[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kochała swój mały kraj, cieszyła się, że niebawem będzie w domu, zobaczy
rodziców i przyjaciół. I najważniejsze spotka się z siostrami i ich dziećmi.
Przecież cały tydzień nie widziała maluchów!
Jake, pięknie tu, prawda?
Owszem odpowiedział krótko. Bardzo ładny widok. A jak daleko stąd do
stolicy?
Jedzie się około dwudziestu minut. Pałac królewski jest, naturalnie, w stolicy.
Oprócz tego twoja rodzina ma letnią rezydencję w Alpach, nad pięknym jeziorem.
A kto mieszka w pałacu?
Oczywiście, twój dziadek. Od dawna jest wdowcem, twoja babka zmarła
wkrótce po wyjezdzie twego ojca. W pałacu są też apartamenty następcy tronu i
jego rodziny. Wdowa po księciu Michaelu, czyli twoja ciotka, nadal tam mieszka
ze swoją najmłodszą córką, Marie. Starsza córka, Claudine, jest już zamężna.
Philippe też miał swoje pokoje w pałacu.
Aha mruknął Jake. Czyli jedna wielka, szczęśliwa rodzina.
Każdy członek rodziny królewskiej ma swoje prywatne życie. Cała rodzina
spotyka się przy wspólnym stole podczas świąt czy innych uroczystych okazji,
czasami bez powodu, ale to zdarza się rzadko.
A kto jeszcze pretenduje do tronu?
Jesteś jedynym dziedzicem, Jake. W Marique na tronie może zasiąść tylko
potomek płci męskiej.
Czyli dyskryminacja kobiet?
Clarissa taktownie powstrzymała się od komentarza.
Wielka brama z kutego żelaza stała otworem. Limuzyna powoli przejechała
drogą dojazdową, dzielącą na pół wspaniały dywan z kwiatów i perfekcyjnie
strzyżonych trawników i zatrzymała się tuż przed wejściem. Jake spojrzał na pałac
i uśmiechnął się pod nosem. Stara, okazała budowla z różowego kamienia
skojarzyła mu się z jakimś zamkiem z bajki. Bo i czegóż tam nie było! Rzezby i
płaskorzezby, kolumny i kolumienki, jakieś wieżyczki, wykusze. Drzwi frontowe,
wysokie chyba na ponad cztery metry, też były bogato rzezbione. Powtarzał się na
nich ten sam motyw, który dostrzegł na bramie wjazdowej jakieś mityczne smoki
i ptaki.
Lokaj w liberii powoli otworzył ciężkie drzwi. Clarissa czekała jednak, aż Jake
pierwszy wejdzie do środka. Niezależnie od tego, jak kazał siebie nazywać, był
księciem i następcą tronu. Jake powoli wysiadł z samochodu i zanim wstąpił na
schody, jeszcze raz spojrzał na pałac.
Niezły powiedział łaskawie. Trochę pretensjonalny, ale wygląda na to, że
jest w dobrym stanie.
Tuż za drzwiami czekał na nich dystyngowany mężczyzna. Rzucił Clarissie
parę słów, potem stanął przed Jakiem, skłonił się i wygłosiwszy dłuższe zdanie po
francusku, usunął się na bok.
Król czeka już na nas wyjaśniła Clarissa. Mamy się stawić w Sali
Audiencyjnej. To jedna z piękniejszych komnat w tym pałacu. Jake, pozwól sobie
przedstawić, to generał du Rubine, jeden z ministrów.
Jake uprzejmie wyciągnął rękę, zamienili kilka słów, korzystając z pomocy
Clarissy jako tłumaczki. Dziwne, bo generał znał przecież angielski. Jake nie
wyglądał na speszonego, a ona czuła, że jest coraz bardziej zdenerwowana. I znów
lokaj w liberii otwierał przed nimi drzwi. Pierwsze, co ujrzał Jake, to był czerwony
dywan biegnący przez całą salę, aż pod przeciwległą ścianę, pod którą stał pięknie
rzezbiony tron. Na nim siedział starzec, a obok, po prawej jego stronie stał jakiś
mężczyzna.
Jake ruszył przed siebie, ale Clarissa, zgodnie z etykietą dworską, stała,
czekając na wezwanie króla. Po kilku krokach Jake zatrzymał się i spojrzał za
siebie.
Clarisso? Nie idziesz?
Potrząsnęła głową. Cofnął się, a jego palce prawie wpiły się w jej ramię.
Idziesz ze mną. Jesteś moją przewodniczką i tłumaczką, nigdzie się bez ciebie
nie ruszam. Idziemy!
Kiedy zbliżali się do tronu, król wstał. Był wysoki i mimo podeszłego wieku
postawny. Siwe, krótko obcięte włosy były nieco przerzedzone. Oczy ciemne, ale
zdecydowanie jaśniejsze od oczu Jake'a. Raczej brązowe. I nie było w nich ani
odrobiny ciepła.
Witaj w Marique, JeanAntoine powiedział po angielsku, suchym,
urzędowym tonem. Nadszedł czas, abyś tu, w tym kraju, zajął należne sobie
miejsce.
Jake lekko skinął głową.
Przyjechałem tylko z wizytą, jeszcze nie wiadomo, co z tego wyniknie.
Król z niezadowoleniem zmarszczył brwi i spojrzał na Clarissę.
Mówiłaś mu, czego od niego oczekujemy?
Tak, Wasza Królewska Mość.
Wzrok króla znów spoczął na wnuku.
Sądziłem, że taka szansa ucieszy zwykłego cieślę.
Cieśla! Clarissa w ostatniej chwili zamknęła usta, czując, że palce Jake'a teraz
już z całą mocą wpijają się w jej ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 ...coś się w niej zmieniło, zmieniło i zmieniało nadal. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates