja muszę już lecieć - powiedziała Nikki. -Cześć, dzieciaki! Na
razie, Liss!
Cała czwórka odpowiedziała gromkim: Cześć!" i podążyła za Alissą
do domu.
- Jesteśmy głodni, mamo! - oświadczył Matthew. - Kiedy będziemy
jeść?
- Niedługo - odparła nieobecna duchem Alissa.
To prawda, ucieszyła się widokiem Sary i Stevena. Brakowało jej ich
pogodnego towarzystwa przez ostatnie dni, lecz nie potrafiła udzielić sobie
odpowiedzi na pytanie, kto ich tu przysłał. Rade? Przypomniała sobie jego
lodowate spojrzenie. Nie, na pewno nie on. Dał dostatecznie mocno do
zrozumienia, iż wszystko między nimi skończone. Powinna jednak
zadzwonić do niego, powiedzieć, by przyjechał po dzieci...
122
RS
Przygotowała na obiad spaghetti z sosem pomidorowym i sałatką z
groszku, pomidorów, sera i sałaty. Zajęta własnymi myślami nie
zauważyła, że cała czwórka pochłonęła obiad w rekordowym wprost
tempie, bez zwyczajnego grymaszenia i kręcenia nosem.
Podjęła decyzję: sama odwiezie Sarę i Stevena do Cielo Canyon i
zostawiając porsche'a, wróci z chłopcami taksówką.
Sarze nie spodobał się ten pomysł.
- A ja chcę zostać tutaj! - zaprotestowała stanowczo. - Nigdzie nie
jadę!
Alissa położyła dłonie na ramionach dziewczynki.
- Kochanie, ja wiem, że chciałabyś tu zostać i bardzo bym się z tego
cieszyła, ale jutro idziesz do szkoły i...
- Zostaję! - oświadczyła i uciekła do łazienki.
Zanim Alissa dobiegła za nią do solidnych, drewnianych drzwi, Sara
zdążyła zamknąć je na klucz od środka.
- Sara, wyjdz! Słyszysz! Wyjdz w tej chwili.
- Nie - padła spokojna odpowiedz.
Chłopcy zachichotali.
- Niezle to sobie obmyśliła - rzekł Michael z podziwem w głosie.
- Nie mogę pozwolić ci tam zostać, Saro! -zawołała Alissa odrobinę
desperacko. - Jeśli nie wyjdziesz dobrowolnie, wyjmę drzwi z zawiasów!
Prawdę powiedziawszy, nie miała zielonego pojęcia jak się do tego
zabrać... Pomógł jej dzwonek u drzwi.
- Cześć, tato! Cześć, Daniel! - przywitał gości Steven.
- Cześć, Rade! - zakrzyknęli Matthew i Michael.
Na widok Rade'a serce Alissy zabiło mocniej.
123
RS
- Sara zamknęła się w łazience i nie chce wyjść! - zakomunikował
któryś z chłopców.
- Przepraszam cię za to - powiedział Rade oziębłym tonem. - Dopiero
po powrocie do domu Daniel zadzwonił i powiedział mi, że przysłał dzieci
do ciebie. To taki jego, chybiony zresztą, pomysł na załagodzenie
sprawy...
Daniel Hastings wzruszył ramionami.
- Zawsze będę mógł powiedzieć, że próbowałem. - Zastukał do
drzwi. - No dobra, Saro, możesz już wyjść.
- Nie! - odkrzyknęła Sara. - Chcę zostać z Alissą.
- Ale... no dobrze... Jeśli wyjdziesz, zamknę twojego tatę i Alissę
zamiast ciebie - zaoferował Daniel. - Gwarantuję ci, że jeżeli posiedzą
razem ze dwadzieścia minut, to cała wasza szóstka już na zawsze
zamieszka razem. Co ty na to?
Alissa pobladła, Rade rzucił jej chmurne spojrzenie. Drzwi do
łazienki otworzyły się. Daniel, robiąc użytek ze swej legendarnej
zwinności telewizyjnego detektywa, złapał Sarę i, zanim Alissa i Rade
zdążyli zareagować, wepchnął ich do środka i zamknął od zewnątrz.
- Daniel! - warknął Rade. - Otwórz te drzwi, do cholery!
- Dzieci! Co powiecie na lody? - powiedział Daniel, nie zważając na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates